Biblioteka w Kryształowym Pałacu była idealnie uporządkowana, jasna i przestronna. Lenora siedząc przy wielkich oknach przewracała kolejne kartki książki, próbując znaleźć coś ciekawego i napisanego przystępnym językiem. Niestety, stos książek niezdatnych do czytania rósł z każdą pozycją.
– Widzę, że próbujesz zgłębić tajemnice literatury. – Usłyszała głos Evelyn nad swoją głową.
– Tja, ale kiepsko mi to idzie. Nie umiem znaleźć nic ciekawego.
– Czytałaś już Wiersze Adera?
Pokręciła głową.
– Nie, na razie trafiłam na same traktaty wojenne.
– W takim razie koniecznie musisz ją nadrobić. Chodź ze mną.
Dziewczyna wstała i poszła za kobietą, która przechodziła pewnie pomiędzy kolejnymi regałami. Kiedy w końcu zatrzymały się, Evelyn wyciągnęła dłoń, a duża książka zawisła przed nią w powietrzu. Chwyciła ją pewnie i otworzyła.
– Wiesz coś o przeszłości naszego rodu?
Lenora pokręciła głową.
– Nie, w sumie nic.
– Historia rodu Duncanów liczy sobie nieco ponad tysiąc lat. Kiedy Stefan, przywódca klanu Dunnów zwyciężył w wojnie z Canami, wziął za żonę wdowę po pokonanym wrogu i tym sposobem połączył dwa klany, nadając sobie nowe nazwisko – Duncan. Przez wiele kolejnych lat jego potomkowie starali się podwyższać statut swojej rodziny. Nie byliśmy wtedy zbyt wielką potęgą, dopiero rośliśmy w siłę, ale kiedy pojawiła się Serena, nasza pozycja została ugruntowana potężną Księżniczką. To właśnie dzięki niej nastąpił nasz awans społeczny, bo od mało znaczącej rodziny przeszliśmy drogę do silnego rodu, może i nie najbogatszego i najpotężniejszego, ale najbardziej obdarowanego Magią.
– Jakie były inne wielkie rody w tamtych czasach?
– Trudno wymienić wszystkie, byli tam Ridewolfowie, Johnsonowie, Deylosowie no i zdecydowanie górujący nad pozostałymi, ród Gesandor.
– Słyszałam tę nazwę, to było jakieś rodzeństwo, tak?
Evelyn zaśmiała się.
– Nie tak szybko! Nie ma pewności co do ich pochodzenia, ale mówi się, że jego założyciel Jarl pochodził z Ziemi.
– Naprawdę? – Lenora zrobiła wielkie oczy.
– Tak. Z jego osobistych dzienników wynika, że podczas jednej z bitew prowadzonych w imię jego króla stracił kontrolę nad swoim koniem, który stanął dęba przed murem tarcz. Spadł z niego, a kiedy znalazł się pomiędzy kopytami innych koni nagle okazało się, że jest w zupełnie innym świecie. Początkowo nie wiedział co zrobić, ale kiedy zrozumiał, że może na tym zyskać, rozpoczął długą wspinaczkę. Poślubił jakąś kobietę i zaczął rozmnażać ich majątek. Biedni ludzie z Equsses nie mogli liczyć się z konkurencją, jaką był młody, inteligenty szlachcic z Ziemi. Jego żona umarła rodząc syna, Maderussa.
– Kto wymyślił mu te imię? – Zaśmiała się.
– Tego ci nie powiem. – Evelyn uśmiechnęła się. – Jakieś znaczenie musiało mieć. Tak czy inaczej, ród Gesandor przebył niewyobrażalną drogę od jednego człowieka do absolutnej potęgi. Jarl rozwinął handel, dał ludziom prawo i nauczył ich budować niesamowite zamki. Podobno nawet sprowadził architekta z Ziemi, by wybudował dla niego dom, a co za tym idzie inne wielkie miasta. To on był architektem Seventii, miasta zbudowanego na chwałę Equus.
– I co dalej?
– Maderuss ożenił się z córką lorda Ridewolf, Heleną. Umarła podczas grypy po dwóch miesiącach małżeństwa, dlatego wziął za żonę nieznaną historii kobietę. Mówili, że była tak piękna, że sam Koń zachwycał się jej urodą. Dlatego została obdarzona niesłychaną Magią, a co za tym idzie i jej dzieci. Trójka rodzeństwa, które miało rządzić światem.
![](https://img.wattpad.com/cover/384536370-288-k289249.jpg)
CZYTASZ
Lenora Duncan
FantasyPrzed tym jak wrzucę "prawdziwy" opis - ostrzegam, że to jest KONIARSKIE FANTASY, które wzbudziło u paru osób zachwyt swoją abstrakcyjnością XD. Pisałam to, gdy miałam 12-16 lat (to, co widzicie to jest trzecia wersja) i historia pochodzi z tego sam...