Wydałem z siebie cichy jęk, gdy dotknąłem opuszkiem palca rozciętą wargę, z której ciekła krew.
Znakomicie.
Cholerny Flash robił się coraz gorszy. Na początku tylko ośmieszał mnie i rzucał we mnie wyzwiskami i takimi tam, później psuł moje rzeczy, jeszcze bardziej mnie wyzywał i się ze mnie naśmiewał, a teraz robi to jeszcze bardziej i do tego zaczął mnie bić.
Było już kilkanaście minut po dzwonku, kazałem Ned'owi pójść na lekcję i nic nie mówić o mojej jednogodzinnej nieobecności. Chłopak po dziesięciu minutach sprzeciwiania się, ustąpił.
Ned Leeds był naprawdę spoko kolegą…
— W co się znowu wpakowałeś, Parker? — Gwałtownie uniosłem głowę do góry, aby zobaczyć w lustrze odbicie nikogo innego jak Michelle.
Jeszcze jej mi tutaj brakowało…
— W nic, chyba pomyliłaś toalety, bo to męska. — Zauważyłem, ale moje słowa w żadnym stopniu nie ruszyły brunetki.
Czy wspominałem już, że czasami naprawdę mocno mnie przerażała?
— To chyba ty pomyliłeś gabinet pielęgniarki i toalety. — Przewróciłem oczami, z powrotem, wracając wzrokiem na moje podbite oko, rozciętą wargę oraz krew lejącą się z mojego nosa. Dodatkowo dość mocno, nawet nie wiem, w jaki sposób rozciąłem sobie prawą dłoń.
Nie zwracając uwagi, a raczej całkowicie, ignorując dziewczynę, przyłożyłem kawałek papieru do nosa, niemal od razu go zabierając.
Kurwa, mój nos.
— Daj to, nie znasz się…
— Nawet nie podchodź, znam się lepiej niż ci się wydaje. — Warknąłem agresywnie, na co Jones zatrzymała się.
Nie chciałem tak ostro, ale byłem cholernie zirytowany tym wszystkim przez Thomson'a.
Jak widać, nawet to nie odstraszyło tej uparciuchy, gdyż dość szybko stanęła koło mnie, próbując zabrać moją rękę spod nosa.
Oczywiście było to, że nie udało jej się, ale zdenerwowało mnie to jeszcze bardziej.
Jezu, to coś miało trzynaście lat, a już było tak nieznośne!
— Parker! — Jak widać, nie tylko ja już się irytowałem w tej cholernej łazience. — Daj sobie pomóc!
— Nie potrzebuje pomocy.
Popatrzyłem na nią naprawdę mocno wkurzony, ale nawet to jej nie odstraszyło.
Wdech wydech, wdech wydech. — Powtarzałem sobie w myślach, patrząc w duże brązowe oczy Michelle.
— Ale…
— Nie. Nie potrzebuję, od czwartego roku życia. Radzę sobie idealnie sam. — Wycedziłem przez zęby, wciąż nie odrywając wzroku od jej oczu.
Taka była prawda, radziłem sobie sam, odkąd zginęli moi rodzice. Może nie do końca idealnie, ale o tym wiedzieć nie musiała.
— Czemu jesteś taki uparty?
— Jak widać, taka moją natura. — Prychnęła, uśmiechając się i kręcąc głową.
— No pewnie, moim zdaniem jesteś tchórzem.
— Słucham? — Stanąłem prosto, patrząc wprost na nią.
I Boże, tak bardzo nienawidziłem tego, że jestem od niej niższy o tę parę centymetrów.
CZYTASZ
Spider-Man | Nie Potrzebuje Pomocy
FanfictionCześć, jestem Peter Parker i jestem nikim. Peter Parker według samego siebie oraz ludzi którzy mieli okazję go poznać, był przeklęty, i to w dosłownym sensie. Trzynastoletni chłopiec, który w swoim tak krótkim życiu przeżył zdecydowanie za dużo...