1. Stare Kiejkuty

333 23 34
                                    

♪We are the warriors, who learned to love the pain

We come from different places but have the same name

'Cause we were born for this

We are the broken ones, who chose to spark a flame

Watch as our fire rages, our hearts are never tame



 – Jeszcze raz: dokąd lecimy? – zapytał Sam, chichrając się pod nosem.

– Do Starych Kiejkut... – odparłem zirytowany.

Już trzeci raz to mówiłem i zdawałem sobie sprawę z tego, że brzmiało to śmiesznie. Zarówno dla Sama, który pewnie nigdy wcześniej nie posługiwał się językiem polskim, jak i dla wszystkich Polaków, którzy usłyszeliby moją łamaną wymowę. Znałem rosyjski lepiej, niż bym chciał, a polski... Cóż, ledwie go liznąłem.

Byliśmy w samolocie do Polski, o czym Sam dowiedział się dopiero na lotnisku, w dniu wylotu. Chociaż Goldberg naciskał na podanie mu jakichkolwiek informacji, uznałem, że mogłoby to zagrozić całej tej cholernej misji.

Zemo był przestępcą. Był bezwzględny i dążył do celu, nie zwracając uwagi na trupy, jakie za sobą zostawiał, ale... Jakimś zawiłym tokiem myślenia wiedziałem, że w jego knowaniach zawsze chodziło o coś więcej. Jakiś wyższy cel. Szczytny – według niego. Być może go rozumiałem, ponieważ sam przez wiele lat byłem zmuszany do kroczenia po trupach, byle wypełnić misję, dlatego nasze docelowe miejsce wolałem zostawić dla siebie, przynajmniej do czasu.

– Masz chociaż pojęcie, co tam się znajduje? Musisz mnie wprowadzić w sprawę, stary, skoro zakazałeś mi korzystać z baz rządowych.

Przewróciłem oczami. Sam to na siebie sprowadziłem, ale byłem pewny, że Goldberg i jego świta sprawdzali każdy nasz ruch. Cała nasza aktywność w sieci na pewno była monitorowana. a nie chciałem, by dowiedzieli się, gdzie się kierujemy, aż do ostatniego momentu. Nie tyle nie ufałem rządowi, co ludziom, którzy w nim pracowali. Nie ufałem żadnemu z nich, odkąd mieli nade mną przewagę. Moja wolność zależała od nich, więc jeśli musiałem mieszać się w ich sprawy, chciałem to zrobić na własnych warunkach.

– Byłe więzienie CIA, od lat już nie funkcjonuje, ale jako budynek nadal widnieje. Byłem tam raz, jako Zimowy Żołnierz – przyznałem niechętnie.

– Jako zakładnik?

Spojrzałem na niego, żeby upewnić się, że pytał poważnie. Nigdy nie pozwoliłem się pojmać jako Zimowy Żołnierz. Nie miałem żadnych skrupułów, żadnego kręgosłupa moralnego i byłem w stanie zrobić wszystko, żeby nikt mnie nie schwytał. To zawsze było częścią misji. Kobiety, dzieci, starcy – nie istniała dla mnie żadna granica.

– Nie. Miałem wyeliminować byłych agentów HYDRY, którzy zostali złapani, zanim zaczęliby sypać nazwiskami.

Między nami zapanowała cisza, ale nie trwała ona długo. Sam chciał odpowiedzi i wcale mu się nie dziwiłem.

– Domyślasz się, czego Zemo może stamtąd chcieć?

– Zemo wspominał o jakiejś broni i HYDRZE, przynajmniej tak to zrozumiałem...

– Broń? HYDRA? Buck! Powinieneś o tym od razu powiedzieć Goldbergowi!

– Nie ufam mu, Sam, to po pierwsze. Po drugie, naprawdę wątpię, żeby była tam jakaś broń. To było lata temu i cokolwiek się tam znajdowało, na pewno zostało już zabrane.

Za głosem chaosu | Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz