19. Olivier

4 1 0
                                    

Nie twoja sprawa



Jutro mamy spotkanie z Beckerem – mój ojciec od dobrej godziny smęcił na temat planów na najbliższe dni.

- Aha... – przytakiwałem mu.

Moje ciało umierało z nudów w jego gabinecie. Duchem zaś wciąż byłem w pokoju hotelowym z Emily. Nie widziałem jej już od tygodnia. Nie odbierała telefonów, nie odpisywała na wiadomości. Byłem zagubiony i bezsilny. Nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć. Noworoczny pocałunek rozbudził we mnie wszelkie nadzieje. Tymczasem ona milczała. Miałem ochotę do niej jechać, ale tylko wkurzyłbym Richarda. I nic ponadto.

Na ekranie mojego telefonu pojawiła się wiadomość przychodząca.

Emily: Spotkajmy się.

I tyle. Zawrzało we mnie. Tyle dni milczenia a teraz wysyła do mnie dwa słowa!? Jaja sobie robi?

Olivier: Miło, że się odezwałaś. Kiedy?

Od razu pojawiły się podskakujące kropeczki, więc czekałem.

Emily: Przepraszam, że nie odezwałam się wcześniej. Potrzebowałam czasu. Darujmy sobie sarkazm.

Jestem idiotą! Zrobiło mi się strasznie głupio. Chciałem odpisać, że to nie tak, ale szybko przypomniałem siebie, że to przecież Em. Ona zna mnie jak nikt inny.

Olivier: Wybacz, po prostu się martwiłem.

Emily: Przyjmuję przeprosiny. Jutro rano wracam z Nowego Jorku.

Olivier: Odbiorę Cię z lotniska.

Emily: Spotkajmy się wieczorem w jakimś spokojnym miejscu.

Pewnie chce czuć się swobodnie. A może by tak? Nie, nie zgodzi się. A może... A co mi tam.

Olivier: Może u mnie? Przygotuję coś dla nas.

Na ekranie znów zaczęły podskakiwać kropeczki. Po chwili znikły, a potem znów się pojawiły. Zapewne szukała teraz jakiejś dobrej wymówki.

Olivier: Tylko kolacja i rozmowa.

Emily: Ok, będę o siódmej.

Zgodziła się! Nie wierzę w to! To chyba jakiś sen.

- Czy Ty mnie w ogóle słuchasz? – ojciec uderzył dłonią o blat biurka odrywając mnie od telefonu.

- Oczywiście, że tak – uniosłem na niego wzrok, chowając telefon do kieszeni.

- Mam nadzieję, że to nie z nią tak radośnie esemesujesz – to nie było pytanie, tylko ostrzeżenie.

- A co, jeśli powiem, że...

- Do kurwy nędzy, kiedy ty w końcu dorośniesz! – wstał gwałtownie ze swojego fotela.

- O co ci chodzi? – udałem, że nie wiem o czym mówi.

- No nie wiem – przyłożył palec do ust, udając, że się zastanawia – jak się miałeś z nią ożenić, to miałeś ją w dupie. A teraz gdy powinieneś mieć ją w dupie biegasz za nią jak jebany piesek. Dostrzegasz tu jakiś problem?

- Byłem idiotą.

Ojciec głośno się roześmiał. Nie był to jednak radosny chichot, a pełen ironii warkot.

- Jesteś idiotą! I to takim jakiego świat nie widział. Dlaczego ty zawsze musisz robić mi na przekór?

- Przecież to Emily nie pojawiła się na przyjęciu – wytknąłem mu.

- Bo zachowywałeś się jak skurwiel – warknął – każdy to widział. I prawdę mówiąc dziwię się jej, że po tym wszystkim jeszcze ma ochotę oglądać twoją gębę.

- Celna uwaga. Dlatego chcę jak najlepiej wykorzystać daną mi szansę.

- Nie igraj ze mną. Wiesz, że musisz milczeć. Żadne z nas nie chce mieć wroga w Richardzie – zmrużył oczy i skierował we mnie palec wskazujący.

- Ona coś podejrzewa, nie chce jej znów okłamywać. Gdyby wiedziała, na pewno by...

- Nic nam do tego! – teraz już krzyczał.

- Wiesz, ile by to zmieniło! Gdyby Emily znała prawdę...

- Nigdy w życiu nie wróciłaby do ojca i braci! A właśnie na tym zależy Richardowi!

- Ale po co!?

- Bo chce ją chronić. A mile oddzielające ich od siebie mu tego nie ułatwiają.

- Nie no świetnie! Ojciec roku!

- TO. NIE. TWOJA. SPRAWA! – ojciec mówił wolno i dobitnie.

- Obwinia się za pożar, który wcale nie jest jej winą! Zrobiłbyś to Meg, widząc w jakim stanie jest jej psychika!?

- Nie wiem co bym zrobił na jego miejscu – przetarł twarz dłonią – chroniłbym moich bliskich za wszelką cenę, to na pewno. I Richard właśnie to robi.

- Kurwa, tato. Przed czym on ją chroni? Przecież to wszystko jego wina – wplotłem dłoń we włosy – jak można być takim egoistą?

- Patrzcie Państwo i kto to mówi? Już zapomniałeś, ile krzywd ty sam jej wyrządziłeś?

Uderzył w czuły punkt. Opowieści o moich licznych zdradach były już niemal kultowe. Na swoją obronę mam jedynie to, że byłem dzieciakiem, którego rodzina zmuszała do małżeństwa z rozsądku jak wtedy myślałem. Dopiero teraz odkryłem, że w tym wszystkim było też uczucie. Jednak głęboko ukryte, pod warstwą awantur, naszych wygórowanych ambicji i oczekiwań oraz wtrącających się i naciskających na nas rodziców. To wszystko sprawiło, że czuliśmy się przytłoczeni i nieszczęśliwi.

- Doskonale pamiętam – odwzajemniłem jego pełne wyższości spojrzenie – niestety nie potrafię cofnąć czasu. Próbuje więc zatem w inny sposób odkupić swoje winy.

- Olivier, do cholery! I na co ci to?

- Nie wiem – wzruszyłem ramionami – odkąd wróciła, nie mogę przestać o niej myśleć 

- Jesteś jak dziecko. Chcesz ryzykować utratą wszystkiego co udało nam się osiągnąć, bo zachciało ci się ją przelecieć. Zejdź na ziemię synu.

- Chcę ją odzyskać – siedziałem na fotelu naprzeciw ojca z założonymi rękoma i nadąsaną miną, niczym dzieciak.

Parsknął.

- Wyjaśnimy coś sobie. Emily była piękną, inteligentną i ambitną kobietą. Może tylko nieco arogancką, ale znosiła twoje zdrady. Przymykała oko na wszystkie brzydkie numery jakie jej wywinąłeś. Teraz jest oszpeconym psychicznym wrakiem, cieniem samej siebie. Jak zatem mogła nie pociągać Cię wtedy, tylko teraz? – uniósł brwi.

- Dla mnie wciąż jest piękną i silną kobietą. I nie życzę sobie żebyś wypowiadał się o niej w ten sposób – warknąłem.

- Widzę, że się nie dogadamy – ojciec oparł dłonie na blacie biurka i wbił we mnie groźny wzrok – zatem powiem inaczej. Trzymaj się od niej z daleka. A jeśli już przypadkowo zdarzy wam się spotkać – zastrzegł – nie puścisz pary z gęby na temat tego cholernego pożaru, bo to nie twoja sprawa!

Przytaknąłem, mimo iż nie mogłem się już doczekać mojego jutrzejszego gościa.

W pogoni za szczęściem. Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz