36. Czwarte kłamstwo

57 1 4
                                    

William

Złamałem chyba z dziesięć zakazów drogowych ale chuj mnie to obchodziło. Od wypadku minęło piętnaście minut, a w tym niecałe pięć jechaliśmy do szpitala. Pielęgniarki jak najszybciej przyjęły kręconowłosą bo okazało się, że było gorzej niż przypuszczaliśmy.

Siedziałem na krześle w szpitalnym korytarzu i czułem jak moja głowa pulsuje. Nie dowierzałem w to co się wydarzyło. Zastanawialem się co się z nią dzieje? Jak ona się czuje? Co jeśli nie wróci do siebie, nie wróci do tego kim była, do tej pieprzonej Vivian, którą znałem? Kiedy ostatni raz ją widziałem, była pełna życia, pełna tej swojej nieokiełznanej energii. A teraz leżała tam, podłączona do tych wszystkich maszyn.

- Gdybym wiedział, że to ona. - wychrypiał po dłuższej ciszy chłopak obok.

- Ale nie mogłeś wiedzieć Aiden. - ocknąłem się. - Po co w ogóle tam jeździsz? Nie widzisz, że dzieje się ludziom krzywda?! - podniosłem głos, bo nie mogłem już wytrzymać. Za dużo rzeczy siedziało mi w głowie.

- Ludzie jeżdżą tam z własnej woli, wiedzą na co się piszą. Skąd miałem wiedzieć? To są wyścigi dla facetów. - wycedził.

- W tym momencie mnie to kurwa nie interesuje, masz problemy, Aiden. - wstałem pochylając sie nad przyjacielem. - Zrobiłeś tak bo co? Raz przegrałeś i musiałeś sie odegrać? - syknąłem.

- Zamknij się. Ty nie jesteś lepszy Will. Sam się bijesz....

- Ale ja potrzebuje tych pieniędzy!! I to nas w tym wszystkim różni Wilson.

Gdy chciał coś odpowiedzieć z sali wyszedł lekarz. We dwóch odwróciliśmy się w tym samym momencie i czekaliśmy na to co ma zamiar nam przekazać. Spiąłem się na samą myśl co mogło sie jej stać i widziałem, że nie tylko ja tak zareagowałem.

- Dobry wieczór. Pan William? - skinąłem głową - Tak jak przypuszczaliśmy nie mam za dobrych wiadomości ale od razu chce przekazać, że mogło dojść do większej tragedii.- mężczyzna po pięćdziesiątce spojrzał wymownie na mnie i ciemnoskórego poprawiając swoje okulary. - Vivian przeżyła. - japierdole jak to brzmiało - Pacjentka ma skręcony kręgosłup szyjny ale gdyby upadła nawet pare centymetrów dalej, doszłoby do złamania. Dziewczyna ma naprawdę dużo szczęścia.

Przełknąłem ślinę na myśl o tym, jak to wszystko mogło się potoczyć, a zimny pot oblał całe moje ciało.

- To nie wszystko. - odkaszlnął. - W momencie gdy pacjentka upadła na jak słyszałem dość wystający kamień doszło do urazu lewego żebra. Został złamany, lecz nie przebił on płuca. Złamany został również obojczyk i potrzebna była także transfuzja krwi ponieważ przez nadzianie się na coś ostrego, pani Goldman straciła za dużo krwi.

Tego było za dużo, miałem ochotę wyjebać Wilsonowi z całej siły. Nie mogłem na niego patrzeć mimo, że był moim przyjacielem, ale Viv również nią była. Zebrało mi się na wymioty gdy słyszałem co lekarz nam przekazuje. To nie mogła być pierdolona prawda.

- Czy można ją zobaczyć? - odezwał się zachrypniętym głosem mulat.

- A pan jest chłopakiem? - podniósł brew.

- Tak. - skłamał.

- A pan?

- Przyjacielem.

- Zaprowadzę panów, lecz proszę mnie wysłuchać do końca. Jeśli pacjentka się wybudzi będzie senna więc proszę nie naciskać ale to już pewnie wiecie. Podano jej mocne leki przeciwbólowe, pielęgniarka cały czas będzie obok.

Szedłem wyprostowany za lekarzem, a ze mną ramie w ramie szedł Wilson. Nie mogłem dopuścić aby pokazywał się tutaj dość często bo wiem, że mimo ich teraźniejszej relacji ona tak szybko mu tego nie wybaczy. Po ludzku będzie się go bała.

Shadow of secrets Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz