Rozdział 23

560 42 6
                                    

Ed's POV

Nigdy nie byłem tak wściekły, tak mi się wydawało. Przyszedłem do pracy pół godziny przed czasem ale nie było sensu spotykać się z kolegami czy wracać do domu. Ciągle powtarzałem sobie w głowie to co się stało. Rzuciła mnie, od tak. Po wszystkim co zrobiłem. Nie ważne jak bardzo się starałem, nie było sans na to, że Ona mi kiedykolwiek uwierzy. W tym momencie był to jakiś plus, nie wierzyła mi. Nie jest tak źle, mogę udawać, że nigdy nic się nie stało, że ani trochę mnie to nie zabolało. Ona chcę abym cierpiał, najlepiej będzie kiedy w poniedziałek będę zachowywał się jak dzień przed rozpoczęciem tego cyrku. Jeśli tego właśnie chcę, dobrze, dostanie to czego chce. Zawsze tak jest Ona zawsze musi mieć to czego chce. Mam dosyć tej zabawy, muszę się otrząsnąć i żyć.

W pubie ruch był raczej umiarkowany, żadnych problemów poza jedną rozbitą butelką. Zero niespodzianek, do czasu.

Od kilku minut nikt niczego ode mnie nie chciał. Zaczynałem się nudzić, wtedy mój mózg wpadł na pomysł aby przypomnieć sobie wszystkie dobre chwilę, które dzieliłem z Megan. Kiedy oglądaliśmy razem bajki Disney'a śpiewając wszystkie piosenki razem z nimi, a Meg cytowała mi całe rozmowy bohaterów próbując naśladować ich głosy. Gdy poszliśmy lepić bałwana z pierwszego śniegu ale było go tak mało, że zrobiliśmy go z błota i nie miał więcej niż 15 centymetrów, w nocy było ponad minus 20 stopni i rano nasz bałwan z błota był jak ze skały. Stał na moim podwórku do pierwszego deszczu. Wszystkie te jesienne mgliste poranki kiedy szliśmy razem zaspani do szkoły szurając butami w liściach rozrzuconych po chodniku, kiedy zawsze chciałem złapać ją za rękę pod byle pretekstem, odgarnąć jej włosy z twarzy. Wspomnienie goniło wspomnienie. Każde z nich sprawiało, że byłem jeszcze bardziej wściekły na siebie, na nią, na ludzi w pubie, na słońce, wiatr, zimę, jesień. Dlaczego akurat ona? Jest tyle wspaniałych dziewczyn, które mnie nie okłamują, które się starają, które szukają miłości. Dlaczego akurat ta, która kłamała, którą mało co obchodziło, której włosy się kręcą w wilgotny dzień, która wyjdzie z domu w piżamie, założy trzeci dzień tą samą koszulkę jeśli idzie w miejsce gdzie nikt nie wie, że miała ją na sobie dwa poprzednie dni? Może właśnie dlatego, bo nie próbowała być idealna, była sobą, najgorszą wersją siebie.

Stałem przy barze oparty o łokcie, z opuszczoną głową i marzyłem o tym aby w końcu iść do domu. Chciałem spać, ze zmęczenia, z nadmiaru myśli, ze złości i smutku. Nie było rzeczy, której bym w niej nie pamiętał, której bym nie nienawidził z całego serca i uwielbiał zarazem. Wszystko to co było w niej negatywne w jakiś sposób cementowało moje uczucie, bo to było w niej cudowne, a każda kolejna myśl uświadamiała mi jak trudne będzie wrócenie do życia sprzed szansy, która okazała się moim najgorszym życiowym doświadczeniem, z którą wiązałem największe nadzieję. Może ją popędzałem, może czuła się przystawiona do muru, może wcale tego nie chciała i szukała wymówki aby to skończyć, może nie chciała aby stało się to co się stało. Czy istnieje opcja powrotu do przyjaźni? Chcę być blisko, nawet jeśli będzie to oznaczało powrót do przyjaźni, zostawienie tego uczucia zduszenie go.

"Cześć, jestem pijana i nie wiem czemu ale Cię kocham?"

"Słucham?" podniosłem szybko głowę. Byłem pewien słów, które usłyszałem. Gdzieś w pubie siedziały jakieś dziewczyny, może się założyły albo były za bardzo napalone. To było możliwe ale głos był zbyt znajomy i w pierwszym odruchu byłem pewien, że po prostu za dużo o niej myślę i dostaje szału. Nie, to była Ona. Stała chyba tak samo zszokowana jak ja. Miała czerwone oczy i rozpiętą kurtkę, na dworze było zbyt zimno i w innej sytuacji przytulił bym ją mocno dając jej swojego ciepła, szczęśliwy, że usłyszałem to od niej, a następnie pobiegł bym zrobić jej gorącą herbatę. Jednak sytuacja była nieco bardziej skomplikowana. Kilka godzin temu ze mną zerwała, nie mogłem dać się znowu wciągnąc w jej gierki. Kochałem ją i serce waliło mi tak szybko, że wszyscy mogli z pewnością i usłyszeć. Wiele mnie kosztowało powstrzymanie uśmiechu, nie mogłem sobie na to pozwolić. Nie można ranić ludzi i to w tak okrutny sposób, bawić się nimi, zostawiać, a potem oczekiwać szczęśliwego zakończenia, że będę się płaszczył, całował jej stopy, że będę jej dziękował i szarpał się z nią kolejnych kilka tygodni bez żadnego odezwu z jej strony, bez następnego kroku czy nawet postawienia tego na obecnym poziomie. Znowu wrócili byśmy do miejsca gdzie ja biegam wkoło niej, a Ona testuje chyba mnie nie dając mi nic. Miłość jest czymś innym, miłość to troska o siebie wzajemnie, dawanie, nie branie. Ja dałem od siebie wiele, Ona dawała mi tylko swoje wątpliwości co do moich intencji. Czy to jest tego wartę? Czy taki związek jest tego wart? Mniej cierpi się kochając z daleka. W takiej sytuacji przynajmniej nie masz tego pod nosem, a zamiast tego nikt Ci nie pcha go gardła kaktusa aby sprawdzić jak bardzo możesz się poświęcić dla czekoladki.

"Nienawidzę Cię" powiedziałem spokojnie po czym zacząłem wycierać bar. Kiedyś powiedziała, że jeśli ja się cieszę, Ona też chce się cieszyć, kiedy ja płacze Ona chce płakać ze mną. Niestety kiedy ja się cieszyłem, Ona szukała w tym podstępu, kiedy ja jestem na skraju załamania nerwowego, Ona nie potrafi dać mi nawet chwili, musi przyjść i zrobić szopkę. Jeśli to co zrobiłem ma oznaczać, że nigdy jej nie kochałem, trudno. Przynajmniej nie będzie więcej powodów do wyśmiewania się ze mnie. To wszystko coraz bardziej wyglądało jak słabe przedstawienie, którego reżyserami nie jesteśmy my. Ona się bała o moje intencję przez Dominikę, przez nią Ona we mnie wątpiła. Jedna osoba, jedno wydarzenie było w stanie zachwiać jej zaufaniem. Ja stałem nie zachwiany, jeśli ktoś tu powinien wątpić w kogoś to ja w nią. Jak mam jej wierzyć, że mnie kocha skoro nie była w stanie mi zaufać kiedy byłem przy niej zawsze, nawet kiedy okazała się kłamcą.

Stała przez chwilę bez słowa, chciałem to cofnąć i znowu uwięzić siebie samego w labiryncie jej wątpliwości tylko ze względu na te dwa słowa ale nie mogłem dać sobą pomiatać. Tak bardzo nie chciałem jej ranić, a jednocześnie nie mogłem zrobić nic innego. W końcu ruszyła się szybko wychodząc z pubu. Chciałem za nią ruszyć ale po pierwsze byłem w pracy, po drugie to nie miało żadnego sensu, od początku było pozbawione szans na przyszłość. Rzuciłem ścierką o blat i kucnąłem za barem. Byłem wykończony.

W głowie miałem milion negatywnych myśli. Co jeśli jej się coś stanie? Może powinienem za nią wybiec, może powinna poczekać aż skończę pracę. Nie powinna wracać sama, w rozpiętej kurtce i bez czapki. Może jej się coś stać, może się rozchorować. Miłość to troska o drugą osobę. Wstałem szybko, zamknąłem kasę i już chciałem wychodzić kiedy do środka wpadł zdyszany Patryk, a zaraz za nim była Dominika.

"Co Wy tu robicie?" zapytałem zdziwiony.

"Czy jest tu Meg?" zapytał próbując uspokoić oddech.

"Była, przed chwilą, właśnie wychodzę jej poszukać" powiedziałem próbując go wyminąć.

Złapał mnie za ramię.

"Nie mogłeś jej zatrzymać? Nic jej nie jest? Czemu jej nie zatrzymałeś? Czy Ty wiesz, która jest godzina?" wypowiedział wszystkie pytania tak szybko, że można było powiedzieć, że zadał je wszystkie w sekundę.

"Nie wszystko jest takie proste!" warknąłem na niego.

"Biedaczek, dziewczyna go zostawiła. Mi to nie przeszkadza, nie musiałam zbyt wiele robić" powiedziała Dominika z szyderczym uśmiechem na twarzy. Automatycznie zacisnęły mi się pięści.

"Miałaś z tym coś wspólnego?! Idiotko! Nigdy Ci nie ufałem!" wrzasnął Patryk tak głośno, że wszystkie rozmowy w pubie umilkły.

Dominika wzruszyła tylko ramionami i ruszyła do wyjścia.

"Może ją dogonimy."

Patryk spojrzał na mnie zszokowany tym co się dzieje.

"Spokojnie, znajdziemy ją, zadbam żeby wróciła bezpiecznie do domu. Powiem jej wszystko, pogadam z nią o tym" powiedział kładąc mi dłoń na ramieniu. "To się nie może tak skończyć"

"To się już skończyło i jak widać, Ona Wam nie wierzy" powiedziała z uśmiechem Dominika stojąc w drzwiach, musiała się wrócić kiedy zauważyła, że Patryk nie idzie za nią.

"Zamknij mordę, jestem tu tylko ze względu na Meg" wycedził Patryk wychodząc z pubu.

Wróciłem za pub, wszyscy patrzyli jeszcze na mnie licząc na ciąg dalszy ale szybko wrócili do rozmów między sobą.

Miał rację, to się nie może tak skończyć. Może jemu uwierzy, chociaż tyle, aby wiedziała, że nigdy nic nie zrobiłem. Nigdy mi nie wierzyła kiedy mówiłem, że Ona nie stoi po jej stronie, mówiła, że nie muszę być zazdrosny o Dominikę, że jestem jej najlepszym męskim przyjacielem. To nigdy nie była zazdrość, wiedziałem, że Meg ma po swojej stronie barykady wroga i nie mogłem nic zrobić aby jej udowodnić, że to nie jest przyjaciółka. Wiele raz się o tym przekonała ale miała tak niskie poczucie własnej wartości stojąc obok Dominiki, której się wszystko udawało. Nie była świadoma, że jest lepsza ale daje sobie niszczyć życie.

----------------

Udało się.

Jeśli są jakieś literówki, a pewnie są, w komentarzu do tego cytatu napiszcie mi o tym. Przepraszam ale już mi się nie chcę tego sprawdzać 3 raz, nie dzisiaj.

Friendzone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz