Wraz z usłyszeniem tych słów cały dobry nastrój dziewczyny rozprysnął się, rozbijając się o okrutną rzeczywistość. On tu już jest. Chociaż część jej chciałaby to wszystko wyjaśnić w otwarty sposób, proponując samodzielne usunięcie się z tego świata i dobrowolne zrzeczenie się jakichkolwiek praw do tronu, czy do czegoś tam jeszcze, głos w jej głowie powtarzał, że to wcale nie musi się dobrze skończyć. Ten cały król mógłby nawet nie zawracać sobie głowy jej wysłuchaniem, tylko od razu wezwać do niej kata.
Poza tym, co z jej mocą? Fakt, przed chwilą zapaliła świeczkę, ale dopiero po dokładnej instrukcji jak to zrobić i po czterech próbach. Gdy chciała zrobić coś samodzielnie, wyszło jak wyszło. Jej poparzona ręka cały czas jej o tym przypominała. Ci ludzie nazywają mnie Czarodziejką. O ile dobrze się orientowała, miało to świadczyć o jakieś super mega potężnej mocy, którą mogła kontrolować. Spojrzała na świecę. Na razie jej wyczyny świadczyły o zgoła czymś innym niż o jej rzekomo wrodzonym talencie.
Wspięła się na palce i odłożyła książkę na półkę. Przeszła do ukrytych drzwi i szarpnęła za klamkę, by wyjść z ciemnego pomieszczenia. Mrużąc oczy, schyliła głowę i pobiegła w stronę głównego korytarza, który znajdował się niemal przed samymi drzwiami do zamku. Szybko stanęła przy samej ścianie, jak najbliżej schodów, by skryć się w cieniu. Zagarnęła włosy do przodu, opuściła głowę i ramiona, a następnie wbiła wzrok w ziemię. Poczuła na sobie przeszywający wzrok starej Nali.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się z wielkim hukiem. Poczuła wiatr na skórze, zimny i nieprzyjemny. Niezbyt ją to zdziwiło, był już listopad. Po chwili z rozmyślań wyrwały ją ciężkie kroki podkutych butów. Nie potrafiła się powstrzymać i lekko uniosła wzrok.
Na środku korytarza przystanął ciemnowłosy mężczyzna, z prawie białą skórą. Miał ciemne oczy, orli nos i wąskie, wysuszone usta. Jego czarny płaszcz opadał mu niedbale na ramiona. Nie miała pojęcia ile może mieć lat, choć obstawiała coś koło trzydziestki. Obok niego stał trochę niższy człowiek, o krótkich włosach i zaroście. Wyglądał co najmniej dwadzieścia lat starzej; miał ostre rysy twarzy, niespokojne oczy, a Lenora słyszała jego głośny oddech. Natychmiast opuściła wzrok. W całym zamku zapadła cisza.
– A więc to jest twój zamek, Davidzie. – Mogła sobie wyobrazić jak ten wyższy rozgląda się na wszystkie strony. – Gdybyś mnie tu nie przyprowadził, nawet bym nie poznał.
– Dziękuję, panie – mruknął.
– Witajcie, panie, w naszych skromnych progach. – powiedziała Joanne, wychodząc przed szereg. – Niezmiernie się cieszymy, mogąc was gościć.
– Również jest mi miło, pani Joanne.
– Za pozwoleniem, zaprowadzę was do komnat, które dla was przygotowaliśmy...
– Nie musieliście się kłopotać, nie zamierzam tu zostawać na noc. – W głosie Restandora dziewczyna wyczuła nieskrywaną pogardę. – Zamierzam się tu tylko rozejrzeć.
Usłyszała kroki i szybko zerknęła w bok. Oblał ją zimny pot. Mężczyzna przychodził koło wszystkich dziewczyn. Natychmiast spuściła wzrok i wstrzymała oddech. Ten moment trwał dla niej nieskończoność, całym ciałem czuła jego kroki. Poczuła stróżki potu, które spływały jej do oczu. Zbliżał się do niej nieubłagalnie, aż w końcu poczuła na łydkach powiew peleryny. Odetchnęła z ulgą. Nawet się na nią nie spojrzał! Lekko się uśmiechnęła i podniosła głowę.
W tym samym momencie Restandor odwrócił się i spojrzał jej w twarz.
Najpierw zobaczyła na jego twarzy nieme przerażenie, które później skrył za maską obojętności. Schyliła twarz, ale on i tak cofnął się w jej kierunku.

CZYTASZ
Lenora Duncan
FantasíaPrzed tym jak wrzucę "prawdziwy" opis - ostrzegam, że to jest KONIARSKIE FANTASY, które wzbudziło u paru osób zachwyt swoją abstrakcyjnością XD. Pisałam to, gdy miałam 12-16 lat (to, co widzicie to jest trzecia wersja) i historia pochodzi z tego sam...