Rozdział 14

653 59 5
                                    

Ed's POV

Postanowiliśmy, że bezpieczniej będzie ulotnić się na kilka najbliższych godzin do parku, lepiej zmniejszyć prawdopodobieństwo spotkania któregoś z naszych nauczycieli.

Nie jestem najbardziej spostrzegawczym facetem na świecie ale znam Meg, mniej niż mi się wydaje, wiem kiedy jest wściekła. Odzywała się ode mnie półsłówkami, co było dosyć irytujące. Szła przed siebie z plecakiem założonym na jednym ramieniu, a ja obok niej z poprawnie założonym plecakiem, ciągle próbowałem ją rozbawić ale każdą próbę zbywała nienawistnym spojrzeniem. Nie byłem pewien, że mi uwierzyła ale nadal istniała szansa, że mi wierzy. Czemu miałaby mi nie wierzyć? Przecież mówiłem prawdę. Nic tak bardzo człowieka nie doprowadza do szału niż kiedy ktoś nie wierzy mu kiedy mówi wszystko zgodnie z przebiegiem wydarzeń. Dominika przyjaźniła się z Meg od zawsze, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Sam osobiście nie miałem dobrego kontaktu z jej przyjaciółką, nie widziałem nigdy potrzeby wchodzenia między dwie najlepsze przyjaciółki. Zawsze się zastanawiałem czy Megan mówi o mnie, a jeśli tak to co. Przyjaciółce chyba mówi się wszystko, przynajmniej to wynikało z tych wszystkich filmów, na które zmuszony byłem iść, zapłacić za to i jeszcze uważnie oglądać. Nigdy nie bardzo rozumiałem bezwarunkowego zaufania jednej kobiety do drugiej. Wszystkie przecież mają takie same wady. Wszystkie lubią mówić co je w kim denerwuje kiedy nie ma akurat tej osoby w pobliżu, wszystkie mają jakiś swój sekret, którego nie mówią nikomu. Najdziwniejsze jednak było to jak kobiety się kłócą, facet da drugiemu po mordzie, a jeszcze tego samego dnia idą razem na piwo. Kobiety? Kobiety nadal się do siebie uśmiechają, podkładając sobie jednocześnie kłody pod nogi. Nie ma na świecie osoby, nawet kobiety, która byłaby w stanie wytłumaczyć dlaczego. Liczyłem na to, że Meg nie będzie ani zbyt brutalna ani nie będzie nienawidziła jej do końca świata, bo to im zajmuje większość życia.

Dwie godziny bezczynnego siedzenia na pomazanej ławce nie wniosły nic w moje życie. Wzdychałem co chwile głośno, licząc na to, że odezwie się do mnie chociażby jednym słowem ale zniszczyła mój genialny plan, siedziała rysując butem po piasku. Zacząłem przyglądać się tym kształtom ale niczego to nie przypominało. Wstałem z ławki i podniosłem z ziemi patyk. Usiadłem bliżej i zacząłem gryzmolić po jej pracy. Spojrzała na mnie wściekła, wstała i wzięła patyk.

"Zostaw mój rysunek" napisała na ziemi.

Spojrzałem na nią rozbawiony, dalej mazała po ziemi, teraz już patykiem.

"Nie chce" odpisałem.

"Zabierasz mi miejsce"

"Tlen też?" zatarła butem wszystko co napisaliśmy i kontynuowała rysowanie niczego.

"Jesteś na mnie zła?" zatarła to, chyba nawet nie czytając mojego pytania, uznałem, że w takim wypadku było to pytanie retoryczne.

Namalowałem na ziemi złą buźkę, dorysowała rogi, ogon i widły. Namazałem obok kota, raczej imitacje czegoś na czterech łapach, a Ona narysowała obok drzewo. Rysowaliśmy tak przez pół godziny, zarysowaliśmy całą drogę, która nie była wyłożona asfaltem. Musieliśmy komicznie wyglądać, chodząc na kucaka i rysując wszędzie jakieś głupoty.

Narysowałem któregoś patyczaka z kolei, wtedy w końcu się odezwała.

"Nie możesz co chwile rysować patyczaków!" wstała i pokazała na kilka z nich.

"Czemu nie mogę?" stanąłem obok niej, zmarszczyłem brzwi. Cieszyłem się, że w końcu udało mi się zrobić coś żeby się odezwała.

"To jest zwyczajnie głupie! Troche pomysłowości!"

"Gdybym wiedział, że muszę..." szybko przeszedłem chodnik licząc patyczaki i wróciłem "że muszę narysować 23 patyczaki żebyś się odezwała, zrobiłbym to jeszcze pięć razy!"

Przewróciła tylko oczami. Rozejrzałem się po naszych rysunkach.

"Ty hipokrytko!" spojrzała na mnie z dziecięcym uśmieszkiem "Ja nie mogę rysować patyczaków ale Ty żółwie możesz?"

"Moje żółwie są ładniejsze niż Twoje patyczaki!" wystawiła język.

"Ładniejsze? Ładniejsze?! Czy Ty nie widzisz piękna minimalizmu?!" byłem oburzony. Moje patyczaki nie były złe, ćwiczyłem rysowanie tego jednego wzoru od urodzenia.

"Doceniam minimaliz, a to nie jest minimalizm! To zwykły brak talentu plastycznego!"

Zachłysnąłem się powietrzem i zrobiłem wielkie oczy.

"Coś Ty powiedziała?" patrzyła na mnie triumfalnie. Spojrzałem po naszych rysunkach i manerwując między nimi znalazłem jeden z najładniejszych. Uniosłem nad nim nogę "Odwołaj to!"

"Nie! Nigdy mnie do tego nie zmusisz!" zacząłem rozcierać butem rysunki przy każdym dając jej szansę na odwołanie tego co właśnie powiedziała.

"Nie odwołam! Możesz zniszczyć wszystkie! Nie odwołam nawet pod groźbą, że zostawisz swoje!" usiadłem na ławce zrezygnowany i narysowałem najbrzydszego patyczaka jakiego kiedykolwiek narysowałem. Dałem jej sygnał dłonią żeby usiadła obok mnie. Patrzyła jak rysuje, zbliżyłem się do niej i wyszeptałem do ucha "To Ty"

Spojrzała na mnie zszokowana i przeniosła wzrok na patyczaka.

"Serio? Dziękuje! Już się bałam, że ostatnio trochę utyłam!" narysowała na ziemi koło i zrobiła w nim dwie dziurki.

"A to Ty" powiedziała dumna.

"Nie mam ust?"

"Nie, Bóg wysluchał moich modlitw i zabrał Ci je żebyś w końcu zamkną ten rudy ryj" powiedziała z uśmiechem. Dorysowałem jej piersi.

"Na szczęście Bóg słucha też myśli i po tym jak zlikwidował moją rudą mordę, dał Ci w końcu cycki" uśmiechnąłem się do niej. Zaczeliśmy się śmiać bez opamiętania. Za każdym razem kiedy przestawaliśmy, zerkaliśmy na nasze obrazki i znowu umieraliśmy ze śmiechu.

Oparła głowę o moje ramię i śmiała się dalej trzymając się za brzuch. To jest moja ulubiona pora dnia, każda minuta czy godzina kiedy możemy się zwyczajnie śmiać razem z czegoś, co dla większości ludzi nie jest zabawne.

Kiedy trwała ostatnia lekcja w szkole wróciliśmy po mój samochód. Nasza radość nie trwała zbyt długo, czasami zachowywała się jak typowa kobieta. Obraziła się od nowa ale tym razem dawała sygnały, że potrafi mówić.

Jechaliśmy w zupełnej ciszy, dosyć krępującej. Przez to zacząłem się zastanawiać jak bardzo jestem w złej sytuacji. Dopiero co zapożyczyłem się u ojca, mam obitą twarz i uciekłem z lekcji. Całkiem dobry wynik.

Zatrzymałem samochód przed jej domem. Nie wiedziałem czy wypada mi robić cokolwiek. Zbliżyłem się do niej, zrobiła unik i przytuliła mnie delikatnie.

"To nie jest dobry pomysł na dzisiaj" powiedziała i wysiadła z auta. Ruszyłem jak najszybciej do siebie. Znowu czułem się jak ostatni idiota, miałem ochotę walnąć głową w ścianę.

-------

Przepraszam, że rozdział jest krótki, nie ma większego sensu i praktycznie nic się w nim nie dzieje.
Miałam kilka zawalonych dni, mało czasu na pisanie.
Ekscytujący rozdział jest w wersji roboczej, postanowiłam dać coś lekkiego. Napisałam to w pół godziny, bo nie mam o tej godzinie już pomysłu jakby to lepiej zrobić. A ten rozdział może i nic nie wnosi ale pokazuje trochę ich relację.

Alex

Friendzone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz