16. Emily

4 1 0
                                    

Sukienka



Dzisiejsza kreacja była hołdem dla marki Valentino. Wieczorowa suknia opinała moje na powrót zgrabne ciało. Mając siłownię w domu, nie próżnowałam i w końcu udało mi się wrócić do formy. Eleganckie sandałki składające się z kilku cieniutkich paseczków, wysmuklały kostki. Urocza kopertówka dodawała zaś uroku idealnie dopełniając mój look.

Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że wszystko zostało przygotowane specjalnie dla mnie bym idealnie prezentowała się podczas mojego przyjęcia zaręczynowego. Ironia losu? Nie całkiem. Z mojej strony jest to celowy zabieg. Skoro wychodzę z Olivierem nie mogłam wybrać inaczej.

Ku niezadowoleniu naszych ojców i moich braci mój niedoszły narzeczony przyjechał po mnie punkt ósma. Widziałam, jak Josh dostaje białej gorączki, a Richard nerwowo zaciska pięści. Liam po świętach wrócił do Las Vegas i ma dołączyć dopiero na balu, więc choć jego miałam z głowy.

- Wyglądasz zabójczo – Olivier podszedł do mnie, gdy wyszłam z domu.

Nakazałam mu czekać na mnie w aucie. Po co miał się narażać?  Właściwie to sama do końca nie rozumiem, dlaczego zgodziłam się na ten bal z nim. Chciałam się do niego zbliżyć, zdobyć jego zaufanie, by zdradził mi sekret, ale wspólny bal? To było istne szaleństwo z mojej strony. Pozostaje mi tylko liczyć na to, że wypije o jedną szklankę whisky za dużo a ja to wykorzystam.

- Cieszę się, że ci się podoba – obróciłam się wokół własnej osi – na marginesie to sukienka, którą uszyto dla mnie na specjalne zamówienie na okoliczność naszego przyjęcia zaręczynowego.

Obserwowanie jak zmienia się jego wyraz twarzy było warte więcej niż wszystkie skarby tego świata. Od zachwytu, przez szok, po zdumienie i irytację, co sprawiło, że odebrało mu mowę.

- Powiesz coś? – uniosłam brwi.

- Teraz jeszcze bardziej żałuję, że nie zjawiłaś się tamtego wieczoru – przetarł twarz dłonią.

- Cholera, mogłam Cię uprzedzić. Może masz jeszcze tamten garnitur? – lekko przekrzywiłam głowę by przyjrzeć się jego twarzy.

Już podczas kąpieli w basenie zauważyłam, jak się zmieniła. Gdy się uśmiechał w kącikach oczu pojawiały mu się zmarszczki. Spojrzenie także miał inne, głębsze, intensywniejsze.

- Cóż za zuchwałość – kącik ust delikatnie mu się uniósł – jesteś o krok od impertynencji. Zmieniłaś się Panno Moore – otworzył dla mnie drzwi po stronie pasażera.

- Owszem. I już mi to mówiłeś – nim wsiadłam do auta wychyliłam się w jego stronę – nauczyłam się tego między innymi od ciebie.

Siłowałam się z pasem bezpieczeństwa, gdy dołączył do mnie, zajmując fotel kierowcy.

- Żałuję tego – spojrzał mi w oczy, nim odpalił auto – cieszę się, że stajesz na nogi, ale jesteś pewna, że właśnie taką ścieżką chcesz iść?

- W tym świecie tylko tak da się przetrwać – parsknęłam – z bycia miłą, empatyczną i ślepą nie przyszło mi nic dobrego. Widziałeś moją twarz, ciało, jak dopadają mnie wszystkie najgorsze lęki – bawiłam się pasem, by zająć czymś ręce, gdy tak się przed nim otworzyłam.

Może odpłaci mi się tym samym?

- Nie zasłużyłaś na to wszystko i nic z tego co się wydarzyło nie jest twoją winą...

- Bądźmy obiektywni – przerwałam mu – to przeze mnie nie jesteśmy dziś najgorszym na świecie małżeństwie – pokręcił głową – to ja zasnęłam w wannie i wywołałam pożar i co najgorsze nie pomogłam Audrey – czułam, że stąpam po cienkim lodzie, co poskutkuje zrujnowaniem mojego perfekcyjnego makijażu, dlatego na koniec szybko dodałam – ale staram się wyciągać wnioski. Wierzę, że wykorzystałam już limit złych rzeczy w moim życiu. Teraz może być już tylko lepiej.

W pogoni za szczęściem. Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz