Rok 2022
— Ustaw się poprawnie! — Wrzasnął, po raz kolejny, uderzając mnie w policzek.
Zapłakałem głośno, patrząc rozmazanym wzrokiem na mężczyznę nad sobą.
Uśmiechał się, śmiał i kręcił głową.
— Nie mazgaj się, Parker. — Złapał mnie za kołnierz koszulki i pociągnął do góry, tak że z powrotem stanąłem na nogach.
Czułem jak z nosa cieknie mi krew, byłem cały, obolały, wiedziałem, że jutro będzie ciężko podnieść mi się z łóżka.
I och… Jak bardzo chciałem już w ogóle nigdy się nie obudzić… — Takie myśli chodziły mi po głowie, gdy miałem zaledwie dziesięć lat.
Ze łzami w oczach patrzyłem na swojego przeciwnika, który śmiał się ze mnie do swoich kolegów, którzy wszystkiemu się przyglądali.
To było takie upokarzające…
— Jeszcze raz. — Rozkazał pan Adams.
Na jego polecenie ustawiłem się gotowy do ataku, a gdy tylko usłyszałem klask, rzuciłem się na dwa razy wyższego oraz znacznie lepiej zbudowanego mężczyznę.
Kto by się spodziewał, że po paru sekundach znów będę leżał na ziemi, trzymając się za bolącą nogę.
Dlaczego kazano mi z nim walczyć!? Nienawidziłem domu dziecka ani swoich poprzednich rodziców… Ale tutaj było zdecydowanie najgorzej.
— Panie Adams… — Zacząłem, gdy ten znów zaczął do mnie podchodzić.
Niedane było mi powiedzieć, cokolwiek innego, gdyż mężczyzna z całej siły uderzył mnie pięścią w twarz.
— Pozwoliłem ci mówić!? — Krzyknął, łapiąc mnie za szczękę.
— T-to boli…
— Ma boleć! — Stracił cierpliwość.
Zamknąłem oczy, próbując pozbyć się łez z nich, gdyż za nie później będzie czekać mnie jeszcze większa kara.
— P-przepraszam… — Jąkałem się co denerwowało go jeszcze bardziej.
Ale nie potrafiłem jak na zawołanie przestać! To nie była moja wina…
Mężczyzna pochylił się nad moim uchem, zaczynając szeptać:
— Ostatnia szansa, Petey. — Ton jego głosu był przerażająco spokojny, ale wciąż przerażający. — Ostatnia szansa albo teraz go chociażby powalisz. — Złapał za moje włosy, bawiąc się ich końcówkami. — Albo to koniec, zabije cię. — Przełknąłem głośno ślinę.
Pan Adams odsunął się ode mnie, idąc do tego drugiego, który stał i patrzył na nas intensywnym wzrokiem. Edward szepnął mu coś, na co ten szaleńczo uśmiechnął się.
No dalej Peter, dalej. Przecież… Nie chcesz tak naprawdę zginąć prawda? — Pytałem sam siebie, powoli wstając.
Nie miałem kompletnie szans! Nie z nim! Pan Adams nie może mnie tak szantażować… Prawda? On mnie zabije, on mnie zabije, on mnie zabije…
Jak przez mgłę usłyszałem klaśnięcie w dłonie.
Tak jak cię uczył, Parker.
Wykorzystaj to, że jesteś mniejszy, w pewnym stopniu się da. Jestem też silny, za to nawet dostałem pierwszą w życiu pochwałę od mojego porywacza.
Nie zrobiłem pierwszy kroku. Teraz czekałem.
Cholernie bałem się tych ludzi, z którymi teraz tutaj byłem, ale jeszcze niczego nie wziąłem aż tak bardzo na poważnie jak właśnie tego, co miało się tu dziać.
Wyższy, nie tracąc więcej czasu, zrobił ruch pierwszy, próbując uderzyć mnie w twarz, ale tym razem, dzięki temu, jak bardzo byłem skupiony, udało mi się zrobić unik, przez co jego pięść uderzyła w powietrze. Nie czekał na nic, tylko spróbował kolejny raz, tylko że tym razem ledwo udało mi się odskoczyć do tyłu.
— No choć tu, Peter! Nie bój się, zginiesz szybko, nie będzie boleć! — Zawołał, na co na moim ciele pojawiła się gęsią skórka.
Najwidoczniej wyraz mojej twarzy, rozbawił go, bo zaśmiał się, i to była moja jedyna szansa.
, Korzystając z tego, że chociaż na to kilka sekund stracił choć trochę ów czujność, podbiegłem do przodu, wprost niego. W tej samej chwili jego radość minęła, ale mi to już wystarczyło. Biegnąc, w idealnym momencie upadłem, tak że przejechałem może z niecały metr wślizgiem, a dzięki temu, mocno wleciałem w jego stopy, trafiając bezbłędnie. Jego prawa stopa wygięła się nienaturalnie, a on wrzasnął, od razu, tracąc równowagę i upadając.
Bojąc się, że to nie wystarczy, wskoczyłem na niego, przygwoździłem go do ziemi, mocno siadając na jego nogach, a ręce mocno trzymałem, dociskając do ziemi.
— Ty mały skurwysynu…! — Przeklinał mnie, co nie bardzo mnie ruszało.
Już nie.
Przeniosłem wzrok na pana Adamsa, który cały czas stał w tym samym miejscu.
Jego wyraz twarzy ani trochę się nie zmienił, po prostu patrzył wprost na mnie, a gdy nasze spojrzenia na chwilę się spotkały, skinął głową.
Po prostu skinął głową…
I to tyle?
Ale czego ja się spodziewałem? Pochwały? Naprawdę Peter?
— Idziemy. — Rozkazał, a ja, nie patrząc na nikogo, zszedłem z mężczyzny i ruszyłem za nim.
Dość szybko wyszliśmy z sali, w której odbywał się mój „trening”.
Całą drogę do ruiny, jak to nazywałem mój „dom” szedłem za nim, nie śmieląc się nawet odezwać.
Pan Adams nigdy nie lubił, gdy szedłem obok niego. Mówił wtedy, że wyglądamy jakbyśmy byli na równi, a przecież ja byłem na samym dnie.
Gdy weszliśmy do środka, nie minęła nawet minuta, gdy mężczyzna rzucił się na mnie.
Tym razem tylko mnie bił, jakby po prostu rozładowywał na mnie swoje emocje. Tylko że tym razem, nie miałem pojęcia, z jakiego powodu.
Nie odzywałem się, jedynie co jakiś czas wydobywał się ze mnie jakiś dźwięk, za co w duchu się przeklinałem.
Po dwudziestu minutach, Pan Edward Adams, odsunął się ode mnie, z moją krwią na rękach, którą ku mojemu przerażeniu, zlizał sobie z dłoni…
W końcu… Jak na psychopatę przystało… Co nie?
— Za to, że przyniosłeś mi dzisiaj taki wstyd. — Rzucił nawet na mnie, nie patrząc, gdy wychodził.
Gdy byłem pewny, że go już tutaj nie ma, zapłakałem.
Dotknąłem palcem przeciętej wargi, odruchowo zabierając palce. Wypuściłem głośno powietrze, starłem rękawem krew spod nosa i wstałem, idąc do łazienki.
Głupi, głupi, głupi…
Było mi tak cholernie głupio, że w ogóle, chociaż na chwilę zawiodłem się, gdy nie dostałem tak upragnionej pochwały.
Miał rację, przyniosłem mu jedynie wstyd. Ta głupia wygrana była niczym, w porównaniu z tym, co działo się na początku.
Ugh, dlaczego musiałem być tak słaby…
____________________
Dzień doberekkkk
Tak na mielenie rozpoczęcia tego tygodnia, witam was z nowym rozdziałemm🥰
Miałam w planach trochę inaczej go utworzyć, ale wpadałam na pomysł żeby zawierało się tutaj tylko too🥰
No cozzz, możecie się spodziewać niedługo nowego rozdziału, tagrzeee, do następnego moje naleśniczki🥰🫶🏿🥞❤️
CZYTASZ
Spider-Man | Nie Potrzebuje Pomocy
FanfictionCześć, jestem Peter Parker i jestem nikim. Peter Parker według samego siebie oraz ludzi którzy mieli okazję go poznać, był przeklęty, i to w dosłownym sensie. Trzynastoletni chłopiec, który w swoim tak krótkim życiu przeżył zdecydowanie za dużo...