Rozdział siódmy

5.7K 631 38
                                    

  16k wyświetleń ♥

  JESTEŚCIE WIELCY! ♥

  ***

  Po około trzech godzinach obudziło mnie pukanie do drzwi. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że spałam zwinięta w kłębek pod drzwiami. Niechętnie wstałam z mojego miejsca spoczynku i otworzyłam drzwi sypialni. Za nimi stała mama z talerzem pełnym ciasteczek.

  - Hej, pomyślałam, że może jesteście głodni... - powiedziała i zdziwiona zajrzała mi przez ramię. - A gdzie jest reszta?

  Zrobiłam ogromne oczy, mama też wydawała się być zdziwiona tym, że oprócz mnie nie zastała nikogo w domu. Wzięłam od niej talerz i odstawiłam szybko na biurko.

  - Mamo załóż kurtkę i idź do samochodu, będę potrzebowała twojej pomocy... Tylko proszę, pospiesz się.

  Zbiegłam na dół i założyłam szybko byle jakie trampki na nogi. Nałożyłam zgniłozieloną kurtkę z kapturem pokrytym puszkiem i wybiegłam z domu. Mama wyszła kilka sekund po mnie i wsiadła do samochodu. Dokładnie zapięła pasy i wyjechała z podjazdu.

  - Gdzie jedziemy? - zapytała.

  Spojrzałam na nią niepewnie. Byłam przerażona.

  - Pod psychiatryk, mamo...

  Zrobiła zdziwioną minę, po czym nagle zrozumiała. Skinęła głową i wcisnęła gaz do dechy. Jechałyśmy dość szybko, bardzo zależało nam na szybkim przebyciu tej trasy. Psychiatryk był daleko, dlatego miałam nadzieję, że moi przyjaciele nie złapali stopa i że szli z buta. W takim wypadku, zgarnęlibyśmy ich w połowie drogi. Siedziałyśmy w ciszy, radio było niewłączone. Byłam zdenerwowana, bałam się o nich, nie chciałam, żeby Klara wracała do tego piekła. Musiał być inny sposób, żeby to rozegrać, a ja zamierzałam go znaleźć.

  Dojechałyśmy pod psychiatryk, gdy zauważyłam dwójkę ludzi, która wchodziła przez dziurę w ogrodzeniu na teren ośrodka. Wystrzeliłam jak oparzona z samochodu i podbiegłam do nich. Gdy Ted był już za ogrodzeniem, a Klara miała właśnie przechodzić, szarpnęłam niedelikatnie dziewczynę za ramię i zaczęłam iść z nią w kierunku auta.

  - Nie pozwolę wam, przykro mi.

  Nagle ktoś pociągnął mnie za łokieć i stanęłam z nim twarzą w twarz. Ted był zły, miał przymrużone oczy i mocno zaciskał zęby.

  - Co ty wyprawiasz? - krzyknął. - Jeszcze chwila i wrócilibyśmy z Krzyśkiem, a ty wszystko zepsułaś!

  Przywaliłam mu w twarz, po raz drugi w życiu.

  - A pomyślałeś, że co? Że przyjmą Klarę z otwartymi ramionami?! Że powiedzą "Idź, Krzysiu"?! Nie wiesz z kim igrasz! Oni są chorzy psychicznie, każdy co do jednego! Nie wiesz co by wam mogli zrobić! Pomyślałeś chociaż przez chwilę, że mogliby nie wypuścić stamtąd nikogo w was?! I co miałabym zostać sama?! Pomyślałeś chociaż raz o tym co do ciebie mówiłam?! To niebezpieczne, a ja nie zamierzam nikogo z nas narażać na takie niebezpieczeństwo! Więc zamknij mordę i pakuj się do auta!

  Spojrzał na mnie. Miałam racje nie pomyślał o wiążących się konsekwencjach z tak nieprzemyślanego ruchu. To oni rozdawali karty, nie my. My byliśmy dla nich niczym, mogli nas oszukiwać jak chcieli i robili to w dalszym ciągu. Non stop się kłóciliśmy, nie zgadzaliśmy, mieliśmy papkę w mózgu. A oni nam w tym pomagali...

  Dziesięć minut później jechaliśmy w powrotną stronę. Nie mogłam znieść ciszy, która panowała między nami, więc puściłam radio. Chociaż przez chwilę poczułam się odprężona. Nie zamierzałam im matkować, ale chyba właśnie to nieświadomie zrobiłam... 

  Chciałam, żeby to wszystko się już skończyło.

  ***

  Piszcie jak wrażenia po przeczytaniu tych kilku rozdziałów drugiej części.

  I spokojnie, akcja się dopiero rozkręca, cierpliwości :*

  Wasza Kejti xx


Niedoszły Samobójca ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz