Rozdział czwarty

12.9K 1K 155
                                    

30 września

Gdy wychodziłam po lekcji angielskiego, zarąbałam klucz od sali, tak, żeby nikt nie widział. Wróciłam tam w nocy i również sprawdziłam milion razy wszystkie zakamarki. Nic. Byłam zmęczona, więc wróciłam po czwartej do pokoju.

1 października

Sprawdziłam już chyba wszystko i wszędzie.

2 października

Musiałam zgromadzić informacje. Musiałam porozmawiać z Arturem.

3 października

Artur okazał się bym gównianym przyjacielem, zapytałam czy wie jaka jest stąd droga ucieczki, powiedział, że nie chce stąd uciekać, co to jest za typ?

  Roześmiałam się. Cały Azor.

4 października

Artur uwierzył mi, że niczego nie pamiętam z wczorajszej rozmowy. Zaczęłam mu opowiadać jaka to ja jestem nieszczęśliwa, trochę bawiło mnie okłamywanie go. Mimo tego fakt, że jestem nieszczęśliwa był prawdą. Ludzie z depresją nie mogą być szczęśliwi, a już na pewno nie ci, którzy się tak panicznie boją.

5 października

Wymknęłam się ponownie w nocy w poszukiwaniach ucieczki. Przeszłam jeszcze raz wzdłuż i wszerz cały ośrodek. Zajrzałam do piwnicy, ale tam też niczego nie znalazłam, no oprócz dwóch szczurów. Fu. W piwnicy jest chyba ze sto drzwi, które są pozamykane, a klucze ma tylko woźny. Nie rozumiem o co chodzi za bardzo, ale chłop nosi cały czas te klucze przy dupie, więc mam problem.

  Na piątym października zakończyłam, ponieważ oczy odmówiły mi posłuszeństwa i od razu po odłożeniu dziennika - usnęłam.

  ***

  Po dokładnie tych samych czynnościach, które wykonywałam rano od trzech dni, poszłam na lekcję. Zdziwiło mnie trochę, że Azor mimo tego, że już wiedział jak go sobie nazywam - siedział ze mną posłusznie przy ścianie i jadł swoje śniadanie. Siedzieliśmy w milczeniu, bo dopóki ja nie zadawałam pytań, on nic nie mówił. Chyba, że akurat szczekał o spacer, ale wydawało mi się dzisiaj to niemożliwe.

  Poszłam do mojej ukochanej klasy i zajęłam swoje stałe miejsce. Przy mnie usiadł jakiś chłopak, który nie był Azorem. Zdziwił mnie ten fakt. Gdy Artur wszedł do klasy (bo był jeszcze w kiblu a ja nie zamierzałam na niego czekać jak pies) otworzył szerzej oczy i odwrócił wzrok. Jakbym była nie wiadomo kim. A może nie wiedziałam z kim siedziałam?

  Spojrzałam na chłopaka obok.

  Miał ciemne włosy, trochę rozczochrana grzywka prawie zasłaniała mu zielone oczy, w których dostrzec można było pojedynczą rudą plamę. Marynarkę od mundurka, niedbale zarzucił na krzesło, koszule rozpiął a krawat walnął na ławkę. Siedział dumnie party o oparcie krzesła i patrzył przed siebie. Jakby był kurwa przynajmniej Bogiem.

  - Musisz mnie tak pożerać wzrokiem, mała? - zapytał unosząc jeden kącik ust ku góry.

  - Nie wiem czym sobie zasłużyłam na twoją obecność, Apollo - zadrwiłam i odwróciłam się do tablicy.

  Błagałam tylko w myślach, żeby już się do mnie nie odezwał, albo żeby w końcu przyszła Drzewa i zaczęła pieprzyć, tak jak zawsze to robiła.

  - A więc jestem taki przystojny jak Apollo? - odwrócił się w moją stronę i przygryzł dolną wargę.

  Udawałam, że na niego nie patrzę, ale tak na prawdę śledziłam uważnie każdy jego ruch kątem oka.

Niedoszły Samobójca ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz