Stałam na krawędzi dachu, czując zimny wiatr na twarzy. Było późno, prawie północ, a miasto pod moimi stopami tętniło życiem, jakby nie miało pojęcia, że ktoś właśnie tu, na szczycie, walczył ze sobą. Moje dłonie były zimne, skostniałe, ale to nic w porównaniu do tego, jak czułam się wewnątrz. Rozpadałam się. I nie było nikogo, kto mógłby mnie skleić z powrotem.
Patrzyłam w dół, na światła ulic, które wydawały się takie odległe, jakby nie miały ze mną nic wspólnego. Sunny był coraz bardziej chory, a ja nie miałam pojęcia, jak pomóc. List od jego matki - to miało być jakieś rozwiązanie, ale nic nie znalazłam. A teraz on cierpiał, a ja czułam, że zawiodłam go jak wszystkich innych. Hunter próbował mnie trzymać przy życiu, ale... im bardziej mnie przyciągał, tym bardziej czułam, że tracę kontrolę nad sobą.
Brittany i Avery? One były tylko przypomnieniem, jak beznadziejnie próbuję się wpasować, by uniknąć kolejnego piekła, jakim byłby ich gniew i ujawnienie moich tajemnic. Max i moi ojcowie? Oni... po prostu nie rozumieli. Ich smutek mnie dobijał, zamiast pomagać.
Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie chciałam płakać. Miałam dość płaczu, miałam dość bólu. Miałam dość wszystkiego.
Czemu nic nie mogło być łatwe? Czemu to wszystko musiało być takie... skomplikowane?
Spojrzałam na swoje ręce. Na ich wnętrza. Blizny, nowe i stare, były dowodem na to, jak daleko się posunęłam. Jak bardzo próbowałam radzić sobie z tym wszystkim, ale i tak kończyłam w tym samym miejscu - na krawędzi. Dosłownie.
Stałam tam, czując, jak wiatr popycha mnie lekko w przód. Zamknęłam oczy. Na chwilę poczułam ulgę, że już prawie nie muszę walczyć. Że może w końcu będzie... spokój.
Nagle poczułam wibracje telefonu w kieszeni. Zawahałam się, chcąc go zignorować, ale potem wyjąłam go i spojrzałam na ekran.
**Hunter.**
Nie wiem, co mnie tknęło, ale odebrałam.
- Hej, kotku... Co robisz? - zapytał, jego głos był cichy, ale pełen niepokoju. Jakby wiedział.
Zamknęłam oczy mocniej, starając się powstrzymać łzy.
- Nic - odpowiedziałam, głos mi zadrżał. - Jestem tylko... zmęczona, Hunter.
Po drugiej stronie zapadła cisza, ale słyszałam jego oddech. Był niespokojny.
- Gdzie jesteś? - zapytał. Wiedziałam, że już coś podejrzewa. - Powiedz mi, gdzie jesteś, proszę.
Nie mogłam odpowiedzieć. Czułam, jak całe moje ciało zaczyna drżeć, jakbym zaraz miała się rozpaść na milion kawałków. Trzymałam telefon przy uchu, ale nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa.
- Nie rób tego - jego głos stał się ostry, naglący. - Kurwa, gdzie jesteś?! Zajebię cię, jeśli coś sobie zrobisz!
- Ja już nie mogę, Hunter - wyszeptałam. - Nie mogę tego wszystkiego dłużej znieść.
Usłyszałam szelest, jakby się gdzieś przemieszczał, a potem jego głos znowu zabrzmiał w słuchawce.
- Ja też nie mogę, ale kurwa, nie pozwolę ci odejść. Czekaj tam na mnie, nie ruszaj się! - krzyczał, jakby chciał mnie przyciągnąć do siebie siłą swojego głosu.
Czułam, jak łzy spływają mi po policzkach. Nie wiedziałam, co zrobić. Hunter brzmiał, jakby naprawdę mu zależało, jakby... jakby nie mógł mnie stracić. Ale to nie zmieniało tego, co czułam.
Zamknęłam oczy, słysząc w słuchawce jego kroki, jakby biegł.
Stojąc na krawędzi, czułam, jakby świat się ode mnie oddalał, a jednocześnie coś nieustannie naciskało na mnie od środka. Prawie jakby cała ta presja, ból i gniew próbowały mnie zepchnąć. Spojrzałam w dół, na ulice, które wydawały się nagle tak blisko, tak łatwe do osiągnięcia. Miałam w dupie, czy to będzie bolało. Chciałam po prostu, żeby cokolwiek czułam, skończyło się.
CZYTASZ
MilkShake: Chłopiec w Słonecznikach
Mistério / SuspenseChłopiec w Słonecznikach? A może Słoneczniki w Chłopcu...? Sunny niczym sobie na to nie zasłużył. Dwoje dzieci, niewinna czternastolatka i piętnastolatek, postanowili zrobić sobie żart. Żart, który wylądował w sierocińcu.