Postacie występujące w tym fanfiction są wyłączną własnością J.K. Rowling.
***
Draco ciągnął Harry'ego za dłoń spowrotem w stronę lasku. W szarym swetrze bruneta co chwila tworzyły się dziury, od ciągłego przeciskania się przez ostrokrzewy. W miejscach, gdzie powstały, z zadrapań chłopaka sączyły się skróżki krwi.
Draco utrzymywał równe, szybkie tempo. Sprawiał wrażenie wiecznie kipiącego energią, zupełnie jakby wcale jej nie tracił. Przez chwilę Harry widział, jak gdzieś we wnętrzu Malfoy'a pojawia się śmieszny woreczek, w którym jak mgła gromadzi się zapasowa energia.
Draco gwałtownie skręcił, a Potter nie przewidując takiego obrotu sprawy potknął się o wystający korzeń (który bez wątpienia by zauważył, gdyby nie okoliczności) i runął na ziemię jak długi. Warknął, wycierając sobie wargę wierzchem dłoni, której poprzednia rana się teraz otworzyła. Dodatkowo, miał bolesne otarcie na prawej kości policzkowej, a tuż pod nosem ciekła mu stróżka krwi. Chłopak oblizał usta, czując na języku metaliczny posmak krwi, po czym spróbował się podnieść.
Draco zatrzymał się, pomagając brunetowi wstać, a widząc jego krew cmoknął z dezaprobatą. Nieśmiało musnął jego usta, oblizując ją. Harry zamruczał, po czym ruszyli w dalszą drogę. Tym razem blondyn zwalniał przed każdym zakrętem, ale nie puścił ręki chłopaka.
Draco zagłębiał się coraz głębiej w las, a Harry w życiu by nie pomyślał, że ten niepozorny, mały zagaknik okaże się być tak obszerny.
Malfoy niespodziewanie zatrzymał się, a Harry wpadł w jego plecy. Zarumienił się i przeprosił pod nosem, jednak blondyn nie odpowiedział. Wpatrywał się w coś, co rozciągało się przed nim.
Harry wystawił głowę zza barku Draco.
Przed nim rozciągała się całkiem urokliwa polana, skroplona poranną rosą. Przez soczyście zielone źdźbła trawy uparcie domagały się uwagi krwiście czerowne maki i fioletowa lawenda. Gdzie niegdzie połyskiwało złotawe źdźbło dziko rosnącej pszenicy. Na końcu polany majaczył drewniany domek skąpany w ciepłym świetle porannego słońca.
Brunet położył głowę na barku Draco i westchnął przeciągle. Chłopcy stali na skraju lasu i polany.
- Poczujesz lekki dyskomfort. - powiedział Draco, ponownie łapiąc bruneta za rękę, zanim ten zdążył chociaż pomyśleć o interpretacji jego słów, przekroczył granicę.
Harry krzyknął z bólu, czując się jakby jego ciało rozywało się na milion kawałków, a potem boleśnie znajdowało drogę powrotną aż do szpiku kości.
Uczucie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło, a może jeszcze szybciej. Harry wziął łapczywy haust powietrza.
- Co to miało być, do cholery?! - wysapał, opierając dłonie na kolanach i oddychając szybko. Usłyszał śmiech Draco, za który bez wątpienia by go udusił, gdyby nie był sparaliżowany ostatnim wydarzeniem.
- Udało się. - Powiedział blondyn, kładąc ciepłą dłoń na karku Potter'a. Chłopak podniósł głowę patrząc mu w oczy. - Witaj w Hogwarcie.
CZYTASZ
High Initiation (Drarry OTP)
Fanfiction*\\FINISHED//* Harry Potter jest zwykłym, nudnym uczniem w zwykłej, nudnej szkole na przedmieściach Londynu. Jego życie jest naznaczone ciągłą rutyną, ale chłopak pogodził się z tym i nawet polubił. Pewnego dnia jendak jego dotychczasowe życie obróc...