Rozdział 20

503 43 11
                                    

Megan's POV

Przez pierwsze 15 minut nie byłam do końca pewna czy to się stało naprawdę czy sobie to wymyśliłam. Rozglądałam się po przedpokoju bez celu. W końcu uznałam, że muszę coś ze sobą zrobić, pozbyłam się swojego największego problemu. Stawiałam powoli kroki na schodach ciągle mając pustkę w głowie. Był największym problem, powodem moich lęków, a problemów trzeba się pozbyć. Zrobiłam to. Postawiłam ostatni krok, na szczycie schodów w momencie kiedy o tym pomyślałam i przechyliłam się do tyłu, w ostatnim momencie złapałam barierkę. Serce waliło mi jak młotem. Szybko weszłam do swojego pokoju, odłączyłam telefon od ładowarki i zadzwoniłam do Dominiki, chciałam z nią świętować swoje zwycięstwo. Teraz dotarła do mnie fala pozytywnej energii i zaczęłam skakać po pokoju i piszczeć, nie dlatego, że z nim zerwałam, nagle uwolniłam się z betonowych butów, które otrzymały mnie w najbardziej negatywnych myślach. Jestem wolna, psychicznie, fizycznie. Kogo obchodzi czy go zraniłam, moje zdrowie psychicznie było ważniejsze. Doskonale wiedziałam, że go nie zraniłam, to była tylko jakaś głupia gra. Kto wie, może mu ułatwiłam drogę do Dominiki. Nagle odeszła ze mnie radość i poczułam zazdrość? Matko, co ja zrobiłam? Może powinnam za nim iść, może powinnam go przeprosić. Kochałam go, tak. Bałam się, bałam się bo go kochałam. A co jeśli On będzie z Dominiką? Pewnie szybko sobie znajdzie inną, nie zależało mu na mnie, to był tylko cholerny zakład albo żart albo... Albo zależało mu naprawdę. Usiadłam na łóżku zmieszana. Dobra, całkiem możliwe, że popełniłam błąd. Nie, to nie był błąd. Ten związek nie miał sensu ciągle się od siebie oddalaliśmy. Zeszłam na dół i otworzyłam barek, wyjełam butelkę tequili i napiłam się prosto z butelki. W głowie miałam milion myśli, które odbijały się jedna o drugą tworząc nowe, bezsensowne. Coraz bardziej czułam, że popełniłam błąd. Wyglądał na zranionego. Wydaje mi się, widziałam co chciałam. Nie obchodziłam go, teraz też go nie obchodzę. Nie, obchodzę go. Nie obchodzę go. Nie, obchodzę go. Chodziłam po salonie próbując uspokoić swoje myśli.

Gdyby mu zależało, nie zrezygnował by, nie wyszedł by od tak. Jezu, On się tak starał, każdego dnia męczył się z moim irracjonalnym zachowaniem, żaden facet nigdy nie traktował mnie tak jak On. Teraz zaczęłam się czuć gorzej niż kiedykolwiek. Zniszczyłam swoje życie, zerwałam z chłopakiem, z którym chcę być ale jestem zbyt beznadziejna aby to docenić.

Zanim przyszła Dominika zdążyłam już przebrnąć przez wszystkie emocje, a stan upojenia alkoholowego sprawił, że każda najgłupsza myśl nabierała rangi myśli filozofa. Otworzyłam drzwi rozbawiona.

"Meg... Czy Ty jesteś pijana?" Spojrzała na mnie uważnie zdejmując kurtkę.

Pokiwałam radośnie głową i napiłam się. Dominika zabrała mi butelkę z ręki, popatrzyła na mnie przez chwilę i napiła się.

"Chodź na górę, Twoi rodzice nie będą szczęśliwi widząc nas pijane" powiedziała kierując mną w stronę schodów.

"Wiesz, kiedy jesteś pijany, widzisz więcej" powiedziałam po czyn od razu potknęłam się na schodach. Dominika zaśmiała się głośno i pomogła mi dotrzeć na górę.

Położyłam się plackiem na łóżku i milczałam, a Dominika piła chcą szybko nadrobić.

"Ułożymy puzzle?" zapytałam nagle z nową energią. Dominika pokiwała energicznie głową. Wstałam z łóżka odrobinę za szybko zatoczyłam się próbując utrzymać równowagę. I usiadłam praktycznie w szafie przekopując stertę pudełek z puzzlami.

"Znalazłam!" krzyknęłam wyślizgując się na pupię z szafy i wysypałam puzzle na środku pokoju. "Tysiąc puzzli!"

"Czy to jest..."

"Tak! To jest las!" zaśmiałam się jak psychopata patrząc na nią triumfalnie.

"Ułożyłaś je kiedykolwiek?"

Friendzone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz