Take care of me || CHOI SAN 18+

109 57 0
                                    

Powietrze w klubie było duszne, przesycone zapachem potu, alkoholu i czegoś jeszcze – może to była wolność. Wolność, która pachniała jak tanie perfumy i gorzkie drinki, ale i tak wydawała się słodka. Ta noc miała być celebracją. Po pięciu latach w końcu wyrwałam się z toksycznego związku, który krok po kroku wysysał ze mnie życie. Wypiłam łyk whisky z lodem, czując, jak palący alkohol rozgrzewa mi gardło, przypominając, że istnieję, że znów mogę decydować o sobie.

Światła migotały w rytmie basów, oświetlając na chwilę twarze obcych ludzi, które zlewały się w jedno. Każdy był tutaj z innego powodu – ucieczka, zabawa, może desperacja. Mnie to nie obchodziło. Dziś miałam być tylko dla siebie.

Przymknęłam oczy i pozwoliłam, by pulsująca muzyka prowadziła moje ciało. Tańcząc, próbowałam zapomnieć o miesiącach wyrzutów, o gniewie, o bólu, który dusił mnie w środku przez tyle czasu. Jednak nawet tu, pośród morza ludzi, czułam się pusta. Samotna. Może właśnie dlatego moje spojrzenie przyciągnął on – samotna sylwetka mężczyzny, którego światło dyskotekowe ledwo muskało.

Siedział przy barze, pochylony nad kieliszkiem, z ramionami opadającymi jakby cały świat spoczywał na jego barkach. Jego twarz była ukryta w cieniu, ale dostrzegłam w nim coś znajomego. Może to jego oczy, przeszklone od alkoholu, może zaciśnięte usta, które ledwo powstrzymywały gorycz. Wyglądał, jakby każdy kolejny łyk drinka miał go uwolnić od czegoś, co trawiło go od środka. Czy próbował zapomnieć? Tak jak ja?

Bez zastanowienia podeszłam bliżej i usiadłam obok, odwrócona na chwilę do baru, po czym spojrzałam w jego stronę. Jego dłonie mocno obejmowały szklankę, a knykcie pobielały od napięcia.

– Nie wyglądasz na kogoś, kto przyszedł tu dla zabawy – zagaiłam, pozwalając, by mój głos wtopił się w hałas wokół.

Zareagował dopiero po chwili, jakby mój głos musiał przebić się przez mgłę myśli, które trzymały go w swoim uścisku. Podniósł na mnie wzrok – zmęczony, pusty. Jego oczy zdradzały wszystko, czego jego usta nie chciały powiedzieć.

– Przyszedłem, żeby zapomnieć – odpowiedział cicho, niemal tak, jakby mówił do siebie.

Zamówiłam mu kolejny drink. Podziękował bez słowa, ale nawet nie spojrzał na mnie, tylko uniósł szklankę i wypił kolejny łyk. Czułam, jak między nami tworzy się ciche porozumienie. Oboje byliśmy tu po to samo.

– Nie warto pamiętać? – zapytałam, pozwalając sobie na lekki uśmiech, choć wiedziałam, że nie oczekuję odpowiedzi.

Mężczyzna spuścił wzrok, jego twarz na chwilę wykrzywił grymas, jakby coś w nim pękło.

– Moja dziewczyna... była dziewczyna... zdradziła mnie – wyznał w końcu, patrząc na szklankę jak na coś, co miało mu przynieść ulgę, ale nie działało. – Nie sądziłem, że mogłaby to zrobić. A jednak.

Zamilkłam, pozwalając, by jego słowa zawisły między nami. Wiedziałam, jak to jest być zranionym przez kogoś, komu ufało się bezgranicznie. Poczułam w sobie znajome ukłucie gniewu, ale nie na jego dziewczynę, tylko na mojego byłego. Na to, jak przez lata pozwalałam, żeby zniszczył moje poczucie własnej wartości. Teraz rozumiałam, dlaczego wyglądał tak, jak wyglądał. Złamany. Tak jak ja.

– Najwidoczniej nie była ciebie warta. Jak mogła zostawić takiego wspaniałego mężczyznę?

Mężczyzna spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jego oczy błysnęły pod wpływem moich słów, ale wciąż było w nich coś, co wyraźnie mnie odpychało. Brakowało w nim wiary w to, że ktokolwiek mógłby go docenić po tym, co przeszedł.

– Skąd wiesz jaki jestem? Nie znasz mnie.

– Może i nie znam cię – przyznałam, sięgając po swoją szklankę i biorąc mały łyk, który rozlał się przyjemnym ciepłem w moich żyłach. – Ale wiem, jak to jest być na twoim miejscu. Kiedy ktoś, komu ufasz, odbiera ci wszystko. Wiem, co to za uczucie, gdy z dnia na dzień czujesz się mniej wart, jakby to, kim byłeś, przestało mieć znaczenie.

MAGIC SHOP || ONE SHOTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz