ROZDZIAŁ 22

78 4 6
                                    

  — Flash, oddaj mi to. — Nalegałem, patrząc na chłopaka, który wraz ze swoimi półgłówkami śmiał się ze mnie, a raczej z tego, że zabrali mi mój plecak.

  Znowu to samo.

  Ja naprawdę nie rozumiałem co ten człowiek do mnie miał! Nic mu nie zrobiłem, a on już pierwszego dnia wylał mi na głowę chyba mleko.

  Eugenie „Flash” Thomson, otworzył mój plecak, a następnie wysypał całość na ziemię, na co jego koledzy wybuchnęli jeszcze głośniejszym śmiechem.

  Co tutaj było śmiesznego?

  Cieszyłem się, że nie miałem w plecaku mojego stroju Spider-Mana , gdyż zostawiłem go w swojej szafce. Ostatnio dużo myślałem o tym, żeby uszyć nowy, dodatkowo ostatnio, gdy pomagałem may z jej porządkami wiosennymi, znalazłem jej starą maszynę do szycia i potajemnie przed nią, nie wyrzuciłem jej. Dlatego plany na dzisiejszy wieczór już miałem.

  Szybki patrol, jak nazywałem to moje bujanie się nad miastem i pomaganie w drobnostkach, a następnie wezmę się za ulepszenie mojego stroju, a raczej stworzenie całkowicie nowego.

  — Ups. Tylko nie nasyłaj na nas tego twojego mordercy. — Powiedział, udając przerażonego.

  Ja rozumiem, że był na mnie zły za zajęcie jego miejsca i no może trochę, ale to tylko troszkę go rozumiałem, ale bez przesady…

  — Aż się dziwię, że wytrzymał z kimś, takim jak ty tyle lat. — Pustą torbą rzucił we mnie, a ja specjalnie jej nie złapałem, pozwalając, aby spadła na podłogę.

  Flash i jego koledzy w końcu odeszli, cały czas, rzucając we mnie wyzwiskami.

  Westchnąłem, pakując swoje rzeczy z powrotem do torby, a gdy skończyłem, ruszyłem do swojej szafki, gdzie czekał już na mnie Ned.

  Zawsze tutaj spotykaliśmy się rano lub po lekcjach, które mieliśmy oddzielnie. Można powiedzieć, że było to już moje przyzwyczajenie, że specjalnie tutaj przychodziłem.

  — Siema, stary! — Przywitał się entuzjastycznie Ned, jakby nie widział mnie co najmniej kilka dni, a nie niecałą godzinę.

  — Siema. — Rzuciłem również, otwierając szafkę, a następnie szybko wrzuciłem tam niepotrzebne mi książki. — A ty co taki szczęśliwy? — Zapytałem, gdy ten naprawdę był dziwnie zbyt wesoły.

  — Zaliczyłem tą nieszczęsną chemię i jeszcze ty będziesz jutro z nami na dziesięciobój! — Mówił, machając rękoma.

  Ach no tak, już jutro jest ten wyjazd…

  Przewróciłem oczami, ale kąciki moich ust cały czas były w górze. Co się ze mną takiego stało, że potrafiłem się tyle uśmiechać przy May, jak i Ned'zie.

  Ruszyliśmy razem na ostatnią lekcję, a godzinę później wyszliśmy ze szkoły, żegnając się.

  Nie wspominałem mu o Flash'ie, gdyż po prostu nie widziałem w tym sensu. Gościu próbował się tylko dowartościować, bo nie dostaje uwagi od swojego bogatego tatusia.

  Tak jak zawsze szedłem do „mojej” alejki, gdy rozbrzmiał mój telefon oznajmiający, że ktoś do mnie dzwoni.

  Były trzy możliwości. May, Ned albo…

  — Dzień dobry, panie Harold. — Przywitałem się.

  Hogan, wyciągnął mój numer od may, tłumacząc się, że czuje się w pewnym stopniu winny za to, co mnie spotkało i co kilka dni, jeśli go po prostu nie spotkałem, dzwonił do mnie.

Spider-Man | Nie Potrzebuje Pomocy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz