5. Kiedy robisz się zazdrosny

247 21 20
                                    

♪I'll spread my wings and I'll learn how to fly

I'll do what it takes 'til I touch the sky

And I'll make a wish, take a chance, make a change

And breakaway

 Głupi, drętwy buc. Frajer i kretyn w jednym. Ciekawe, kto wsadził mu tego kija w dupę, bo szczerze wątpiłam, by sam wetknął sobie go tak głęboko.

Od trzech godzin jechaliśmy wynajętym vanem, który prowadził Barnes i naprawdę miałam go już dosyć. Jakoś przeżyłam to, że nie chciał się zatrzymać w McDonaldzie na obiad, ale żeby nie zrobić postoju, gdy moja potrzeba skorzystania z łazienki zamieniała się w tortury – tego już było za wiele.

Rozumiałam, że chciał się jak najszybciej dostać do Tajlandii, sama tego chciałam, do cholery. Chciałam spotkać się z Zemo i nie widzieć tej dwójki już nigdy więcej na oczy, ale krótka przerwa nikomu by nie zaszkodziła.

– Zatrzymaj się, Barnes, ja naprawdę muszę siku – jęknęłam, wiercąc się na fotelu pasażera.

– Nie.

– Znasz jakieś inne słowo, poza nie? Słowo, pięć minut, nie potrzebuję więcej!

– Nic z tego – mruknął, poprawiając lusterko.

Nie wiedziałam, czy robił to dlatego, że mnie nie lubił czy dlatego, że naprawdę mnie nie lubił, ale to nie było ważne. Ja nie lubiłam go tak samo.

– Barnes, albo się zatrzymasz, albo wyskoczę – warknęłam, naprawdę będąc blisko wyskoczenia.

Mężczyzna prychnął jedynie pod nosem, nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Jechaliśmy jakąś boczną, leśną drogą, bo Sam uznał, że lepiej trzymać się z daleka od autostrad, czego zupełnie nie rozumiałam. Ale w tamtym momencie było mi to na rękę. Gdy Barnes zwolnił, z powodu dużej dziury na drodze, złapałam za plecak, otworzyłam drzwi wciąż pędzącego samochodu i... Cóż, po prostu wyskoczyłam.

Nie byłam samobójcą. Trawiaste pobocze wystarczająco zamortyzowało mój upadek i mimo przekoziołkowania dwa razy, nic mi się nie stało. Słyszałam, jak samochód zatrzymał się z piskiem opon i jak mężczyźni krzyczą do mnie, ale miałam to daleko w nosie. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam w pobliskie krzaki, w końcu odczuwając ulgę. Po wszystkim zarzuciłam swój mały bagaż na plecy i ruszyłam w stronę dwójki mężczyzn, stojących na poboczu.

– Nie mogłeś się po prostu zatrzymać?! – powiedział Sam, lekko podniesionym tonem.

– Nie wiedziałem, że jest na tyle popieprzona, że wyskoczy z jebanego auta – warknął Barnes, wsadzając dłonie w kieszenie.

– Przecież ci mówiła!

– A ty wziąłeś to na poważnie?!

Zanim Sam zdążył mu odpowiedzieć, Barnes zauważył, że zbliżałam się do nich. Ruszył w moją stronę szybkim krokiem, napięty jak struna w gitarze, która w każdej chwili mogła pęknąć – a ja miałam nieodpartą chęć zagrać na niej kilka nut, które do tego doprowadzą.

– Jesteś kompletną wariatką! – powiedział, gdy stanął naprzeciw mnie.

– Komplementujesz czy obrażasz, bo nie wiem, co ci na to odpowiedzieć?

Barnes prychnął pod nosem, jednocześnie łapiąc mnie za przedramię, po czym szarpnął mną, kierując w stronę auta. Potknęłam się o własne nogi, zaskoczona nerwowym ruchem i pewnie wylądowałabym na twarzy, gdyby jego metalowa dłoń nie trzymała mnie tak mocno.

Za głosem chaosu | Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz