Po jakimś czasie Lenora przeszła do kłusa. Nie wiedziała ile galopowała, ale nie czuła już swądu dymu. Jeszcze kilka razy oglądała się za siebie, by sprawdzić czy ktoś jej nie śledzi. Czuła wiatr na skórze i słyszała śpiew ptaków. Po raz pierwszy od bardzo dawna była sama. Całkowicie sama.
Wydłużyła wodze i głęboko odetchnęła, czując zapach lasu. Wyrównała strzemiona i spojrzała przed siebie. Przed nią zaczęły wyrastać pojedyncze drzewka iglaste, a dalej rozpościerał się las. Wyjęła mapę z kieszeni płaszcza. Zmrużyła oczy, zastanawiając się, gdzie aktualnie jest. Zjechała z drogi już jakiś czas temu, ale dotychczas jechała cały czas prosto. Na mapie las nie był zbyt szeroki, a skoro już do niego dotarła, to niedługo powinna natrafić na drogę do Kryształowego Pałacu.
– Kryształowy Pałac – szepnęła.
Ta nazwa brzmiała tak... bajkowo. Ciekawe dlaczego tak się nazywał. Czy z powodu bogactw, a może komuś się ta nazwa po prostu spodobała? Teraz dla dziewczyny dostanie się do Kryształowego Pałacu było równe z dostaniem się do Nieba.
Kiedy wyjechała z lasu, zebrała wodze i ruszyła lekkim kłusem. Nagle usłyszała rżenie. Mocno się wzdrygnęła i obejrzała się za siebie. Na szczęście to tylko stado dzikich koni. Przyjrzała im się uważniej. Miały chyba bardziej matową sierść, szaro–brązową, a ich długie grzywy sterczały po obu stronach szyi. Nie były wysokie, wzrostem przypominały raczej kuce. Początkowo biegły za nią, lecz po czasie się znudziły i zostały na niewielkiej łące.
Słońce powoli zmieniało swoje położenie na niebie, a dziewczyna zatrzymała się na razie jedynie raz by się załatwić pod drzewem. Szła później chwilę koło konia by rozprostować nogi i dopiero po na granicy z kolejną łąką wskoczyła na grzbiet Bruna. Obróciła się w siodle i wygrzebała bukłak. Przez chwilę siłowała się z korkiem, ale w końcu udało jej się go otworzyć. Wypiła trochę, a po chwili jeszcze raz. Woda miała dziwny, lekko metaliczny posmak. Zamknęła pojemnik i schowała do torby. Na nowo ruszyła kłusem i następnie galopem. Gdy znów wjechała między drzewa, przeszła do kłusa i spokojnie anglezując jechała pomiędzy drzewami. Dopiero gdy dotarła do strumyka zatrzymała Bruna by pozwolić mu napić się wody. Znów zdecydowała się zsiąść z niego, tym razem by lekko przemyć twarz, ale zatrzymała dłonie w połowie drogi do policzków i otarła je o spodnie. Co prawda słyszała, że wartka woda powinna być bezpieczna, ale wolała nie ryzykować zarażenia się amebą jedzącą mózg. Jak się okazało, wejście na konia było o wiele trudniejsze niż za pierwszym razem. Czuła, że zmarnowała na to przynajmniej dziesięć minut. Przekroczyła płytką wodę, a gdy znów wjechała pomiędzy drzewa poczuła się bezpieczniej niż na otwartej przestrzeni.
Po chwili jazdy, nastolatka uniosła głowę i zobaczyła że drzewa się znów skończyły. Zamiast łąki zobaczyła jednak drogę. Uśmiechnęła się z niedowierzaniem i wyjęła mapę. Przejechała palcem po cienkiej kresce, która musiała być strumykiem który przekroczyła. Odkąd wyjechała z zamku nie zmieniała kierunku jazdy i cały czas jechała prosto, więc na tej podstawie określiła gdzie jest.
– Okej, ten las jest po lewej stronie drogi, a Kryształowy Pałac po prawej. – Dotknęła punktu w którym powinna się znaleźć. – Czyli jadę tam, by mieć drzewa po lewej stronie. No to co, Bruno, lecimy dalej.
Znowu zdecydowała się na galop. Tym razem pozwoliła sobie na dłuższy odcinek i dopiero kiedy koń zaczął ciężko dyszeć przeszła do wolnego kłusa a następnie stępa. Podjechała na luźnej wodzy pod górkę, czując się tak, jakby zaraz miała znaleźć się w o wiele ładniejszym, czystszym i bezpieczniejszym miejscu. Zamiast tego zobaczyła długą prostą drogę. Jeśli nie ten pagórek to następny, pomyślała. Jak się okazało, jej słowa miały się spełnić dopiero za trzecim razem, ze słońcem zachodzącym za liną horyzontu. Zamek, który ukazał się jej oczom nie był największym, jakiego widziała. Miał mniej wieżyczek niż ten w Mosznej, nie wyglądał tak bajkowo jak Neuschwanstein, ale był ładny. Wychyliła się z siodła i zobaczyła, że pomiędzy drzewami prześwituje niewielkie miasto. Kevia, to musi być to. Ona jednak nie miała czego tam szukać. Chyba, że kolejnych zabójców. Spokojnym stępem ruszyła dalej, a gdy wjechała pomiędzy drzewa, poczuła coś dziwnego.
CZYTASZ
Lenora Duncan
FantasiPrzed tym jak wrzucę "prawdziwy" opis - ostrzegam, że to jest KONIARSKIE FANTASY, które wzbudziło u paru osób zachwyt swoją abstrakcyjnością XD. Pisałam to, gdy miałam 12-16 lat (to, co widzicie to jest trzecia wersja) i historia pochodzi z tego sam...