Rozdział 17

652 51 4
                                    

Megan's POV

Październik nadszedł szybciej niż można się było tego spodziewać. Całymi dniami uczyłam się matematyki ale z dnia na dzień panikowałam bardziej. Powinnam umieć to czego się uczyłam, a czułam się gorzej niż po pierwszej lekcji. Wszystko mi się mieszało, a na lekcjach dostawałam ataku paniki kiedy tylko nauczycielka na mnie spojrzała. Uczyłam się więc jeszcze więcej, nie mogłam się tak łatwo poddawać.

Dominika jest cały czas po mojej stronie, cieszy się moim szczęściej, a ja nie mogę sobie wybaczyć, że przyszło mi do głowy coś tak głupiego jak to, że mogłaby robić coś przeciwko mnie. Przepraszałam ją za każdym razem gdy się widziałyśmy, taka przyjaciółka to skarb. Wybaczyła mi wszystko, kibicowała mi w szkolę i w relacjach z Edem. Odzyskałam przyjaciółkę, która mnie rozumiała bez słów, śmiała się z moich uszczypliwości i spędzała ze mną każdą wolną chwilę. Nie wiem jak jej się odpłacę ale powinnam.

Z Edem? Nie wiele się zmieniło w naszej relacji. Byłam jego dziewczyną, tak lubił mnie nazywać. Poza tym? Czasami trzymaliśmy się za ręcę ale nie było mowy o okazywaniu sobie uczuć publicznie. Nigdy nie lubiłam par obściskujących się na środku miasta, nie chciałam siać zgorszenia i nie widziałam ku temu powodów.

Przez cały ten czas Ed nie przestawał mi mówić ile dla niego znaczę, że mnie kocha, co sprawiało, że czuje się zakłopotana. Nie byłabym w stanie mu odpowiedzieć tym samym, a On nie ma zamiaru przestać mi udowadniać, że mówi poważnie. Czułam się jak skończona kretynka uśmiechając się głupio i milcząc zawszę kiedy mi to mówił. Czemu? Nadal nie mogłam mu uwierzyć, to wszystko jest zbyt dziwne i mam wrażenie, że to jest jakiś zakład czy odwet. Snuję w głowię teorie spiskowe, najmocniejszą była ta, w której Ed chciałby być z Dominiką ale Ona go nie chce, więc ten postanawia wzbudzić w niej zazdrość umawiając się z inną. A kto jest lepszym celem od zakochanej w Tobie przyjaciółcę? Próbowałam wyrzucić to z głowy, próbowałam. Za każdym razem gdy widziałam jak się stara chcę mu wierzyć i w końcu powiedzieć otwarcie co czuję ale nie mogłabym. Mój system obronny nie chcę odrzucić tych wszystkich myśli, w których jestem zwyczajnie wykorzystywana. Ufałam mu od samego początki, a kiedy stało się coś czego tak bardzo chciałam, nie byłam w stanie zaufać swoim uczuciom, zaufałam swoim lękom, a One jednogłośnie postanowiły abym trzymała się od swoich uczuć w odpowiedniej odległości i nie przestawała obserwować jego zachowania. W każdym wypowiedzianym przez niego zdaniu szukałam drugiego dna, kpiny czy posmaku sarkazmu. Nic. Nie dawałam uczuciom zawojować nad moim zdrowym rozsądkiem, a raczej strachem. Nie było siły, która powstrzymałaby moje podejrzenia, a one miały moc studzenia moich emocji.

Krępuję się wszystkim co robił, każdą chwilą spędzoną razem. Coraz częściej chciałabym to zakończyć, zanim On to zrobi. Ostatnie czego chcę to dać mu satysfakcję. Dlaczego to sobię robię? Równie mocno, jak zakończyć to, chciałabym czerpać radość z tego co się dzieje, z każdego dotyku, słowa, sekundy kiedy mogę patrzeć mu prosto w oczy i w mojej głowie zaczyna wygrywać myśl, że jest ze mną szczery, że po tylu latach w końcu spełniło się moje marzenie.

To wszystko wprowadzało mnie w niesmacznął mieszankę uczuć, która sprawiała, że krzyczałam w poduszkę, zaczęłam biegać tylko po to aby wyrzucić z siebie złość, płakałam w wannie i śmiałam się z siebie. Wszystko to robiłam z nienawiści, zaczynałam wpadać w obłęd. Nienawiść wypływała ze mnie strumieniami, mogłabym się w niej utopić. Kogo znienawidziłam? Siebie. Całą sobą znienawidziłam siebie. Znalazłam w sobie tysiące wad, których wcześniej nie widziałam. Nie można kochać dziewczyny z tyloma wadami. Zauważyłam, że mam cellulitis, chociaż mama uparcie twierdziła, że nie mam, mam drugi podbródek i syfy na całej twarzy, słabe włosy, owłosione ręce, mój śmiech mógłby zabijać, krzywe palce u rąk i nie umiem nałożyć równo lakieru na paznokcie. To tylko początek listy, która się wydłużała. Miałam dziwne kolana i zbyt chude kostki, moje stopy wyglądają jak kosmici. Każdego dnia znajdowałam w sobie coś nowego do znienawidzenia. To sprawiało, że płakałam jeszcze bardziej w wannie, myśląc o swoim ciele i charakterze. Blizny na udach była okropne wizualnie, a w dotyku były jeszcze gorsze, nie chciałam by kiedykolwiek je widział, i tak ma wystarczająco dużo powodów do naśmiewania się ze mnie i mojej obrzydliwej osoby.

Z każdym dniem traciłam pewność siebie, a każdy komplement z ust Eda brzmiał w moich uszach jak sarkazm. Kiedy powiedział mi, że uwielbia moje włosy zauważyłam, że mają dziwny odcień, a nawet kilka odcieni blondu i żaden nie jest ładny, że są poniszczone i bardzo niemiłe w dotyku. Kiedy przez dłuższy czas trzymał moje dłonie w swoich i patrzył się na nie zauważyłam, że są męsknie, wystają mi żyły i te palce. Wyrwałam swoje dłonie z jego i starałam się ich nie pokazywać jeśli nie było to koniecznę. Dnia gdy przejechał kciukiem po moich ustach, mówiąc, że są najpiękniejsze na całym świecie zauważyłam, że są suchę, wąskie i mają dziwny kształt. Jeśli były to próby sprawienia abym poczuła się piękna, nie szło mu najlepiej ale jeśli wytyka mi wady, jest w tym dobry. Nikt tak słodko nie wytyka wad, tylko On.

--------------

PRZEPRASZAM, ŻE ROZDZIAŁ JEST TAK KRÓTKI I DO DUPY.

Przechodzę popoprawkową depresję i śpie kiedy tylko mam okazję, a w nocy nie mogę zasnąc, a nie mogę też logicznie myśleć. Postaram się to naprawić, bo chcę żeby to było dobre ff.

Friendzone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz