– Ashemi, zanieś pościel do pralni!
– Zabierz od razu sukienkę dla panienki Julianny!
– Nie krzyw się tak, dziewczyno, bo oberwiesz! Jak wrócisz do kuchni to wymyj garnki i zaraz później leć do spiżarni!
Ashemi to, Ashemi tamto. Dajcie mi ludzie spokój, zamknij się, stara babo!, krzyczała z całych sił w głowie, lecz na twarz dopuszczała jedynie srogi wzrok. Ruszyła biegiem po schodach i minęła trzy inne dziewczyny, które tak jak ona posługiwały w zamku. Były jednak nadprzeciętnie głupie i nie dało się z nimi znaleźć jakiegokolwiek tematu do rozmowy. Nie rozumiały większości rzeczy, które ona mówiła, a resztę komentowały krótkim śmiechem. Jedynym pocieszeniem było to, że one były częściej skazywane na jakieś kary cielesne. Ona na razie zarobiła jedynie cztery, co na ten zamek wydawało się być dobrym wynikiem.
– Co tam, Ashemi? Jak widzę się nie nudzisz.
– Deniz, dostałam prawie zawału! – krzyknęła, widząc chłopaka.
– Dokąd teraz pędzisz? – zapytał.
– Do pralni, a potem do Julianny. No, a później do kuchni.
Chłopak zaśmiał się i poczochrał jej włosy.
– No to powodzenia.
Uśmiechnęła się do niego i poszła swoją drogą. Deniz był całkiem miłym chłopakiem, który traktował ją trochę jak młodszą siostrę. Umiał żartować i często naśmiewał się z pozostałych ludzi z zamku. Polubiła go za jego luźne podejście do życia, bo choć trudno było jej to sobie przyznać, to brakowało jej rozmów z innymi ludźmi w jej wieku.
– Ashemi, tu jesteś!
Jęknęła w duchu, słysząc głos Selmey de Relay, która zatrzymała się tuż koło niej. Niechętnie skinęła jej głową.
– Masz teraz coś do robienia?
– Teraz niosę ubrania dla panienki Julianny – powiedziała słodkim głosem. – Później idę do kuchni. Jak widać, mam coś do robienia.
– To przy okazji idź do stajni i przygotuj mi konia. Ojciec dzisiaj przyjeżdża i jedziemy na przejażdżkę.
– Musicie zmienić plany, Selmey. – Usłyszała głos Joanne.
Obróciła się i znowu dygnęła.
– Za pozwoleniem – mruknęła.
– Ashemi, przekaż pozostałym dziewczętom, by zostawiły to co robią i niech się szykują. Dzisiaj przyjeżdża mój mąż z naszym panem, Restandorem. – Spojrzała na nią. – Potem przyjdź do mnie po inne zadania. Selmey, chodź ze mną.
Selmey minęła ją z poważną miną, a ona poczuła jak pot spływa jej z czoła. Restandor! To ten, o którym cały czas mówili jako o tym okrutnym królu, który jeśli dowie się, że przeżyła na pewno nie zostawi jej w spokoju. W popłochu rozejrzała się dookoła. Dlaczego on tutaj przyjeżdża? Czyżby dotarły do niego wiadomości sprzed miesiąca o tej tragedii w mieście? Czyżby dowiedział się co takiego usłyszały te okropne stwory?
Szybko poskładała ubrania Julianny i poprawiła pościel na łóżku, a następnie wbiegła po schodach, gdzie były pokoje dla służby. Ta część zamku była mocno zapuszczona, drewniane ściany okropnie śmierdziały, a po podłodze od czasu do czasu przebiegał szczur, lub kot z gryzoniem w pysku. Codziennie musiała strzepywać swój koc, by upewnić się, że nie ma na nim żadnego robactwa. Za każdym razem jak to robiła, czuła obrzydzenie, ale pogodziła się już ze swoim nędznym losem. Kiedy miała chwilę wolnego czasu, siedziała przy oknie i spoglądała na bezkresne łąki Equsses i rozmyślała o swoim dawnym życiu – przypominała sobie w nieskończoność ostatnio powtarzany materiał ze szkoły, prowadziła dialogi z rodzicami czy z przyjaciółmi, a podczas pracy w stajni wyobrażała sobie jazdy na Nadii, które mogły być częścią jej życia.

CZYTASZ
Lenora Duncan
FantasiPrzed tym jak wrzucę "prawdziwy" opis - ostrzegam, że to jest KONIARSKIE FANTASY, które wzbudziło u paru osób zachwyt swoją abstrakcyjnością XD. Pisałam to, gdy miałam 12-16 lat (to, co widzicie to jest trzecia wersja) i historia pochodzi z tego sam...