10. W samolocie

200 18 15
                                    

I'm scared to get close, and I hate being alone
I long for that feeling to not feel at all
The higher I get, the lower I'll sink
I can't drown my demons, they know how to swim

Przetarłem ostatni raz jej ranę na brzuchu i wyrzuciłem wacik do kosza pod moimi nogami. Był cały wypełniony zakrwawionymi gazami, opakowaniami po bandażach i wodzie utlenionej. Przyglądałem się jej ranom, nie chcąc nawet myśleć o tym, jak dokładnie zostały zadane.

Mimo wszystko moje myśli i tak do tego wracały i nie byłem w stanie skupić się na niczym innym. Obrażenia na jej ciele jasno świadczyły o tym, że udział w tym miały osoby trzecie – nie wcisnęłaby mi kitu o wypadku samochodowym czy, pożal się boże, porwaniu przez kosmitów. Jej rozcięcia ewidentnie były spowodowane uderzeniami i kopnięciami, a przynajmniej większość z nich.

Najbardziej jednak bałem się tego, że dorwali ją mężczyźni, którzy nas ścigali.

Nas. Nie nas, idioto, tylko ją – poprawiłem się w myślach.

Chociaż do nas też strzelali, więc podejrzewałem, że wszystkich mieli na celowniku. I to wszystko przez nią – młodą kobietę, która spała teraz na łóżku, wyglądając tak bezbronnie, że... No, ale nie była taka bezbronna, skoro im uciekła. Miałem nadzieję, że tamci skończyli gorzej niż ona lub że byli chociaż bardzo na nią wkurwieni za to, że im zwiała.

Przetarłem piekące oczy i zorientowałem się, że na zewnątrz zaczynało świtać. Najwyższa pora wracać do siebie. Być może Sam nie zorientował się, że mnie nie było; jeśli w ogóle zdołał dotrzeć do pokoju.

Wstałem, odniosłem krzesło na swoje miejsce i bezszelestnie ruszyłem w stronę wyjścia. Otwarłem drzwi, których zawiasy skrzypnęły cicho, więc odruchowo spojrzałem na Malinę. Spała. Nawet się nie skrzywiła przez sen, chociaż sądząc po stanie, w jakim się znalazła, wcale się nie zdziwiłem.

Potrzebowała snu i odpoczynku – na wszystkie pytania, na które będzie musiała odpowiedzieć, przyjdzie jeszcze czas. Dobrze wiedziałem, że czasami największe obrażenia najlepiej przespać, chociaż fakt, że zasnęła przy mnie sam na sam, wiedząc, kim naprawdę byłem... Cóż. Najwyraźniej miała bardziej nierówno pod sufitem, niż mi się wydawało.

Albo nie uważa cię za Zimowego Żołnierza, pomyślałeś o tym?

Prychnąłem pod nosem i zamknąłem za sobą drzwi.

Jasne. Kto jak kto, ale ona na pewno nie ma mnie za kogoś innego. Wystarczyło, że sobie przypomniałem, jak się do mnie zwracała, jak grała mi na nerwach, co widocznie ją cieszyło. No i znała się z Zemo, co już mówiło samo za siebie.

Wślizgnąłem się do pokoju. Zasłonięte rolety nie przepuszczały światła słonecznego, ale mimo to zauważyłem Sama ubranego w swoje wczorajsze ciuchy. Leżał na swoim łóżku, z twarzą wciśniętą w poduszkę, chrapiąc cicho. Dobrze, może nie zauważył, że mnie nie było, gdy wrócił.

Prześlizgnąłem się do łazienki i przebrałem w piżamę, po czym wróciłem do pokoju. Położyłem się w łóżku i ku mojemu zdziwieniu, prawie natychmiast zasnąłem. Być może to tutejsze upały dawały mi się we znaki, męcząc mnie bardziej psychicznie niż fizycznie. A może po prostu łeb pękał mi od wszystkiego, co się dzisiaj wydarzyło.

Gdy obudziłem się blisko południa, Sam właśnie wychodził z łazienki, ubrany jedynie w spodnie. Woda spływała po jego ramionach, mimo ręcznika zawieszonego na nich.

– Chryste, jak mnie suszy – powiedział na przywitanie.

– Trochę zabalowaliście z Torresem.

Sam zaśmiał się ponuro, ale skinął głową na zgodę. Nie chciałem poruszać tematu Maliny – wolałem, żeby sama się wytłumaczyła, gdy Sam zacznie ją przepytywać. Dobrze, że Torresowi przesunęli lot i startowaliśmy dzisiaj wieczorem, a nie jutro. Jeśli oprawca Maliny nadal był w mieście, lepiej dla nas, że szybciej je opuścimy. O ile kobieta w ogóle będzie w stanie się poruszać.

Za głosem chaosu | Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz