Leżałam na łóżku, obracając w dłoniach kopertę z listem od matki Sunflowera. Litery już dawno miałam wyryte w pamięci, ale coś mnie ciągnęło, by przyglądać się jej raz jeszcze. Palcami powoli śledziłam krawędzie papieru, myśląc o tych zagadkowych słowach, które niczego nie wyjaśniały, a pozostawiały mnie w jeszcze większej mgle.
Nagle dostrzegłam coś dziwnego – na wewnętrznej stronie koperty, w rogu, gdzie zazwyczaj nikt nie zaglądał, przebijał delikatny, ledwo widoczny znak. Mały jakby symbol czy inicjał, ledwie zauważalny, jakby specjalnie ukryty przed przypadkowym wzrokiem. Moje serce zabiło szybciej.
Poczułam dreszcz. Może ten list miał w sobie więcej, niż sądziłam.
Siedziałam oszołomiona, patrząc na symbol, który nagle wydawał się wszystkim. Dwa delfiny, splecione ze sobą, jakby zanurzone w wirze wody – dokładnie taki sam symbol widziałam na naszyjniku Zoey, jednej z opiekunek w sierocińcu Sunflowera.
To nie mogło być przypadkowe.
Zoey zawsze wydawała się być blisko Sunny'ego, a jej spojrzenia, te ukradkowe, podejrzliwe zerknięcia, które rzucała, kiedy pojawiałam się w sierocińcu... Jakby wiedziała coś, czego nigdy nie mówiła na głos. Może ten list był skierowany do niej? A może ona miała odpowiedzi na wszystkie moje pytania?
Zacisnęłam dłoń na kopercie. Musiałam z nią porozmawiać.
Spojrzałam jeszcze raz na tył listu, czując lekki niepokój. Kartka, która była przyczepiona po drugiej stronie, zdawała się ledwo trzymać. Odchyliłam ją ostrożnie, odkrywając pociągłe, niemal nerwowe pismo, jakby ktoś napisał to wszystko w pośpiechu. Krótkie zdania, przerywane zamaszystymi kreśleniami, wyglądały, jakby autor nie miał dużo czasu.
Mi querida… – tak się zaczynało. Słowa wślizgnęły się do mojej głowy z cichym szeptem, przypominając mi dziwnie melodyjny akcent, który znałam z lat nauki hiszpańskiego. Dalej było już tylko coraz dziwniej.
Sé que estás buscando respuestas. Tal vez no recuerdas, pero nos conocimos una vez, en un día lluvioso, en frente del orfanato. Ella no sabe quién soy ahora, ni quién eres tú. Por favor, no digas nada. Pero… si buscas verdad, busca a los delfines. La puerta azul. Ten cuidado.
[Wiem, że szukasz odpowiedzi. Może nie pamiętasz, ale spotkaliśmy się kiedyś, w deszczowy dzień, przed sierocińcem. Ona nie wie, kim teraz jestem, ani kim jesteś ty. Proszę, nie mów nic. Ale… jeśli szukasz prawdy, szukaj delfinów. Niebieskie drzwi. Uważaj.]
Aiden.
To wszystko było jak surrealistyczna zagadka. "Niebieskie drzwi" – gdzie miałam ich szukać? I kim była "ona"? Zoey? Ktoś inny? I dlaczego ten Aiden w ogóle nie chciał, żebym powiedziała Zoey o tym, co znalazłam?
Myśli kłębiły się w mojej głowie jak huragan, jeszcze bardziej przytłaczając mnie w tym szpitalnym łóżku. Kiedy próbowałam skupić się na tym wszystkim, zmęczenie i ból wygrywały. Niebieskie drzwi, delfiny, sierociniec – te słowa zaczęły się zlewać w jedną, mętną wizję, aż zamknęłam oczy, licząc, że jutrzejszy dzień przyniesie choć odrobinę odpowiedzi.
W mojej głowie kłębił się chaos, którego nie mogłam opanować. Cała ta układanka zaczęła coraz bardziej się rozpadać, każdy nowy trop jednocześnie dodawał sensu i go odbierał. Zoey mogłaby być matką Sunny’ego, ale… to by znaczyło, że miała dziecko w wieku 14 lat? To tłumaczyłoby, dlaczego nigdy nie wspominała o jego ojcu, ani o jakiejkolwiek przeszłości. Ale gwałt, to nie… nie pasowało, nic nie pasowało.
Jeśli Aiden był ojcem Sunny’ego… to czemu teraz pisał do mnie? Dlaczego używał tych enigmatycznych wskazówek? Przecież mogłam zapytać wprost – no dobra, może to nie było takie proste. Nie znałam nazwiska Sunny’ego. Może Zoey podała go na inne nazwisko, może nigdy nie ujawniła prawdy. Czułam się, jakbym brnęła w tym wszystkim po omacku, wiedząc tylko jedno: to wszystko mnie przerastało.
CZYTASZ
MilkShake: Chłopiec w Słonecznikach
Gizem / GerilimChłopiec w Słonecznikach? A może Słoneczniki w Chłopcu...? Sunny niczym sobie na to nie zasłużył. Dwoje dzieci, niewinna czternastolatka i piętnastolatek, postanowili zrobić sobie żart. Żart, który wylądował w sierocińcu.