ROZDZIAŁ 21

77 5 5
                                    

  May postawiła przede mną kubek herbaty, ale ja nie odwracałem wzroku od Pana Ad… Harold'a.

  Teraz, gdy mogłem mu się bardziej przyjrzeć, widziałem te różnice, choć wciąż nie do końca wierzyłem w to wszystko .

  W trójkę siedzieliśmy w salonie. Ja siedziałem obok ciotki na kanapie, a mężczyzna na fotelu naprzeciwko nas.

  — Więc…

  — Poczekaj. — Przerwał mi Hogan, podnosząc w końcu na mnie wzrok.

  Miał takie same oczy…

  — Obiecuje, że zaraz odpowiem ci na wszystko, ale na początku, chciałbym cię przeprosić, za mojego… Za Matthew'a. — Popatrzyłem w dół, nie mogąc już na niego patrzeć. — Od zawsze był inny, robił głupie rzeczy i takie tam, ale lata temu odciął się ode mnie, zmienił imię i nazwisko, przez co nie miałem z nim kontaktu. — Mówił. — Przyznam, że było mi to na rękę, bo on był chodzącą definicją kłopotów. Ale nigdy nie sądziłem, że będzie w stanie posunąć się do takich rzeczy… Zabijać dla zabawy? Porwać dziecko i próbować go wyszkolić? — Wymieniał, na co zacisnąłem szczękę. — Przepraszam cię za niego Peter, choć wiem, że to niczego nie zmieni.

  Miał rację. Na co mi jego przeprosiny? Ta jego przemowa była naprawdę niepotrzebna.

  Ciotka May położyła dłoń na moim kolanie, a gdy na nią spojrzałem, patrzyła na mnie smutno się uśmiechając. Jej spojrzenie wyglądało, tak jakby mnie rozumiała, ale przecież mnie nikt nie rozumiał…

  — Spróbuj go zrozumieć, proszę. — Szepnęła niesłyszalnie. Ale ja to usłyszałem tylko i wyłącznie dzięki mojemu super słuchowi.

  Westchnąłem cicho, powracając spojrzeniem na Hogan'a.

  — Masz rację, to niczego nie zmieni. — Zacząłem szczerze. — Ale nie możesz się obwiniać ani no nawet przepraszając za coś, co zrobił on. — Najwidoczniej moje słowa zdziwiły mocno mężczyznę, ale nie tylko jego, bo mnie też.

  Sam przez chwilę nie dowierzałem w to, co powiedziałem, ale gdzieś tam wiedziałem, że taka była prawda, a dodatkowo ta prośba May. Cholera.

  Skinął głową.

  Wcześniej miałem tyle pytań, a teraz nawet nie chciało mi się ich zadawać.

  — Nie wierzysz mi, prawda? — Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.

  Niechętnie podniosłem wzrok, patrząc w niebieskie oczy. Kiedyś na ulicy usłyszałem, że oczy ponoć nie kłamią. W oczach Harolda widziałem smutek, żal oraz współczucie. Było to coś, czego w oczach pana Adamsa nie mogłem zobaczyć nigdy.

  Mieli takie sam kolor oczu, ale w rzeczywistości były kompletnie inne.

  Ale czy aby na pewno wierzyłem mu w to wszystko?

  — Tak i nie. — Odpowiedziałem zagadkowo.

  — Tak i nie?

  — Ugh… To skomplikowane okej? Wierzę panu, ale jest pan tak do niego podobny. — Mówiłem, gratulując dłońmi.

  Czemu w tej chwili mówienie stało się dla mnie takie trudne?

Spider-Man | Nie Potrzebuje Pomocy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz