Rozdział 34

366 14 2
                                        

Minęły dwa miesiące od sylwestra.

Pewnego dnia dowiedziałam się, że moja mama wyzdrowiała. Istniała szansa, że nowotwór mógł wrócić, ale póki co strasznie się cieszyliśmy. Urządziliśmy z tej okazji nawet imprezę na którą zaprosiliśmy wszystkie najbliższe osoby. Było bardzo wzruszająco, jednak najmniej spodziewałam się tego, że pogodzę się z własną siostrą.

Kim podeszła do mnie, kiedy stałam przy stoliku z babeczkami i spytała czy możemy porozmawiać. Zgodziłam się, chociaż nie miałam na to większej ochoty. Kobieta odpaliła papierosa. Ja również odpaliłam papierosa i nagle zaczęła mi opowiadać o tym co się działo i jak się czuła. Opowiedziała mi, że nie mogła wytrzymać w domu z ojcem, który ciągle się na nią darł. Miała dość sprzątania po nim i miała dość takiego życia, chociaż bała się mnie zostawić, to musiała to zrobić dla swojego dobra. Nie chciałam tego słuchać, ale nalegała. Opowiedziała mi o poczuciu winy jakie ją dręczyło przez ten cały czas, a ja nie mogłam w to uwierzyć. Kim miała inne uczucia niż obrzydzenie... to było wyjątkowo miłe. Nie pojawiała się w moim życiu, bo nie pozwalało jej na to poczucie winy, a potem była zazdrosna o to jak ułożyłam sobie życie. Cóż... jak to mówią : w innym domu trawa wydaje się zawsze bardziej zielona. Gdyby wiedziała co przeszłam, to nigdy by mi tego nie zazdrościła.

Tajemniczy mężczyzna już się z nami nie kontaktował, jednak Miller nadal go szukał. Nie chciał odpuścić, a ja to popierałam. W końcu ten człowiek wiedział co zrobiliśmy... długo starałam się o tym nie myśleć, ale kiedy w końcu do mnie zadzwonił, a ja usłyszałam ten przerażający, zachrypnięty głos, to zrozumiałam, że to nie był żart.

- Smęcisz. - podsumowała mnie Camilla, kiedy powolnie sączyłam kieliszek szampana. Cała ekipa na mnie popatrzyła, a ja wzruszyłam ramionami i lekko się uśmiechnęłam.

W końcu udało nam się zorganizować bankiet, a raczej bal charytatywny. Planowaliśmy to od jakiegoś czasu i tak właśnie nadszedł ten dzień. Co prawda okoliczności nie były zbytnio zadowalające, bo żyliśmy ze świadomością, że gdzieś tutaj może się kryć osoba, która wiedziała o zbrodni jakiej dokonaliśmy i mogła mieć na to dowody, jednak czas płynął, a świat nie mógł się zatrzymać. Musieliśmy zorganizować bankiet, żeby ludzie nie zjedli nas żywcem.

- Moi drodzy, w końcu zebraliśmy się na balu Millerów. Chciałbym podziękować każdemu za przybycie. Pomaganie innym jest bardzo ważne, a szczególnie w takich czasach w jakich przyszło nam żyć. Jestem niezmiernie wdzięczny za to, że tak licznie się zebraliście, aby pomóc najbiedniejszym. Chciałbym podziękować również mojej pięknej żonie Kiarze bez której ten bal by się nie odbył. To ona przyszykowała własnoręcznie te cudowne dekoracje i mam nadzieję, że docenicie je tak jak ja. Udanej zabawy. - na sporym podeście w końcu pojawił się mój mąż, który wygłosił krótką przemowę, aby impreza mogła się rozpocząć.

Jak już kiedyś wspominałam takie imprezy miały to do siebie, że najbardziej liczył się alkohol, a nie pomoc. To był dodatek, albo taki drogi bilet, a przynajmniej oni tak to traktowali. Dla mnie to była wspaniała okazja, żeby pomóc wszystkim osobom, które tego potrzebują. Chorym, biednym, porzuconym i niechcianym.

- Jezusie kochany... czy ty możesz się uśmiechnąć, choć na sekundę? - spytała Olivia z nieodgadnioną dla mnie miną, a ja przechyliłam swoją głowę i wyszczerzyłam do niej swoje białe kły, aby następnie po kryjomu pokazać jej środkowy palec.

- Dojrzałe. - skwitowała Camilla, a ja przewróciłam oczami. Nie miałam ochoty na siedzenie tutaj i patrzenie na ludzi, których nienawidziłam całym sercem, a jednak musiałam to robić, więc, chociaż przyjaciele mogliby mi trochę odpuścić.

Be my dollOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz