1 : Tchórz

97 9 0
                                    

Powietrze nad Camp Nou miało inny smak o poranku, gdy stadion jeszcze nie zapełniał się gwarem kibiców. Ciche i spokojne, jedynie echo kroków rozchodziło się po pustej przestrzeni, a każdy odgłos wydawał się wybrzmiewać dłużej, niż zwykle. To był moment, który Gavi uwielbiał najbardziej - ten krótki czas przed treningiem, kiedy mógł poczuć prawdziwą ciszę. Nikt nie krzyczał, nikt nie wywierał presji, nikt nie patrzył mu na ręce. Stadion należał tylko do niego.

Przeszedł po linii bocznej, trzymając piłkę pod pachą. Dzień dopiero się zaczynał, a mimo to jego serce biło szybciej niż powinno. Znów zbliżał się trening z Pedrim. Pedri - chłopak, który był jego największym rywalem i wrogiem. A przynajmniej tak to sobie tłumaczył. Odkąd pamiętał, ich relacja była skomplikowana, pełna niewypowiedzianych słów, napiętych spojrzeń i duszących emocji.

Gavi zawsze grał na krawędzi, balansując między agresją a determinacją, a Pedri? Pedri był tym chłodnym geniuszem, który zdawał się wiedzieć dokładnie, co robić w każdej chwili. Jego gra była precyzyjna, elegancka, jakby każdy ruch był przemyślany na długo przed pierwszym gwizdkiem. To drażniło Gaviego. Jak można grać z taką kontrolą, gdy każda sekunda na boisku wymagała pełnej energii? Jak można w ogóle powstrzymać się od rzucenia się na piłkę z całą siłą, z całą pasją?

„Tchórz" - myślał Gavi za każdym razem, gdy patrzył na niego z boku. Nie był pewien, dlaczego to myśli, ale te myśli zawsze się pojawiały. A może to była zazdrość? Może podświadomie pragnął mieć to, co miał Pedri - ten spokój, tę niewzruszoną pewność siebie. Może dlatego zawsze czuł, że musi go pokonać.

Z drugiej strony stadionu pojawił się Pedri. Jak zawsze, punktualny. Nosił ten swój spokojny wyraz twarzy, jakby nic w świecie nie mogło go zaskoczyć. Gavi westchnął i kopnął piłkę lekko przed siebie. Przed nimi była kolejna godzina walki na boisku - bo dla nich każdy trening był jak walka. Nie było miejsca na błąd, nie było miejsca na słabość. I nigdy, przenigdy, nie było miejsca na przyznanie, że może ta wrogość między nimi miała inne źródło.

Kiedy zaczęli rozgrzewkę, Gavi czuł na sobie wzrok Pedriego. Nie wiedział, czy to rzeczywiste, czy to tylko jego własna wyobraźnia, ale czuł ciężar tego spojrzenia. Przez moment miał ochotę podejść, powiedzieć coś złośliwego, może sprowokować go jakimś komentarzem. Ale coś w nim go powstrzymało. Może to był ten dziwny sen, który nawiedził go tej nocy.

Gavi nie miał zwyczaju pamiętać snów, ale ten utkwił w jego głowie. To był sen o meczu, o boisku, ale w tym śnie on i Pedri nie byli wrogami. Grali razem, ramię w ramię, a ich współpraca była niesamowita. Gavi czuł wtedy coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczył - poczucie jedności, jakby obaj byli jednym organizmem, działającym z idealną synchronizacją. Obudził się z dziwnym uczuciem w żołądku, z poczuciem, że ten sen coś oznacza. Ale co? Nie miał pojęcia.

Pedri przechwycił piłkę podczas jednej z wymian i posłał ją w stronę Gaviego z zaskakującą siłą. Gavi ledwo zdołał ją przyjąć, a ich spojrzenia znów się spotkały. Tym razem w oczach Pedriego dostrzegł coś, czego nie spodziewał się tam znaleźć - wyzwanie. Jakby Pedri chciał powiedzieć: „Pokaż mi, na co cię stać."

- Co jest? - zapytał Gavi, nieco zaskoczony. - Myślisz, że mnie pokonasz?

Pedri uśmiechnął się lekko, ale to nie był uśmiech przyjacielski. To był uśmiech pełen pewności siebie, który zawsze wywoływał w Gavim falę gniewu.

- Zobaczymy - odpowiedział cicho, kopiąc piłkę w jego stronę.

Gavi zgrzytnął zębami. Był gotów zrobić wszystko, by udowodnić, że to on jest lepszy. Że to on zasługuje na szacunek.

DESIRE - Gavi x PedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz