3. Olivier

3 0 0
                                    

Wróg

Snułem się bezsensownie po pomieszczeniu, w którym odbywało się pożegnanie Rose. Swoją drogą nie przypuszczałem, że jej śmierć aż tak na mnie wpłynie. Zawsze była dla mnie życzliwa i jako jedyna kibicowała mojemu związkowi z jej córką nawet po naszych niedoszłych zaręczynach. A przecież znała prawdę, wiedziała, że żadne z nas nie chciało tego ślubu i nie będzie dążyć do pojednania.

Mimo to, gdy dziś ujrzałem Emily w towarzystwie braci i ojca na cmentarzu poczułem dziwną ulgę. Dobrze, że tu jest. Prawdę mówiąc miałem wątpliwości co do tego czy się zjawi. Nigdy nie miała dobrego kontaktu z rodziną, zwłaszcza z Rose. Po tym wszystkim co zaszło przez ostatnie dwa lata bliżej im było do nienawiści niż miłości.

Przyszła! Wciąż nie mogłem w to uwierzyć. Przeszył mnie dziwny dreszcz. Jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, że miałem ochotę do niej podejść. Pragnąłem kontaktu z nią. Doskonale wiedziałem, że byłoby to nie na miejscu. Dlatego przez całą ceremonię tylko przyglądałem się jej z uwagą. Dostrzegłem w niej przemianę. Nie tylko taką fizyczną, spowodowaną bliznami po tym przeklętym pożarze. Przede wszystkim biła od niej ogromna siła. Zmierzając do kaplicy w prostej, długiej czarnej sukience i kapeluszu z woalką miało się wrażenie, że jest ponad to wszystko. I to było w niej fascynujące.

Podziwiałem ją!

A kiedy natrafiłem na jej spojrzenie zrozumiałem, że tak naprawdę nie krzątałem się bezsensowne po sali. Szukałem jej. Chciałem by mnie dostrzegła. Gdy tylko to się stało ruszyłem w jej stronę. Stała z ojcem i braćmi.

- Dzień dobry, Richardzie – skinąłem głową – Witajcie – podałem dłoń najpierw Liamowi a następnie Joshowi, który niechętnie odwzajemnił mój gest.

On jako jedyny stanął po stronie Emily, gdy w dość niekonwencjonalny sposób zakończyła nasz związek. Pozostali nie kryli oburzenia.

- Bardzo mi przykro z powodu Rose – powiedziałem głośno spoglądając na każdego z mężczyzn.

- Dziękujemy, że jesteś z nami w tak trudnym dniu – odpowiedział mi Richard. On naprawdę przeżył chorobę a potem utratę żony. Zawsze było widać, że mocno i szczerze ją kocha – pozwólcie, że się oddalę – skinął mi uprzejmie głową i odszedł.

Liam podążył śladem ojca.

Wtedy spojrzałem wymownie na Josha, licząc, że zostawi mnie samego z Emi. On jednak nie był tak wyrozumiały. Stanął u boku siostry czekając na ruch z mojej strony.

- Emily, dobrze Cię widzieć – zacząłem uprzejmie – szkoda tylko, że w takich okolicznościach – próbowałem spojrzeć jej w oczy, ale odwróciła wzrok.

Stanęła bliżej brata.

- Jeśli idzie o spotkanie z tobą żadne okoliczności nie są dobre – odparła ze złością.

Ona naprawdę miała mnie za najgorszego wroga.

- Skąd ta wrogość? Chciałem się po prostu przywitać – rzekłem łagodnie.

Niby wiedziałem, że nie rzuci mi się w ramiona, ale jej oziębłość sprawiła, że poczułem się źle.

- No to się przywitałeś – Joshua rzucił mi spojrzenie z serii lepiej stąd spadaj.

- Dziękujemy za przybycie – dorzuciła Emily.

- Jak mógłbym nie przyjść? Rose zawsze służyła mi radą i dobrym słowem – niemal ugryzłem się w język. Nie musiałem na nią patrzeć, by już wiedzieć, że nie mogłem powiedzieć nic mniej nieodpowiedniego.

W pogoni za szczęściem. Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz