Poniedziałek. Zawsze te jebane poniedziałki. Jak co tydzień zaczęliśmy od biologii, przedmiotu, który kompletnie nie miał dla mnie sensu. Siedziałam przy swoim biurku, z nudów przewijając telefon. Ani nauczyciel, ani temat nie potrafili mnie zainteresować. I tak w sumie, co to ma być za życie? Rozmnażanie bezkręgowców? Kogo to, kurwa, obchodzi?
Próbowałam przejść kolejny poziom w jakiejś grze, gdy nagle usłyszałam swoje imię. Zamarłam. Podniosłam wzrok tylko po to, by zobaczyć Maxa — mojego nauczyciela — wpatrującego się we mnie z szerokim uśmiechem.
— A więc tak wygląda twoje zaangażowanie, hm? — rzucił ironicznie, unosząc brew.
— Taaa... przepraszam — mruknęłam, chowając telefon do kieszeni, choć w duchu miałam ochotę mu powiedzieć, żeby się odwalił. Ale wiedziałam, że tego nie zrobi. Zawsze zbyt wiele mówił, a niektórym dziewczynom nawet się to podobało. Jego kariera nauczyciela zdawała się spełniać jego osobiste ambicje.
— Jeśli cię to nie interesuje, mogę ci przypomnieć, że biologia może być całkiem przydatna. Szczególnie w kwestiach… — uśmiechnął się, robiąc pauzę — …zdrowotnych.
Wywróciłam oczami. Kurwa, kolejne mądrości z jego strony. Max uwielbiał brzmieć jakby miał, cholera, wszystkie odpowiedzi na życie. Zawsze "taki" mądry, zawsze "taki" doświadczony.
— Max, serio... biologia to nie moja bajka — próbowałam się wymigać, mając nadzieję, że da mi spokój.
— No cóż, może nie teraz, ale uwierz mi, przyjdzie czas, że będziesz wdzięczna za tę wiedzę. Na przykład, jak już zaczniecie myśleć o rodzinie...
Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Rodzina? Serio? Może za jakieś 50 lat, gdy będę mieć nudną pracę i będę siedzieć w biurze od 9 do 17.
— Jasne, jasne... — rzuciłam, machając ręką.
Max spojrzał na mnie z udawaną powagą i lekkim rozbawieniem. Widocznie cieszył go fakt, że był nauczycielem z autorytetem, którego wszyscy szanowali, nawet jeśli tak naprawdę uważałam go za pieprzonego nudziarza.
— No dobra, ale jak coś przegapisz, to będziesz musiała sama nadrobić. — Uśmiechnął się jeszcze szerzej, jakby wcale nie zauważył, że kompletnie go ignoruję.
Zajebiste życie, pomyślałam, i wróciłam do marzeń o tym, żeby już skończyły się te cholerne lekcje.
Po lekcji, zanim zdążyłam zwiać z sali, Max przytrzymał mnie za ramię. Nie był wkurzony, ale miał ten irytująco poważny wyraz twarzy, jakby zaraz miał mi wygłosić jakiś pieprzony wykład.
— Zostajesz jeszcze na chwilę. Muszę ci coś dać. — Rzucił mi kartkę, która wyglądała jak jakiś oficjalny papier.
— Co to jest? — zapytałam bez większego entuzjazmu, przeglądając dokument, który właśnie wręczył.
— Dzisiaj masz spotkanie z psychologiem. Eric mi mówił, że w twoim planie było okienko, ale teraz jest czas na sesję. — Oparł się o biurko i patrzył na mnie z tym swoim mądralowatym wyrazem twarzy.
— Serio? Psycholog? — mruknęłam pod nosem, chociaż wiedziałam, że nie mam wyjścia. Eric i Oliver już zdecydowali za mnie. Max miał tylko przekazać wiadomość. Cholera, już wolałabym to okienko i chwilę spokoju niż gadać o swoim pieprzonym życiu z jakąś obcą babą.
— Tak. Eric uważa, że to będzie dobre dla ciebie. — Zastukał palcami w biurko, patrząc na mnie jak na zagubione dziecko, które zaraz ma trafić na terapię, żeby sobie poukładać życie.
— Jasne, bo Eric zawsze wie, co dla mnie dobre — powiedziałam z ironią, przewracając oczami. Max nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się lekko. Pewnie uważał, że to mądrość życiowa moich ojców. Pieprzone poukładane życie, którego ja nie chciałam.
CZYTASZ
MilkShake: Chłopiec w Słonecznikach
Misterio / SuspensoChłopiec w Słonecznikach? A może Słoneczniki w Chłopcu...? Sunny niczym sobie na to nie zasłużył. Dwoje dzieci, niewinna czternastolatka i piętnastolatek, postanowili zrobić sobie żart. Żart, który wylądował w sierocińcu.