17 'All monsters are humans'

4.1K 316 16
                                    

Postacie występujące w tym fanfiction są wyłączną własnością J.K. Rowling.

***

Draco z trudem podniósł opuchnięte powieki,  a jego nozdrza wypełniła wilgotna, drażniąca woń.

Leżał na czymś twardym i zimnym, i wilgotnym. Z trudem podniósł się z kamiennej posadzki.

Znajdował się w małym, mrocznym pomieszczeniu z ciemnego marmuru, pozbawionym okien. Jedyne źródło nikłego światła stanowiła wiekowa lampra naftowa, postawiona w rogu pomieszczenia.

Draco spróbował podnieść się, i dopiero teraz usłyszał dźwięczący w uszach dźwięk, który przypominał... Łańcuchy?

Dopiero teraz chłopak spostrzegł że jest skuty na nadgarstach i kostkach. Rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby się wyswobodzić ale niczego takiego nie znalazł. Usłyszał ciche kaszlnięcie.

W rogu pokoju, skulony do rozmiarów siedzącego psa siedział człowiek, a raczej to co z niego zostało. Miał długie, siwe włosy i brodę, posklejane i brudne. Na jego chaczykowatym nosie spoczywały puste oprawki okularów, przez które łypały na Draco małe, szczurze oczy. Mężczyzna był odziany w stare łachmany.

Kaszlnął ponownie.

-Kto tu jest? - zacharczał, rozglądając się po pomieszczeniu. Dopiero teraz Malfoy zauważył, że oczy mężczyzny zabiegłe są mgłą. Jest ślepy.

- Jestem tutaj - powiedział ostrożnie Draco, dzwoniąc delikatnie łańcuchem. - Kim jesteś?

Nieznajomy spojrzał ślepym wzrokiem w jego stronę.

- Źle zadałeś to pytanie, chłopcze. - Zacharczał, przez chwilę się nad czymś głęboko zastanawiając. - Pytanie powinno brzmieć raczej, kim byłem.

Draco wzdrygnął się na jego słowa, ale nic nie powiedział, bo usłyszał dudniące kroki. Starzec skulił się mocniej w kącie.

Po chwili kraty do pomieszczenia, których Draco wcześniej nie zauważył zdgnęły, a potem otworzyły się na ościerz ze zgrzytem. Stanął w nich przysadzisty mężczyzna, z pulchną gębą i wystającymi, szczurzymi zębami. Draco był pewien, że już kiedyś go widział.

- Za mną, Malfoy - wycedził, wchodząc w głąb pomieszczenia. Staruszek drgnął na dźwięk jego nazwiska, ale się nie poruszył. Szczurza morda szarpnął za łańcuch, zmuszając Draco do wstania i udania się za nim.

Przeszli przez kilka schodów, w równie wilgotnym i mrocznym lochu, by wyjść w końcu do przestronnego pomieszczenia, przypominającego salon na jakimś starym dworze. Na myśl chłopakowi cisnęły się dwa słowa: Dormitorium Slytherinu.

A jednak nie byli w zamku. Pokój był znacznie obszerniejszy, a czarne meble były zbyt drogo zdobione. Nie było kominka.

- No, no no. Kogo my tu mamy - usłyszał dobrze znany mu głos. Odwrócił głowę.

Bellatrix Lestrange dumnie kroczyła w jego kierunku, groźnie mierząc do niego z wygiętej pod dziwnym kątem różdżki. Burza kruczoczarnych loków zakrywała częściowo jej targaną szaleństwem twarz.

- Bellatrix - wysyczał Draco. - Co za zaszczyt - skłonił się lekko.

- Dosyć! - Zagrzmiała, przykładając różdżkę do jego gardła. - Już. Dosyć - cedziła każde słowo. - Czarny Pan bardzo chciałby się z tobą zobaczyć - oznajmiła tonem, jakby właśnie złożyła mu propozycję pójścia do wesołego miasteczka. Blondyn zbladł.

- Czego ode mnie chcesz, wiedźmo - wysyczał Draco w ofensywie. - Wszyscy wiedzą, że straciłaś swoją moc. Co to za żałosny patyk? - Zapytał, nosem wskazując na różdżkę kobiety, której grymas wściekłości wykrzywił bladą twarz.

- JAK ŚMIESZ! - wrzasnęła. Chłopak poczuł że cholernie piecze go lewy policzek. Zobaczył w dłoni Bellatrix mały, srebrny sztylet, na końcu lekko pokryty krwią. Zmierzył ją wściekłym wzrokiem, i już miał coś powiedzieć, jednak przerwał mu obcy głos, który Draco dobrze znał.

Głos, który jest zimniejszy niż metal w dłoni Bellatrix.

- Do mnie. - Ryknął, a Draco już wiedział.

Lord Voldemort.

High Initiation (Drarry OTP)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz