14. Hunt

221 20 92
                                    

♪  It doesn't matter to you if you get heads or tails

You just don't like to flip all the time

But if you spin it then you get to see both sides

Oh, the thrill of the double life   ♪

Od samego rana słuchałem kłótni Maliny i Sama o te cholerne tabletki. Nie miałem najmniejszej ochoty się wtrącać, przez co czułem lekkie wyrzuty sumienia. Tym razem, o dziwo, nie do końca była to wina Maliny, a moja, ale Sam jakimś sposobem obwinił o wszystko kobietę. Powinienem był coś powiedzieć, tak, ale... Mina Maliny jasno mówiła, że czerpała przyjemność z tej kłótni. Nie miałem pojęcia, dlaczego tak się działo, ale widząc ten roześmiany wzrok w połączeniu z poważną miną... Nie śmiałem im przerywać, przynajmniej jeszcze nie. Najważniejsze było, że Sam się obudził. Co prawda dopiero po ponad pięćdziesięciu godzinach, ale... Przynajmniej przespał najgorszy ból. Wodziłem wzrokiem od jednego do drugiego, słuchając coraz to lepszych epitetów, którymi się opisywali, mając tego powoli dosyć.

– Kto normalny trzyma takie leki w kuchni?! Szajbnięta świruska! – krzyczał Sam, krążący po kuchni.

Malina rzuciła w niego garścią chipsów, siedząc na blacie kuchennym. Obok niej leżała jakaś książka, którą od wczoraj czytała, śmiejąc się co chwilę pod nosem i pusta puszka po coca-coli.

– A kto normalny bierze tabletki, których nie zna?!

– Wyciągałaś z tej samej szafki tabletki przeciwbólowe!

– Właśnie! Ja dałam ci coś na ból! Przypierdol się do Barnesa, on ci dał te na spanie!

Sam przystanął w miejscu, łypiąc spod brwi to na mnie, to na Malinę. Był wkurwiony, to było widać jak na dłoni. Szkoda tylko, że nie na tę osobę, na którą powinien.

– Malina ma rację, Sam – powiedziałem poważnym głosem, kiwając głową w jej stronę.

– Nie! Nie broń jej! Gdyby nie miała takich tabletek pod ręką, nic by się nie stało! Co będzie następnym razem, Bucky? Nafaszeruje nas czymś jeszcze gorszym!

Już otwierałem usta, żeby mu przypomnieć, że to faktycznie ja podałem mu te felerne tabletki, ale uprzedziła mnie Malina.

– Wiesz co, Wilson? Chyba naprawdę dosypię ci coś gorszego do picia, bo bez ciebie był tutaj cholerny spokój!

– Oboje się uspokójcie. Mamy ważniejsze sprawy do załatwienia. Bez urazy, Sam, to mogło się skończyć gorzej...

– Na przykład mogłeś się w ogóle nie obudzić – wtrąciła niepotrzebnie Malina.

Ich kłótnia zaczęła się na nowo. Sam wypominał jej każdą możliwą wtopę, jaką popełniła, odkąd się poznaliśmy, a kobieta przekręcała wszystkie jego słowa, śmiejąc się mu w twarz. Wiedziałem, że chciała go wyprowadzić z równowagi i, szczerze mówiąc, była na dobrej drodze. Może powinienem był pozwolić im na to, żeby wyrzucili z siebie te wszystkie frustracje i oczyścili atmosferę. Chociaż ta cała sprzeczka wydawała się bezsensowna, ciągnęła się jeszcze długie kilkanaście minut, zanim Malina zeskoczyła z blatu i podchodząc do Sama, powiedziała:

– Masz rację, Wilson, przepraszam.

Na twarzy Sama pojawiło się niedowierzanie. Był totalnie zaskoczony jej słowami, co byłem w stanie rozpoznać nie tylko po jego minie, ale również zachowaniu. Przestał nerwowo krążyć po części kuchennej i stanął w miejscu, opuszczając nisko ramiona.

Za głosem chaosu | Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz