Rozdział 11

23 1 8
                                    

 Lenora zamknęła kolejna książkę i zwinęła mapę nieba. Spojrzała w górę na gwiazdy i mimowolnie odnalazła takie jak Kompas, Światło czy Północ. Uśmiechnęła się, dumna ze swoich postępów. Jeszcze parę tygodni temu miałaby duży problem z tak swobodnym odnalezieniem tych gwiazd.

– Nadal nie śpisz?

Obróciła się i uśmiechnęła się do Marka, który szedł w jej stronę z pochodnią.

– Nie jestem zmęczona – Wzruszyła ramionami. – Poza tym tutaj jest tak fajnie, tak spokojnie.

– Może i racja, ale chodź do środka. Jest grudzień, a ty stoisz na dworze w lekkich ubraniach.

– Nie martw się o mnie. Siedzę przy pochodni, poza tym kiedy tylko chcę mogę się podpalić. Od razu robi się cieplej. – Zaśmiała się.

– Nie strasz mnie. – Pobladł. – Jak ostatnio tak zrobiłaś, myślałem, że będę musiał się tłumaczyć z twojego zwęglonego trupa!

– Oj tam oj tam. Nic mi się nie stało. Nawet dywan nie ucierpiał.

– Jesteś szalona.

– Wiem. – Uśmiechnęła się szeroko.

Zawiał wiatr i dopiero teraz poczuła faktyczny chłód. Z pomocą Marka szybko zwinęła swoje rzeczy i wróciła do swoich komnat.

W Pałacu do jej dyspozycji dostała pięć dużych pokoi, nie licząc olbrzymiej łaźni i holu. Były tam dwa salony, jej sypialnia, gabinet oraz jadalnia. Wszystkie pomieszczenia utrzymane były w przeraźliwie jasnej tonacji. Dziewczyna zastanawiała się czy gdyby stanęła na środku któregoś z nich ujrzałaby swój cień. Polubiła je jednak na tyle, by dobrze się w nich wysypiać. Bez wątpienia wpływ na to miały również ubrania, które dostała w prezencie od swojej Klaczy. W pierwszym tygodniu po jej przybyciu poprosiła Nadię o ziemskie stroje.

– Słuchaj, i tak wszyscy już tu wiedzą, że jestem z innego świata. Czy mogę sobie darować upokorzenie biegania wszędzie w tych sztywnych sukienkach i dostać jakieś ziemskie ubrania?

Kobieta zmierzyła ją wtedy wzrokiem.

– O jakie ubrania ci konkretnie chodzi?

– O t–shirty, dżinsy, swetry, getry, dresy. – Zaczęła wyliczać. – No i ewentualnie jakieś spódniczki czy sukienki na lato. I jeszcze koszule.

– Zgoda. Jutro dostaniesz po dwie pary każdej z tych rzeczy.

Poczuła rozczarowanie.

– Tylko dwie? – Na ile niby miałoby jej to wystarczyć? Na tydzień? Mniej?

– Jeśli będziesz chciała mieć ich więcej, będziesz musiała stworzyć je za pomocą Magii. – wytłumaczyła. – Pokażę ci jak.

Następnego dnia faktycznie dostała komplet nowych, świeżych ubrań. Zafascynowana dotknęła dłonią spodni. Poczuła przyjemną sztywność dżinsu. Jednak zanim Nadia pozwoliła jej przymierzyć wszystko po kolei, zdradziła jej formułkę, dzięki której będzie mogła zmieniać jedno ubranie w drugie i do tego tworzyć zupełnie nowe.

Dias Hakimi lut ahaaki – powiedziała powoli.

Dias Hakimi lut ahaaki – powtórzyła. Na szczęście jej język pamiętał jeszcze jak się ułożyć do całego tego zaklęcia i jedynie co zrobiła to przemieniła słowo Isate na Hakimi. – To wszystko?

– Nie. To jest jedynie początek. Musisz sobie wyobrazić ubranie. Poczuj jego zapach, fakturę, fason. I teraz, za pomocą tego zaklęcia, przenieś to co masz w głowie do rzeczywistości. Spraw, by stało się to prawdziwe.

Lenora DuncanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz