Nadszedł sylwester, a z nim nowe nadzieje na lepszy rok.
Zawsze tak było. Jako ludzie mieliśmy słabość do wymyślania sobie wielkich list celów do osiągnięcia, które właściwie wpadały w kąt naszej największej szuflady ledwo po rozpoczęciu drugiego tygodnia stycznia. Z czasem zaczęłam zauważać, że nasze cele były w pewien sposób nierealne i niemożliwe do osiągnięcia aż tak szybko, a niektóre były po prostu mniej przemyślane, lub nie mieliśmy na tyle zaparcia, żeby je osiągnąć. Byłe też jeszcze jedna kategoria, a mianowicie cele, które były niejasne. Takim celem było na przykład: chciałabym mieć spokojniejsze życie. Wszystko cudownie, ale jak chcesz to osiągnąć? Co chcesz zrobić, żeby tak faktycznie było? Zjesz zamówioną, tłustą pizzę zamiast zdrowego, domowego posiłku? Poznasz jedną koleżankę z którą stworzysz zdrową relację tylko po to, aby znów wrócić do towarzystwa, które sprawiało ci więcej bólu niż pożytku?
Miałam wrażenie, że ludzie w sylwestra byli bardziej śmiali w swoich uczuciach i nie tylko, dlatego, że mogli zrzucić swoje małe grzeszki popełnione w tę noc przez alkohol, ale po prostu zaczynali myśleć i właśnie to doprowadzało ich do wszystkich celów, których jeszcze nie osiągnęli, a chcieliby to zrobić.
Co roku obiecujemy sobie, że coś zmienimy, że będziemy najlepszymi wersjami siebie i, że wszystko się ułoży. Wmawiamy sobie z każdym kolejnym rokiem takie rzeczy i szczerze mówiąc kończy się tylko na mówieniu, czy zapisaniu tego wszystkiego na kartce wyrwanej ze starego zeszytu. Nasze chęci nagle znikają po tygodniu wykonywania ,,trudniejszych'' czynności. Chcieliśmy ćwiczyć i myśleliśmy, że będziemy w tym genialni, więc włączamy sobie długi i intensywny trening, aby potem cierpieć przez zakwasy i na zawsze porzucić zdrowszy tryb życia. Chcieliśmy zdrowiej jeść, ale zamiast powoli ograniczać słodycze, czy fast foody, zaczynamy się katować zdrowymi dietami, a naszą przekąską jest gryziona marchewka, więc jak do cholery mamy się nie zrazić?
Można tak wymieniać w nieskończoność.
Ja jak zwykle postanowiłam sobie, że zadbam o to, aby moje życie było lepsze.
Powtarzam to rok w rok, a nadal nie doczekałam się większych skutków. Być może to moja wina, bo nie umiałam się zdyscyplinować, a może mój anioł stróż był pijany. Nie znałam na to pytanie odpowiedzi, ale chciałam, żeby przyszły rok był inny. Chciałam zamknąć to co złe za sobą i zacząć coś zupełnie nowego.
Dlatego postanowiłam powiedzieć Millerowi o groźbach jakie dostawałam w ostatnim czasie. Oczywiście dostałam jeszcze jedną wiadomość do tego czasu i była ona jedną z gorszych wiadomości. Były to słowa : Uważaj na siebie, bo przyjdę we właściwym czasie.
Nie miałam pojęcia kiedy będzie ten ,,właściwy czas'' i nawet nie chciałam o tym myśleć. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że ktoś mnie nęka. Starałam się to olewać i przez połowę czasu uważałam to za nic, ale powoli stawało się to coraz bardziej męczące i oddziałowujące na całe moje życie. Nie miałam ochoty wychodzić z domu, a dodatkowo Miller ciągle się na mnie irytował. Myślę, że najbardziej wkurzała go myśl, że mam tajemnicę. Wiedział, że coś skrywam, ale jeszcze nie wiedział co... i właśnie dzisiaj miał się dowiedzieć.
- Chciałabym z tobą porozmawiać. - powiedziałam wchodząc do gabinetu mężczyzny. Siedział jak zwykle na swoim krzesełku z poważną miną i zajmował się czymś na laptopie. Miller był człowiekiem, który ciągle pracował nawet w ważne święta, czy okoliczności. Bywało to wkurzające, ale całe szczęście potrafił się też od tego oderwać, kiedy zachodziła taka potrzeba.
- Oczywiście. O co chodzi? - spytał. Niedługo później na jego twarzy pojawił się grymas. Musiał zauważyć moją smętną minę. Głęboko westchnęłam i usiadłam na krześle, które znajdowało się tuż naprzeciwko niego.
CZYTASZ
Be my doll
RomansaMinęło pięć lat od momentu w którym serce Kiary zostało złamane przez dwie bliskie jej sercu osoby. Mogłoby się wydawać, że jej życie wygląda coraz lepiej. Miała dobrego chłopaka, wyprowadziła się od matki i pracowała, chociaż jej praca nie była zwy...