Rozdział siódmy

9.9K 1K 74
                                    

Stałam przy szwedzkim stole w pidżamie i nakładałam sobie do zjedzenia to co zwykle. Wiedziałam, że znowu nie zjem za wiele, żeby tego nie zwymiotować, tak jak obiecałam Klusce. Z każdym dniem jadłam trochę gryzów więcej i powoli przerzucałam się na normalny tryb odżywiania. Powoli... Bardzo powoli... Nadal nie jadłam nic za wyjątkiem śniadań, a w innych godzinach na stołówce nie dało się mnie spotkać.

Nie mogłam przestać myśleć o wydarzeniach z wczorajszego dnia. Było to dla mnie nagłe i niespodziewane, ale także cholernie miłe. Odwróciłam się i zobaczyłam Psy na swoim poprzednim miejscu. Jadły wielkie porcje swoich śniadań jakby nigdy nic się nie zmieniło. Ale...

Gdzie był Krzysiek?

Było mi smutno na samą myśl, że może go dzisiaj nie zobaczę... Pomimo tego, że sama go odrzuciłam i mógł poczuć się jak głupek, chciałam go zobaczyć i wiedzieć, że wszystko z nim okej. Chciałam usłyszeć te zgryźliwe komentarze, którymi nikt inny nie potrafił tak celnie rzucać jak on. Chciałam zobaczyć ten tajemniczy błysk w oku i uśmiech na jego twarzy, chciałam poczuć się wyjątkowo.

Ale wszystko zepsułam.

Po raz kolejny.

Straciłam kolejną szansę.

Oparłam się o ścianę i zjechałam do pozycji siedzącej. Obserwowałam uważnie ludzi. Wszyscy na mnie patrzyli i już nie dlatego, że byłam jedynym uczniem w pidżamie w żaby i papcie w kaczki. Wszyscy wiedzieli, że przeze mnie Krzysiek się dzisiaj nie pojawił...

Miałam ochotę się rozpłakać, to nie na moje nerwy... Przez tego chłopaka stałam się słaba, za słaba... Nie mogłam znieść ciekawskich spojrzeń wymierzonych w moim kierunku.

Nie zrobiłam nawet gryza kanapki, wzięłam za to serwetkę z pierwszego lepszego stolika i zapakowałam ją niedbale. Wyszłam ze stołówki i udałam się do swojego pokoju. Nie miałam siły myć dzisiaj włosów więc związałam je w kucyk i ruszyłam w stronę klasy.

- I co jednak cie nie chce? - usłyszałam szyderczy śmiech za moimi plecami. - Nie dziwię mu się, może on nie lubi takich cnotek niewydymek...

Odwróciłam się na pięcie w stronę dziewczyny. No tak... Moja ukochana koleżanka, której obiecałam rękę w dupie... Nic lepszego nie mogło mnie już chyba spotkać dzisiejszego dnia.

- Jeżeli woli takie puste dupodajki to mu współczuję.

Chciałam odejść ale dziewczyna pociągnęła mnie za włosy. ten niespodziewany atak na moją nietykalność osobistą sprawił, że wylądowałam na podłodze i walnęłam kością ogonową o zimną posadzkę. Poczułam pieczenie łez i bałam się, że za chwilę wybuchnę płaczem. Pociągnęłam lekko nosem i zamrugałam kilkakrotnie, żeby do tego nie doprowadzić.

- Jak śmiesz? - wysyczałam i wstałam. Jednym krokiem już byłam przy dziewczynie. - Myślisz, że ktokolwiek w tej szkole poleci na tonę pryszczy zakrytych nieudolnym makijażem, wypiętą dupę jakby ci się srać chciało i bałabyś się, ze zaraz popuścisz w gacie, a do tego wypchane cyce? - Wyciągnęłam z jej stanika chusteczkę, która wyglądała i błagała "Proszę, wyciągnij mnie, duszę się!".

- Nie dotykaj mnie i oddaj mi moją chusteczkę! - krzyknęła. W jej oczach widziałam łzy.

Wybuchnęłam śmiechem. Czułam się jak prawdziwy psychol.

- Trafiłaś tutaj, bo dawałaś dupy na prawo i lewo? W sumie nie zdziwiłabym się... Tylko dziwie się jakiemukolwiek facetowi, że cie chciał, kochana. Z takim ryjem kariery modelki raczej nie zrobisz, a co jak na sesji wypadnie ci chusteczka? Faceci, z którymi się bzykałaś nie dostrzegli, że masz małe cycki? Powiększanie w planach czy jeszcze za wcześnie?

Strzelałam słowami i obelgami jak z karabinu maszynowego. Byłam taka zła. Na Krzyśka, na siebie i na tą dziewczynę, która stała i trzęsła się od płaczu przede mną. Chciałam sobie ulżyć na kimś, kto gówno mnie interesował. Po prostu nie wytrzymałam tego wszystkiego. byłam tutaj nowa, a czułam się jak największa gwiazda... Gadali tylko o mnie, patrzyli ze strachem, obgadywali za plecami i podskakiwali sobie do mnie sprawdzając moje możliwości. co ja tym ludziom takiego zrobiłam, ze mieli mnie za taką złą? To, że często potrafiłam sobie poradzić w niekomfortowej sytuacji używając słów, to nie było nic wielkiego. Większość ludzi na świecie potrafiło mówić, nie każdy potrafił używać słów jako swojej broni...

- Ale to nie przeze mnie Krzyśka nigdzie nie można znaleźć! - wykrzyczała na swoją obronę.

- Przepraszam, a on jest moim dzieckiem, żebym go pilnowała na każdym kroku? Wiesz co... - Wzięłam głęboki oddech. Jej słowa spowodowały, że miałam ochotę rozpłakać się na środku korytarza, ale nie pozwoliłabym sobie na takie upokorzenie. Łzy były oznaką słabości, a jeżeli ludzie dowiedzieliby się jak traktuję Krzyśka, użyliby tego przeciwko mnie. Za dobrze znałam życie, żeby sobie na to pozwolić. - Jesteś nic nie warta jak ta chusteczka. - Zwinęłam ją w kulkę i rzuciłam w stronę dziewczyny. - Możesz sobie ją wsadzić nawet w dupę, ale i tak nikt nie spojrzy na ciebie jak na człowieka. I wiesz co ci jeszcze powiem? Współczuję ci... Kiedyś też chciałam być fajna, robiłam różne głupoty, ale nigdy nie zniżyłabym się do twojego poziomu.

Po tych słowach dziewczyna rzuciła się na mnie i zaczęła okładać pięściami. Była niezrównoważona psychicznie! I wtedy sobie przypomniałam...

Byłam w psychiatryku.

Po chwili, gdy z mojego nosa wyciekł już z litr krwi, podbiegli do nas nauczyciele i odciągnęli dziewczynę. Jednak ona nie dawała za wygraną, szarpała się i rzucała wyzwiskami. Dwóch sanitariuszów przybiegło z oddziału zamkniętego. Zawinęli ją w kaftan bezpieczeństwa i zgarnęli w tamto miejsce. Wtedy nie pamiętałam co przeczytałam w Dzienniku na temat tego miejsca.

***

Gdy weszłam na lekcję z milionem zakrwawionych chusteczek przy twarzy, zobaczyłam wystraszone miny wszystkich zgromadzonych w sali. W ostatniej ławce siedział Krzysiek. A więc nie zniknął. On miał najbardziej wystraszoną minę ze wszystkich. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, a ruda plama na jego oku stała się jakaś większa. Posłałam mu krzywy uśmiech, który miał oznaczać "Nie martw się o mnie", ale chyba odebrał to jako "Zaraz się wykrwawię...".

Nauczyciel historii odesłał mnie do skrzydła szpitalnego. Krzysiek od razu wystrzelił, że prędzej umrę po drodze niż dotrę do niego sama i został zobowiązany do odprowadzenia mnie.

Cholera.

Szliśmy w milczeniu. Nie wiedziałam co powiedzieć. Sytuacja, która miała miejsce wczoraj, nigdy nie powinna mieć miejsca w moim życiu. Po chwili namysłu westchnęłam.

- Przepraszam - wykrztusiłam.

- Spoko - rzucił gdzieś niby do mnie niby przed siebie.

Weszliśmy do sali przyjęć. Kluska, gdy mnie zobaczyła, zbladła.

- Dziecko! - wyszeptała w moją stronę. widziałam przerażenie w jej oczach. - Za co ktoś ci to zrobił?

- Za wypchane cycki - prychnęłam z pogardą.

Kobieta uśmiechnęła się do mnie ciepło, jakby rozbawił ją mój komentarz.

- Zabrali ją?

- Tak.

- Gdzie?

- Na zamknięty.

Nagle Kluska strasznie posmutniała.

- Niedobrze.

Pokręciła głową i poszła po leki przeciwbólowe do swojego kantorka, w którym wczoraj piłyśmy herbatę.

- Ja już pójdę - wyszeptał Krzysiek.

Chłopak odwrócił się na pięcie i odszedł. Wydawał się smutny, jakiś nieobecny. Martwiłam się o niego...

***

I jak nowy rozdział?

Komentujcie, gwiazdkujcie, dajcie mi motywację <3

Kocham Was <3

Do następnego <3

Niedoszły Samobójca ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz