6. Na dachu kamienicy

208 23 27
                                    

♪ I've battled hard with the face in the mirror

Every scar makes me dig down deeper

Push it 'til there's nothin' more

'Cause I'm stronger than I was before ♪

 – Trochę wyprowadziła cię z równowagi, przyznaj.

Spojrzałem na Sama, zastanawiając się nad jego słowami. Trochę – to było spore niedopowiedzenie. Gdyby nie ten hotel, który niczym znak od Boga pojawił się na drodze, pewnie niedługo bym wybuchł.

– Nie tak łatwo mnie zdenerwować, Sam – zaprzeczyłem mimo wszystko.

– Mów, co chcesz, ale wgniecenia na aucie świadczą o czymś innym.

Wzruszyłem ramionami, tym samym kończąc rozmowę. Czułem, jak wszystkie emocje ze mnie uleciały i jedyne, czego chciałam, to w końcu odpocząć od wszystkich. Zarówno od Sama, który ciągnął niewygodną rozmowę, jak i od Maliny, która... Cóż, była sobą.

Miałem nadzieję, że hotel nie będzie tak tragiczny w środku, jak się zapowiadał z zewnątrz, ale niestety, nie miałem szczęścia. Nasz pokój bardziej przypominał klitkę niż hotelową gościnność, ale dopóki mogłem odpocząć w ciszy, nie miałem zamiaru narzekać. Nocowałem w o wiele gorszych warunkach. Dwa łóżka i stół z jednym krzesłem w rogu pokoju to było wszystko, na co mogliśmy liczyć dzisiejszej nocy.

– Myślisz, że powinniśmy dać znać Goldbergowi o tym, co się dzieje?

– Nie – odparłem szybko, nawet się nad tym nie zastanawiając.

– Nie wiem, czy dobrze zrobiłem, nie wspominając o Malinie...

Obserwowałem Sama, gdy wyciągnął najpotrzebniejsze rzeczy ze swojego plecaka, po czym skierował się w stronę łazienki. Oparł się o framugę drzwi i spojrzał na mnie, najwyraźniej oczekując odpowiedzi.

– Myślę, że wiedza Goldberga o Malinie i tak by nic nie zmieniła, więc to bez znaczenia, czy o niej wie.

– Tak sądzisz?

Skinąłem głową.

– Tak, przecież ją sprawdziłeś. Jest duchem i domyślam się, że każdy z jej znajomych najemników również nie istnieje w systemie.

Sam zmarszczył brwi, myśląc o czymś intensywnie. Machnął w końcu dłonią, znikając w łazience bez słowa. Wypuściłem powietrze, pozwalając moim myślom odlecieć ku niebezpiecznym tematom.

Ktokolwiek ścigał Malinę musiał być niebezpieczny, skoro dostała obstawę kilku wiarusów. Nawet w najmniejszym stopniu nie wierzyłem w to, że była to HYDRA, ale co do tego, że byli groźni, nie miałem żadnych wątpliwości. Największą zagadką było dla mnie to, dlaczego tak bardzo zależało im na kobiecie. Czy była w posiadaniu jakichś informacji, czy może chcieli się przez nią dostać do Zemo, z którym, być może, mieli jakieś porachunki? Druga opcja bardziej do mnie przemawiała, ale nie mogłem wykluczyć pierwszej.

Z rozmyślań wyrwał mnie Sam. Wyszedł z łazienki i rozglądając się od niechcenia po pokoju, powiedział:

– Idę zobaczyć, czy mają tutaj jakąś maszynę z przekąskami. Chcesz coś?

– Nie, dzięki. – Pokręciłem przecząco głową.

Wilson zniknął za drzwiami, zostawiając mnie samego w pokoju. Przetrzepałem plecak, psiocząc pod nosem na to, że nie przewidzieliśmy dłuższej wyprawy. Powinniśmy jutro skoczyć na jakieś szybkie zakupy, bo moja twarz zaczynała powoli zarastać brodą, a zdążyłem się już przyzwyczaić do ogolonej skóry. Ściągnąłem koszulkę i wrzuciłem ją na dno plecaka, zapisując w pamięci, że do pralni też powinniśmy byli skoczyć.

Za głosem chaosu | Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz