Rozdział 11

266 29 0
                                    

Siedziałam w bibliotece czytając książkę, którą kazał mi przeczytać Lucyfer, myślałam że będziemy mieć praktykę, a nie teorię. Gdy zapytałam się go dlaczego mam czytać to wszystko, to tylko odpowiedział, że mam to przeczytać i dopiero zaczniemy praktykę. Ta książka była nudna i nic ciekawego w niej nie było moim zdaniem, ale dopóki nie przeczytam tego nic się nie ruszy. Przekrecilam kolejną kartę, która okazała się nowym rozdziałem, którego tematem były stworzenia magiczne. W końcu coś ciekawego. Na każdej stronie był obrazek z tym magicznym stworem, skąd pochodzi, jaka ma moc i jak go zniszczyć. Połowę tej broni co była wypisana nie znałam, więc starałam się jak najwięcej wchłonąć.Zanim dokończyłam książkę zasnełam z nią na fotelu.
- Julcia... Wstawaj złotko.- usłyszałam męski głos.
-Jeszcze chwilkę tatusiu- wymamrotałam, zmieniając pozycję przez co upadłam na ziemię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą rozbawionego Christiana, wysłałam mu mordercze spojrzenie.
-Może byś mi pomógł, a nie się śmiejesz- mówię patrząc z dołu na Christiana. On jeszcze chwilę się śmieje i podaje mi rękę. Łapie ją unosząc się pewnie. W duchu cieszę się, że mojej ręki nie pościł i nie zaliczyłam kolejnego upadku.
- Po cóż tu przyszłeś?- pytam, gdy już pewnie stoję na nogach.
-Lucyfer kazał mi dać tobie ostatnią książkę do przeczytania, byłem w twoim pokoju ale cię tam nie znalazłem, więc stwierdziłem że musisz być tutaj... Przynajmniej się nie myliłem. Proszę.- podaje mi książkę oprawioną w skórę, nie chętnie ją przyjmuje i kładę na swoich kolanach.
- Dzięki- mówię.
- Może przynieść ci coś do jedzenia? Bo mizernie wyglądasz złociutka.- pyta.
-  Nie jestem głodna- w tej samej chwili głośno zaburczało mi w brzuchu, przez co zrobiłam się cała czerwona na twarzy. Christian spojrzał tylko na mnie, zaśmiał się i poszedł dla mnie po śniadanie. Po kilku minutach wrócił z tacką, na której leżało pyszne jedzenie . Od razu zabrałam się do zjedzenia zawartości tacki, gdy to zrobiłam wstałam i poszłam się myć oraz przebrać w czyste ubrania.

***

Siedziałam na trawie ze skrzyżowanymi nogami, przede mną znajdowały się trzy miski. W pierwszej była ziemia, w drugiej woda a w trzeciej małe patyczki.
- No to zaczniemy od ziemi.- powiedział Lucyfer siedzący naprzeciwko mnie.
- I co mam robić? - pytam.
- Postaraj się żeby wyrosła jakaś roślina. - odpowiada, przysuwając do mnie miskę z ziemią. Biorę głęboki oddech i układam ręce nad naczyniem, zamykam oczy i skupiam się.  Czuję energię przepływającą przez całe moje ciało do rąk. Wyobrażam sobie rosnący powoli kwiatek, który po chwili rozkwita. Otwieram oczy i widzę to co sobie wyobraziłam.
- Szybko się uczysz- powiedział Lucyfer, patrzę w jego oczy i uśmiecham się. - To teraz coś trudnejszego rozpal te patyczki.- Spojrzałam się na niego i przeniosłam wzrok na patyczki. Wyciągnełam rękę w stronę miseczki z pałeczkami, zamknęłam oczy biorąc głęboki oddech.
- Ignis.- wypowiadam i otwieram oczy. Po chwili pałeczki zaczynają się palić.
- Teraz unieś wodę.- powiedział. Przeniósłam rękę nad wodę, przeze mnie płynęła energia, czułam się bosko i mogłam zrobić wszystko. Powoli zaczęłam unosić rękę do góry, a wielka kropla wody z nią. Byłam z siebie zadowolona, że tak szybko udało mi się zapanować nad ogniem, ziemią i wiatrem.
- Zgaś płomienie tą wodą.- powiedział. Machnęłam ręką w stronę miseczki z płomieniami i zalałam je wodą.
- Hmmm... bardzo dobrze- odzywa się.- Teraz coś trudniejszego. Postaraj się z ziemi wydobyć wodę.
- Dobrze.
- Zamknij oczy i przyłóż rękę do ziemi.- kładę rękę na trawie.- Teraz skup się, wyczuj głęboko pod ziemia wodę i postaraj się by przyszła do ciebie. - zamykam oczy i skupiam się na szukaniu źródła wody. W końcu znajduje je, czuje jak woda wspina się do góry....

Córka zagładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz