13. Kitty Paw

241 18 42
                                    

♪ Welcome to the panic room
Where all your darkest fears are gonna
Come for you, come for you
Welcome to the panic room
You'll know I wasn't joking
When you see them too, see them too 

Byłam zawiedziona samą sobą i plułam sobie w twarz za to, że tak bardzo otworzyłam się przed Zimowym Żołnierzem. Zdawałam sobie sprawę z tego, że być może w pewnym momencie będę musiała im co nieco zdradzić, żeby nie stracić całkowicie ich zaufania, ale mój długi język sprawił, że powiedziałam o kilka słów za dużo.

Gdy tylko wróciliśmy do mieszkania, dobrze wiedziałam, że Barnes od razu poszedł wygadać wszystko Falconowi. Jak mógłby nie powiedzieć o czymś swojemu najlepszemu kumplowi? Byłam rozczarowana sobą, że nie zamknęłam jadaczki, kiedy powinnam, ale jeszcze bardziej byłam wkurwiona przez to, że Barnes od razu poleciał do swojego małego, latającego kumpla-ptaszka, wyćwierkać mu o mnie wszystkie informacje. Przecież... To wszystko, co mu powiedziałam o sobie, i tak nic nie zmieniało. Misja trwała nadal, cel pozostawał bez zmian, jedynie dowiedzieli się, kto tak naprawdę nas ściga.

Gdyby nie moja złość na Barnesa za to, że poszedł wszystko wypaplać Wilsonowi, nawet byłoby mi go szkoda. Powstrzymywał mnie jednak fakt, że wywróciłam mu życie do góry nogami. Biedaczek. Pewnie myślał, że sprawę HYDRY miał już zamkniętą, a tutaj taka niespodzianka.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że gdy tylko emocje opadną, w ich głowach pojawią się pytania, na które nie będę chciała odpowiadać. Rozmowa o tym wszystkim była ostatnim, na co miałam ochotę, więc dla pewności postanowiłam nie opuszczać pokoju aż do wieczora i zająć się robotą.

Być może pokój to zbyt wielkie słowo, ponieważ poza materacem w kącie nie było tutaj zbyt wiele rzeczy. Właściwie, to gdybym była poważną osobą, nazwałabym ten pokój biurem. W końcu miało długi, metalowy stół, na którym było postawionych kilka ekranów, trzy klawiatury i trochę sprzętu. Miałam tutaj też profesjonalne krzesło obrotowe, kilka głośników, serwerów... Cóż. Zdecydowanie mogłabym nazywać to miejsce biurem poważnego, pracującego dorosłego... Gdyby nie fakt, że na różowym fotelu wisiał ręcznie dziergany pokrowiec w kolorowe kwiaty; gdyby nie to, że każdy centymetr tego poważnego biurka był pokryty uroczymi figurkami, zdjęciami i pluszakami; gdyby nie to, że ściany mieniły się brokatowymi nutami, podświetlanymi neonowymi serduszkami; gdyby nie kolorowe głośniki, znajdujące się na każdym metrze kwadratowym i kilka zestawów karaoke. Gdyby to miejsce miał zagospodarować na biuro odpowiedzialny człowiek, na pewno wyglądałoby to wszystko inaczej. Ale było moje. To właśnie tutaj stworzyłam swoje pierwsze piosenki.

Dzięki bogom przynajmniej tego nie wypaplałam Barnesowi.

Siedziałam więc w tym pokoju, słuchając muzyki i przeglądając swoje stare zapiski, pozwalając sobie opaść na samo dno i zakopać się w odmętach wspomnień. To pomieszczenie, tak samo jak każde inne, było wygłuszone i nie przepuszczało najcichszego dźwięku, więc nie musiałam się martwić o to, że któryś z tych szeryfów prawa cokolwiek usłyszy.

Niestety, muzyka choćby nie wiem jak głośna, nie była w stanie zagłuszyć moich myśli. Nienawidziłam tych chwil, kiedy zostawałam sama, ale jaki miałam wybór? Żaden. Zostało mi więc wracanie wspomnieniami do chwil, kiedy wszystko było łatwiejsze. Kiedy wiedziałam, że gdy tylko opuszczę ten pokój i wjadę na górę, zastanę Zemo, siedzącego w swoim ulubionym fotelu z laptopem na kolanach. Szukałby kolejnych informacji o Zimowym i HYDRZE, ale kiedy weszłabym do środka, odłożyłby go, uśmiechnął się do mnie i...

Zacisnęłam powieki, powtarzając na głos, że nie będę płakała. Powtarzałam to jak mantrę, czując, jak pokój zaczynał się rozmywać i wirować mi przed oczami. Wyciągnęłam drżącą dłoń i pogłośniłam muzykę, w duszy błagając, żeby tym razem okazała się głośniejsza od wspomnień.

Za głosem chaosu | Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz