Rozdział 19

3.1K 232 11
                                    

   Las był ogromy, zagłębiałam się w nim coraz bardziej i bardziej. Nie wiedziałam gdzie idę, szłam tak jak mi rozum podpowiadał. Było strasznie ciemni i zimno dobrze, że wzięłam kurtkę i sweter. Stwierdziłam że nie ma sensu iść dalej kiedy jest tak ciemni, więc wspięłam się na jakieś drzewo i usiadłam na gałęzi. Nie chciałam by ktoś mnie znalazł. Strasznie niewygodnie mi było ale jakoś to przetrwałam. Całą noc myślałam nad tym jak dorwać Amouxa i go zniszczyć. Chciałam by cierpiał, by czuł to samo co ja czuje w tej chwili, jednak nie chce zabić nikogo mu bliskiego. Chociaż teraz mi przyszło do głowy to co mi powiedział wtedy, kiedy mnie porwał. On zabił Erdasa bo zabito jego rodziców chciał się zemścić. Co za świnia teraz muszę coś innego wymyślić, nie zabije go ale przecież można go wtrącić do lochów albo go wygonić z lasu i zakazać mu powrotu. Niezły pomysł będę musiała nad tym się zastanowić bo jest jeden mały problem. Nie wiedziałam jak go przenieść do naszej watahy bez ryzyka, że mi ucieknie. Zaczęłam rozmyślać o moich mocach, przecież kiedyś udało mi się rozniecić ogień bez zapalniczki ani niczego innego. Pomyślałam sobie, że rano zacznę sobie poćwiczyć. 

Następnego dnia jak już słońce przedzierało się między drzewami zeskoczyłam z gałęzi i pozbierałam kilka gałęzi. Zrobiłam kupkę, podniosłam dłoń i się skoncentrowałam. Ku mojemu zdziwieniu udało się, zagościł u mnie szeroki uśmiech byłam taka zadowolona z moich umiejętności. Potrafiłam także wywołać wiatr a woda była na każde moje zawołanie. Cieszyłam się z tego faktu, że szybko to opanowałam przynajmniej mam czym mu zagrozić. Zgasiłam ogień i poszłam w kierunku, gdzie było słychać auta, musiałam być blisko jakiejś drogi. I miałam rację idąc za hałasem dotarłam do jakiejś drogi raczej do miasta w którym już byłam a mianowicie Forks. Przypomniało mi się, że przecież ta kobieta nie wiedziała co się ze mną dzieje. Musiałam jak najszybciej ją odwiedzić. 

Od razu weszłam do biblioteki i na całe szczęście zobaczyłam tą przesympatyczną kobietę, jak zawsze była radosna chodź nie tak jak wcześniej, pewnie się martwiła bo jak mnie zobaczyła łzy z jej oczu leciały.

-Dziecko drogie nic ci nie jest?

-Nie, dziękuje - uśmiechnęłam się do niej a ona mnie uścisnęła tak mocno, że nie umiałam oddychać po czym mnie puściła i wycałowała. Byłam szczęśliwa, że ją znowu widzę bardzo kochałam tę kobietę. Była dla mnie jak babcia, której nigdy nie miałam. 

-Tak bardzo się martwiłam. Myślałam, że nie żyjesz nie dawałaś znaku życia nic. 

-Wypuścili mnie ze szpitala po dwóch tygodniach i przyjechał po mnie tata i zabrał mnie do siebie tam dowiedziałam się że mój najlepszy przyjaciel umarł byłam taka smutna, że zapomniałam do pani przyjechać. Wybaczy mi pani- spojrzała na mnie smutnymi oczami tak jakby rozumiała mój ból.

-Oczywiście skarbie, tak mi przykro z powodu twojego przyjaciela.- i znów mnie uścisnęła ale tym razem nie tak mocno jak wcześniej. 

Pani Bellow zrobiła po gorącej herbacie, widziała że jestem przemarznięta. Usiadłyśmy sobie na fotelu przy regałach z książkami. Nic się tutaj nie zmieniło, rzadko kto tu przychodził. Szkoda bo człowiek bez książek to jak las bez drzewa. Nie rozumiem ludzi, dlaczego oni nie lubią czytać? Przecież to rozwija naszą wyobraźnię i uczy nas, nie to co filmy które nam robią wodę z mózgu. No nie które filmy. Usiadłam wygodnie i popijałam swoją herbatę. 

-Opowiadaj Nala co się stało?- no tak bez tego by się nie obeszło, musze jak najszybciej wymyślić jakąś historie, przecież jej nie powiem, że Erdas został pogryziony przez Amouxa ani też że należę do watahy. 

-A no dowiedziałam się o jego śmierci dopiero kiedy wróciłam do domu do ojca...- spojrzała na mnie oskarżycielskim wzrokiem

-A co się stało?

-Nie wiem nie chcieli mi powiedzieć, byłam na nich taka wściekła..- drzwi od biblioteki się otworzyły, kobieta wstała i podeszła do lady ja poszłam za nią. Kiedy dotarłam do lady własnym oczom nie wierzyłam. Stał przy nich Erdas! Cały i zdrowy. Byłam w takim szoku, że po prostu się rozpłakałam i podleciałam w jego kierunku krzycząc:

-Ty żyjesz! Ale jak? Przecież ty byłeś w szpitalu urządzenie pikało...

-Nala, to nie tak urządzenie pikało bo je odciąłem a zrobiłem to by cię uchronić.- spojrzałam na niego, w tym momencie byłam na niego wściekła, odsunęłam się od niego.

-Dlaczego? Wiesz jak ja to przeżywałam? Wiesz jak cierpiałam? Uciekłam z domu by zemścić się na Amouxie! -byłam tak wściekła, że zapomniałam całkiem o tym, że słucha nas pani Bellow

-Nala ja wiem przepraszam ale musiałem to zrobić inaczej bym cię stracił, nie chciałem byś to zrobiła więc szukałem go i chciałem dać mu lekcje ale on całkiem zniknął, nie wiem gdzie on jest.

Spojrzałam na niego znowu i nie mogłam powstrzymać łzy i wściekłość, która we mnie buzowała. To była tylko i wyłącznie moja decyzja co zrobię ze swoim życiem. On nie miał prawa po prostu nie miał, tak bardzo się o niego martwiłam, nie jadłam nie sypiałam bo myślałam, że nie mam po co już żyć, że nie odzyskam go już a tu coś takiego! No po prostu koszmar. Nagle poczułam jakieś dziwne mrowienie w dłoniach spojrzałam na nie i w prawej dłoni pojawił się biały kwiat a w lewej liścik. Co było w tym najgorsze? Pani Bellow wszystko to widziała, jednak nie była zdziwiona, co było bardzo dziwne.

-Ja to wyjaśnię pani Bellow

-Nic nie musisz wyjaśniać kochanie- uśmiechnęła się do mnie ciepło

-Dlaczego?

-Bo ja wiem kim jesteś szukałam cię i wiedziałem, że kiedyś do mnie zagościsz- no i jeszcze jedna niespodzianka jestem ciekawa jakie niespodzianki tym razem odkryję- znałam twoją mamę ona mnie poprosiła bym cię chroniła jednak znikłaś i nie wiedziałam gdzie się podziewasz, a twojego chłopaka poznałam przypadkowo i wyczułam, że jest zmiennokształtny więc poprosiłam go by tutaj przyszedł.

-Czyli on tutaj jest bo pani tak chciała, tak to bym dalej żyła w niewiedzy, że on żyje..

-Nala przepraszam ale nie chciałem byś oddała swoją moc ja Cię Kocham zrozum to chce byś żyła, chce cie mieć przy sobie. - nie wiedziałam co na to odpowiedzieć on po prostu się o mnie martwił nie chciał bym umarła ale co ja na to poradzę tutaj chodzi o watahę. Muszę ją chronić. Podeszłam do niego i go mocno przytuliłam, chciał jak najlepiej dla mnie nie mogę się na niego gniewać.

-No dobra teraz zajmijmy się tym kwiatem i liścikiem.

Poszliśmy znowu tam między regały i usiedliśmy na fotelach. Wyciągnęłam liścik i zaczęłam go czytać


                   Droga Nalo jeśli to czytasz oznacza to iż dojrzałaś to swoich decyzji i jesteś w stanie zrobić wszystko dla watahy, poznałaś także całą prawdę o sobie i swojej rodziny mam nadzieję, że nie jesteś zła z tego powodu. Daję ci ten kwiat by pomógł ci w trudnych chwilach. Ten kwiat jest magiczny jeśli będziesz potrzebowała pomocy po prostu go powąchaj. 

                                                                                                                   Twoja kochająca Mama 


Przeczytawszy to miałam mieszane uczucia. Jak może mi ten kwiatek pomóc? I jeszcze wąchając go no przecież to jest dziwne. Ale postanowiłam go schować do swojego plecaka. Erdas i Pani Bellow na mnie spojrzeli jakbym z nieba spadła. 

-Może się przydać, może to co mama napisała w tym liście to prawda, teraz Erdas musimy poszukać Amouxa by nie zrobił nikomu żadnej krzywdy. - Erdas przytaknął wziął mój plecak i chwycił mnie za rękę. Pożegnałam się z staruszką i obiecałam jej, że kiedy tylko wrócę od razu ją odwiedzę. Jednak za nim nas puściła kazała nam wypić herbatę i zrobiła nam kanapki na drogę. W końcu się z nią pożegnaliśmy i wyruszyliśmy w poszukiwaniu Amouxa, który zniknął bez śladu. 

Nieznany WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz