-Ygh. - Mruknął cicho Justin, będąc poirytowany samą obecnością Jessici. Nie chciał jej w pobliżu swoich znajomych, ale wiedział, że nie ma innego wyjścia i musi zaakceptować sytuację w jakiej wszyscy się znaleźli. - Już jedziemy, wsiadaj. - Warknął, nawet nie przyglądając się jej sylwetce. Jedyne na co patrzył w tamtym momencie to jego buty, które wydawały mu się bardzo interesujące.
- Okay. - Kiwnęła głową, czując na sobie dziwne spojrzenia kilku chłopców, których najzwyczajniej w świecie się przestraszyła. Justin zrozumiał, że powinien przedstawić chłopakom dziewczynę, która niestety będzie stale obecna w jego życiu.
- Czekaj! - Zawołał. - To jest Jai, Luke no i Jack. - Wymienił imiona chłopaków, którzy stali obok niego i uważnie patrzyli na krótkowłosą. - To jest Jessica. Będzie ze mną mieszkała, ponieważ moi rodzice zapragnęli drugiego dziecka. - Powiedział to obojętnym tonem, jakby cała sytuacja nie wywierała na nim żadnych emocji.
- Yo Jess, co tam? - Wyszczerzyli się do niej. Byli bardzo optymistycznie nastawieni do dziewczynie, w przeciwieństwie do Biebera.
-Wspaniale, a u Was ? Kto wygrał mecz ? - pytała, dość szybko wyrzucając z siebie potok słów, kiedy poczuła przypływ odwagi. Gdyby byli, jak Justin, odprawiliby ją jednym słowem i kazali wsiąść do samochodu.
-Mała. - zaśmiał się cicho Jack. -Gramy dla formy. Wiesz mięśnie i te sprawy ...
-Rozumiem. - przytaknęła z nieśmiałym uśmiechem, zagryzając wargę. Jack stał najbliżej krótkowłosej i lekko pochylał się, by do niej mówić. Dziewczyna każdemu z nich sięgała tylko do ramienia.
-Jak pierwszy dzień szkoły ? - tym razem głos zabrał Luke, zauważając speszenie dziewczyny, a jednocześnie ignorując Justina, który wywracał oczami. Zdecydowanie go nie rozumiał. Bezgłośnie zastanawiał się, co powiedziałby, gdyby taki idiota jak Jai został jego bratem.
-Pani Grimes ma zbyt piskliwy głos, a lekcje u pana Johnson są śmiertelnie nudne. -wyżaliła się. Mimo to te kilka godzin nie było takie złe. Owszem, czułaby się inaczej, mając przy sobie choć kilku przyjaciół, z którymi zjadłaby lunch.
-Skoro od teraz jesteś Bieber, to możesz poprosić brata, żeby cię zwolnił. - zaproponował Jack.
-Nie sądzę. - jęknęła brunetka, marszcząc nos.
-No tak. - przytaknął Jai z westchnieniem. - Justin potrafi być strasznie nadęty. -zażartował. Chłopaki tylko się uśmiechnęli, widząc jak Bieber zaciska pięści ze złości, a jego szczęka jest mocno zarysowana.
Jess zdążyła poznać tę stronę jego osobowości, dlatego zakryła usta dłonią, chcąc stłumić cichy chichot. Nawet nie pomyślałaby, że może prowadzić tak naturalną rozmowę z płcią przeciwną. W bidulu większość chłopców nawet nie znała jej imienia, ponieważ gustowali w dziewczynach, przy których nie trzeba się „napracować".
- Dobra, koniec pierdolenia. - Warknął blondyn. - Jedziemy. - Zarządził, a wszyscy inni go posłuchali, wsiadając posłusznie do samochodu. Jessica, jako najmniejsza usiadła na środku tylnej kanapy, aby Justin miał wgląd na szybę z tyłu. Dziewczyna siedziała cicho całą drogę, podczas gdy jej towarzysze wesoło rozmawiali i żartowali. Czuła się co najmniej niezręcznie będąc w otoczeniu dorosłych, umięśnionych chłopaków. Bała się ich, ale czuła pewną ulgę, że była razem z Justinem. Czuła w środku, że mimo wszystko obroniłby ją.
Gdy dojechali na posesję Bieberów, Jessica pobiegła do domu, który ku jej zdziwieniu był zamknięty. Nie miała kluczy, więc musiała czekać, aż Justin rozkluczy drzwi wejściowe. Widziała, że trójka kumpli jej przyszywanego brata szła za nim. Wciąż była to dla niej krępująca sytuacja.
- Odejdź! - Burknął młody Bieber do Jess, gdy ta stała zbyt blisko zamka przy drzwiach. Miał w głosie dziwny jad, który aż parzył serce dziewczyny. Nie chciała, żeby chłopak nienawidził jej tak bardzo. Jego głos, jakby sparaliżował jej ciało i sprawił, że nie ruszyła się. - Rusz się, kurwa! - Krzyknął, patrząc na nią ze wściekłością wypisaną na twarzy. Jess momentalnie odsunęła się od drzwi, cofając się o kilka schodków w dół. Nie mrugała, śledząc ruchy rąk chłopaka. Bliźniaki oraz Jack spoglądali na Justina, jak na innego człowieka. Nie znali go takiego. Nie dla bliskich mu osób.
Nie znali go takiego. Nie dla bliskich mu osób. Justin otworzył drzwi i nie zwracając uwagi na dziewczynę, wtargnął do środka zapraszając chłopaków ruchem ręki. Jessica przymknęła oczy, próbując się uspokoić. Była trochę roztrzęsiona, ale nie miała zamiaru płakać. Zagryzła wargi i również weszła do domu. Skierowała się biegiem, prosto na górę, do swojego pokoju. Nie chciała nawet widzieć Justina w tym momencie.
Po jakimś czasie, dziewczyna naprawdę zgłodniała i postanowiła zejść na dół. Zdziwiło ją, że Any oraz Jeremiego nie było jeszcze w domu. Postanowiła zejść na dół, do kuchni. Na korytarzy usłyszała głos Justina. Od razu przyprawił ją o ciarki. Cóż, w pewnym sensie zaczęła się bać swojego przybranego brata.
- Dobra, pozdrówcie pana Daleckiego ode mnie. - Zorientowała się, że ten rozmawia przez telefon. Siedziała w pokoju naprawdę szmat czasu, dlatego mogła nie zauważyć, kiedy koledzy blondyna wyszli. To jeszcze bardziej ją zaniepokoiło. Czuła się jak w klatce z drapieżnikiem. Lecz, czy powinna? - Jezu, próbuję chociaż udawać, że obchodzi mnie, kiedy wrócicie. - Prychnął, a ona zupełnie nie rozumiała o co chodzi.
Jess nie potrafiła odejść obojętnie. Położyła dłoń na drzwiach, rozpościerając małe palce na drewnianej powłoce. Pchnęła je lekko, aby mieć lepszy widok. Pomieszczenie to nie mogło być sypialnią Justina ani nawet pokojem gościnnym. Podłogę pokrywał dywan w staromodne wzory, a na środku niego stało duże biurko z drewna i wieloma zdobieniami, które jak się domyśliła było dużo wartym antykiem. W pokoju panował półmrok, spowodowany ciemnymi ścianami i wieloma półkami z ogromną kolekcją książek. W kącie obok skórzanej kanapy, paliła się lampa, dzięki której Jess dostrzegła sylwetkę Justina. Stał odwrócony do niej tyłem i spoglądał w okno, dwoma palcami rozdzielając drewniane żaluzje. Po krótkich oględzinach mogła powiedzieć, że był to gabinet Jeremy'iego.
-Taa, zajmę się nią. - zapewnił bez emocji. Jess poznała go na tyle w ciągu dwóch dni, aby wiedzieć, że właśnie wywraca oczami. Nie wiedziała tylko, dlaczego Justin wchodzi tutaj bez pytania.
-Ja ciebie też. - przytaknął znudzony, przeczesując dłonią włosy. -Do zobaczenia.
Jess podskoczyła, gdy zakończył połączenie i użył zbyt dużo siły odkładając telefon na biurko.
Justin nie potrafił już dłużej czekać. Nie potrafił dalej tkwić w kłamstwie. Już dawno domyślił się, że Ana nie jest jego matką, jednak nie chciał niszczyć ojcu jego wspaniałej bajki; cudowna żona, syn i teraz córka, dlatego milczał, twierdząc, że sam może dowiedzieć się prawdy.
Szybkim krokiem podszedł do biurka, otwierając poszczególne szuflady. Miał ochotę krzyczeć, kiedy zauważył ile dokumentów się w nich znajduje, a przejrzenie ich zajmie mu więcaj czasu niż miał go na wykonanie tej misji.
Oczy Jess rozszerzył się w niedowierzaniu, obserwując swojego brata. Nie mogła uwierzyć, że może posunąć się do takiego czynu. czego właściwie szuka ? Nie miała pojęcia, ale bardzo dobrze wiedziała, że to co robi jest niewłaściwe. Nie można, ot tak, wchodzić do czyjegoś gabinetu i przeglądać każdą szufladę.
„Powinnam go powstrzymać"- podpowiadała jej podświadomość, jednak gdy zobaczyła jego wściekłość malującą się na twarzy, pozostawała bezradna. W myślach przetwarzała za i przeciw. Najgorsze było to, że argumentów „za" było o wiele więcej niż tych drugich.
Odetchnęła głęboko, zbierając w sobie całą odwagę i pchnęła drzwi. Justin podniósł wzrok i na chwilę poprzestał swoich czynności. Widząc przed sobą Jessicę zdał sobie sprawę, że postąpił zbyt pochopnie, próbując coś znaleźć podczas gdy ona była w domu. Zupełnie nie przypominał tego Biebera z napadów na sklepy, czy innych nielegalnych akcji. Zawsze miał oczy dookoła głowy, a dziś pozwolił by złość na ojca, przejęła nad nim kontrolę.
-Co ty tu,kurwa, robisz ? -wycedził przez zaciśnięte zęby. Ciarki przeszły po kręgosłupie Jess. Cała jej pewność siebie odpłynęła w nieznane, pozostawiając ją samą sobie.
- Ja... po prostu zgłodniałam. - Wydukała przyglądając się swoim dłoniom. Nie miała pojęcia jak Justin zareaguje i to było najgorsze.
- Wygląda Ci to na kuchnie? - Warknął, zbliżając się do Jess, którą ogarniało jeszcze większe zaniepokojenie.
- Nie, ale chciałam znaleźć Ciebie. - Tłumaczyła, nie podnosząc wzroku na blondyna. - Zastanawiam się, gdzie są Twoi rodzice, to wszystko..
- Ych, wrócą późno! - Syczał.- Są na imprezie biznesowej, która jak mniemam potrwa do jutra rana. - Mówił obojętnym tonem, jakby miał całkowicie w duszy, kiedy jego rodzice pojawią się w domu i, czy w ogóle to uczynią. - Przyzwyczaj się.
- Um.. - Zastanawiała się co ma powiedzieć, ponieważ tak naprawdę nie wiedziała jak odebrać słowa Justina. Brzmiał tak, jakby miał żal do Any i Jeremiego, że rzadko bywają w domu.
- Nie jąkaj się, tylko stąd spadaj, bo muszę coś znaleźć. - Wymamrotał zdenerwowanym głosem, chcąc wygonić irytującą małolatkę.
-Nie powinieneś grzebać w rzeczach swojego taty. - Odważyła się zwrócić mu uwagę. Spojrzał na nią z pod byka, kpiąc z jej śmiałości.
-Nic ci do tego. - odparł chłodno.Ostentacyjnie odwrócił się wracając do biurka. Mocniej szarpnął za uchwyt, otwierając ostatnią szufladę. Była tak przeładowana, że kilka pojedynczych kartek spadło na ziemię. Justin podniósł je po kolei i uważnie prześledził tekst.
-Ale nie chcę, żebyś to robił, okej ? Jeremy ci ufa ... - zaczęła niepewnie. Zmarszczyła brwi, kiedy odpowiedziała jej kompletna cisza i jej przyśpieszony oddech.im dłużej Justin tu był, a ona próbowała go odwlec od przeszukania gabinetu z powodu jakiego nie danie jej było poznać, czuła się, jak przestępstwa, uważając, że każdy ma prawo do prywatności.
Mając dość bycia ignorowaną przez blondyna, podeszła do biurka i pochyliła się lekko, kładąc dłonie na wypolerowanym blacie, by utrzymać równowagę.
Patrzyła na niego, obserwując jak wyciąga kartkę, na której znajdował się wyciąg z konta bankowego. Zastanawiało ją, co chłopak zamierzał z nią zrobić. W końcu, blondyn wybiegł z gabinetu nie zważając na Jessicę. Myślała, że po prostu uda się do swojego pokoju, lecz on wyszedł z domu, a następnie wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon, zostawiając dziewczynę samą jak palec z milionem pytań, na które odpowiedzi nie znała.
***
Otrząsając się z szoku jakiego doznała, Jess westchnęła cicho. Odepchnęła się od biurka i powolnie wyszła z gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Czuła się źle ze świadomością, że Justin wziął coś, co nie należy do niego, a ona praktycznie mu w tym pomogła.
Z zawiedzeniem i wyrzutami sumienia przywędrowała do salonu, spoglądając na wieszak, znajdujący się na korytarzu. Kurtka oraz kluczyki zniknęły wraz z Justinem.
Jedyne o czym w tamtej chwili marzyła to schować się w szafie i przepłakać całą noc, dopóki nie pojawią się rodzice.
Pociągając nosem, upadła na miękką kanapę. Oglądanie telewizora było ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę, dlatego tępo wpatrywała się w dywan, gładząc ręką miękki materiał siedzenia.
Przychodząc tu, nawet nie przeszło jej przez myśli, że już drugiego dnia będzie świadkiem tak wyrachowanego zachowania Justina. Również nie tak wyobrażała sobie jego osobę. Z opisów miał być grzecznym chłopcem, serdecznym dla rodziców, z bogatym zasobem słów i wspaniałymi przyjaciółmi, a on był tego przeciwieństwem. Jedno się zgadzało - miał naprawdę fajnych kolegów, których Jess zdążyła polubić, mimo że byli równie straszni, jak sam blondyn. W głębi duszy jednak usprawiedliwiała młodego Bieber'a tym, że musiał mieć ważny powód, by zrobić taką okropną rzeczy. Wiedziała, że jest w nim ukryte dobro, inaczej nie odzywałby się do niej, nawet krzycząc. Naprawdę to doceniła i wierzyła, że może być między nimi dobrze, o ile więcej nie będzie wywijał takich numerów.
Jej rozmyślanie przerwał dzwoniąc telefon. Jess obleciała wzrokiem całe pomieszczenie, lokalizując urządzenie na kuchennym blacie, które należało do Justina.
Z lekkim wahaniem podeszła bliżej i przyjrzała się zdjęciu, na którym widniała zgrabna brunetka o imieniu Selena. Wsłuchując się w słowa piosenki Drake'a oraz Rihanny „Take care" , toczyła walkę ze samą sobą, analizując plusy i minusy tej sytuacji. Jeżeli odbierze to Justin na pewno będzie zły, ale jeśli to coś ważnego ... Nie chciała kolejny raz mu podpaść.
Drżącą dłonią podniosła dzwoniący telefon. Niepewnie nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła do ucha.
-Halo ? -spytała pospolicie. Wielka gula uformowała się w jej gardle, czekając na odpowiedź, która nie nadeszła nawet po kilku sekundach czekania. - Halo ? Słyszysz mnie ? - ponowiła cienkim ze zdenerwowania, głosem. Odetchnęła z ulgą, kiedy ktoś po drugiej stornie rozłączył się. Wzruszając ramionami z niezrozumieniem, odłożyła urządzenie na swoje miejsce i upewniając się, czy Justin czasem nie wrócił, pobiegła na górę, oddając się nauce.
***
Mocne dźwięki piosenki Eminem'a wypełniały sportowy wóz Justina, kiedy ten zajeżdżał na parking jedynego banku w Stratford. Wybrał najmniej zatłoczone miejsce i zgasił silnik. Ściszył radio i chwytając zabrane z domu kartki, ruszył w stronę budynku, zamykając samochód jednym przyciskiem na kwadratowym pilocie.
Wnętrze banku było dość surowe, utrzymane w kolorach brązu z dodatkami niebieskiego. Okna zasłonięte były jasnymi wertikalami, a na ścianach wisiało mnóstwo ogłoszeń.
Stanął na w progu i rozejrzał się dookoła. Panie ubrane w nienaganne mundurki chodziły niczym mróweczki pod bacznym wzrokiem swojego szefa, który popijał kawę w małym kantorku, a kilka starych babci spokojnie czekało na swoją kolej, na przeznaczonych do tego ławeczkach.
Justin ruszył raźnym korkiem do miejsca pracy rudowłosej trzydziestolatki, zanim uprzedziła go starsza pani o lasce.
-W czym mogę pomóc ?- spytała formalnie, zakładając okulary, które skutecznie obniżały jej seksapil. Młody Bieber, bez zbędnych ceregieli, położył kartki na blacie. Kobieta podniosła się z obrotowego krzesła i skupiła na tym, co dał jen dziewiętnastolatek.
-Może pani sprawdzić do kogo należy to konto.
- W żadnym wypadku. -zaprotestowała szybko, odsuwając od siebie kartki. -Nie możemy udzielać takich informacji.
Justin był przygotowany na odmowę, dlatego westchnął z irytacją i zanurkował ręką w tylnej kieszeni, w której odnalazł kilka banknotów. Położył je na blacie, obserwując reakcję rudowłosej, która otworzyła usta ze zdziwienia i zdjęła okulary.
-Przekona to panią ? - blondyn wysilił się na swój firmowy uśmieszek, któremu kobiety nie mogły odmówić.
-Kategorycznie nie ! - odpowiedziała pewnie, ponownie siadając w fotelu.
-Nie ma pani ochoty na małą podwyżkę ? - uniósł brew.
-Nie mam ochoty stracić pracy. - zripostowała. -Jeżeli to wszystko proszę wyjść i nie torować kolejki. - odpowiedziała szorstko, skupiając się na monitorze.
Blondyn poczuł napływającą złość. Mocno zacisnął dłonie w pięści. Jego oddech stał się płytki, a nozdrza rozszerzały się, kiedy brał wdechy.
-W takim razie proszę pilnować córeczki, panno Ranolds. - posłał jej fałszywy uśmiech. Kiedy tylko w trzeciej klasie gimnazjum zaczął umawiać się z Amy, był pewnie, że ta znajomość kiedyś się przyda. Ich związek nie trwał długo, ponieważ w szkole pojawiła się Sel, a on wiedział, że musi ją mieć. Tak więc załamana Amy przeniosła się do innej budy i więcej jej już nie spotkał. Ale nie szkodzi odnowić znajomości, prawda ?
Chwytając swoje kartki, kątem oka zauważył jak kobieta przestaje ruszać myszką i sztywnieje, patrząc na niego przestraszona. Justin zaśmiał się głośno i opuścił budynek.
„I tak się dowiem"- powtarzał w myślach, wsiadając do wozu. Duże krople wody uderzały o przednią szybę, a z daleka rozległ się głośny grzmot.
Ta pogoda idealnie obrazowała jego uczucia. Był tak samo rozwścieczony, jak ta burza.
Postanowił, że nie od razu wróci do domu, a jazda po mieście bez wiadomego celu, pozwalała się zrelaksować.
***
Niespodziewanie zerwał się wiatr. Jessica obserwowała przez zasłonięte zasłony cienie rzucane przez szalejące na zewnątrz drzewa. Była sama w swoim pokoju. Czuła przerażenie spowodowane panicznym lękiem przed burzą i samotnością. Nie chciała być sama. Nigdy.
Dziewczyna zaszyła się w rogu pokoju, siedząc na łóżku pod ciepłym kocem. Światło było zgaszone, a mrok pokoju rozjaśniało jedynie światło jej laptopa. Nie korzystała z niego, ale jasność, jaką dawała jego matryca była naprawdę krzepiąca. Po jakimś czasie, do paskudnego wiatru dołączyły bardzo głośnie grzmoty i przerażające błyskawice, które sprawiały, że Jess miała ochotę zniknąć. Albo chociaż przytulić się do mamy, której ku jej nieszczęściu nigdy nie posiadała.
,,Jesteś taki zabawny, losie.'' Mruczała, ledwo słyszalnie. Czuła się okropnie, a na dodatek była głodna. Pragnęła tylko tego, żeby Ana już wróciła do domu.
Z każdą minutą grzmoty były coraz głośniejsze, a błyskawice większe i bardziej widoczne. Jess kuliła się na łóżku nie mogąc zrozumieć co się stało jakąś godzinę temu... Bała się, bo była sama i nawet Justina z nią nie było. Z nim czułaby się może troszkę bezpieczniej...
Po kwadransie, burza rozpętała się na dobre. Jessica siedziała przerażona, a w jej oczach mieniły się kryształowe łzy, które lada moment miały wypłynąć na jej policzki. Trzęsła się ze strachu przed burzą i z obawy, że jest sama w tym ogromnym domu. Nagle, usłyszała trzask drzwi frontowych. W sytuacji, w jakiej się znajdowała przychodziły jej do łowy rozmaite, przerażające rzeczy. Mimo to, zachowała zimną krew z nadzieją, że to Ana i Jeremy, albo chociaż Justin. Po trzaśnięciu nastała cisza, która stopniowo mieszała się z grzmotami. Jess modliła się po cichu, aby wieczór znowu był spokojny, a ona razem z nim...
- Jesteś tu? - Niespodziewanie, do pokoju wtargnął blondyn. Jego głos był aksamitny, pozbawiony kpiny oraz goryczy. Mrok sprawiał, że chłopak był ledwo widoczny dla dziewczyny, która sparaliżowana strachem nie próbowała się nawet odwrócić. - Boisz się? - Zapytał, kiedy dostrzegł, że ciało nastolatki niepokojąco się telepie. Był to charakterystyczny odruch osoby, która bardzo panikuje; boi się. Zbliżył się o kilka kroków i dostrzegł, że dziewczyna potakuje. Nie mógł dostrzec jej ciałą w pełnej okazałości, ponieważ skulona, była przykryta kołdrą. Blondyn uśmiechnął się, lecz nie był to uśmiech kpiący. Był opiekuńczy.
- Dobrze, że już nie..nie jeste-em sama w do-domu. - Wyjąkała unikając kontaktu wzrokowego z Justinem.
- Nie bój się, ten dom jest naprawdę bezpieczny. - Westchnął, cały czas patrząc na nastolatkę. - I..przepraszam, że zostawiłem Cię tutaj samą. Nie powinienem. - Dziewczyna przez chwilę myślała, ze w chłopaka przywalił piorun, ponieważ naprawdę był...miły? Ugh.
- Ale przyzwyczajaj się do tego, że będziesz tutaj siedziała sama. Rodziców zazwyczaj nie ma w domu, a ja również często wybywam. - Kontynuował swój wywód, a kiedy przestał, usłyszał burczenie brzucha dziewczyny. Zaśmiał się cicho, widząc jej wielkie oczy, które wpatrywały się w niego. - Zamówię pizzę, a Ty wyjdź z tego łóżka, dobra? Jesteś bezpieczna. - Jess nie reagowała, ponieważ wciąż była przerażona, chociaż w mniejszym stopniu. Justin uklęknął na rogu łóżka i wyciągnął dłoń do biedactwa. Jessica chwyciła ją niepewnie, drżąc pod wpływem dotyku swojego przyszywanego brata. Masował jej zewnętrzną część dłoni, aby się uspokoiła.
- Pójdziesz ze mną na dół? - Zapytał, przyglądając się swoim palcom, które muskały dłoń Jessici.
-Mhm ... - mruknęła niewyraźnie, kiwając głową.
- Wydaje mi się, ze sprawiłem złe pierwsze wrażenie, ale nie obchodzi mnie to. Jestem zdania, że kiedy się zadomowisz nawet piekło wydaje się miłym miejscem, a szatan może być Twoim bratem. - Zagaił tajemniczo, wychodząc z pokoju. Przystanął przed wejściem, czekając na dziewczynę, która próbowała wygramolić się z łóżka, analizując słowa, które wypowiedział.
-Szatan ? - zmarszczyła nos, stając na miękkim dywanie. Odrzuciła kołdrę na łóżko i podeszła do blondyna. - To nie jest dobre porównanie na tę chwilę. - stwierdziła, będąc nadal lekko rozdygotana. Nawet nie chciała wiedzieć, jak mógłby zachowywać się Justin jako szatan. Wolała go aroganckiego i tego, który się z niej wyśmiewał.
- To tylko metafora. - Burknął. - Nie jestem aniołkiem i powinnaś to wiedzieć.
- Możliwe. - Westchnął, odpierając się o blat mebli kuchennych. Chwycił telefon i wykonał połączenie do jego ulubionej pizzerii. Nie interesował go fakt, że była burza - płacił i wymagał szybkiego transportu.
-Może zjemy coś innego ? -zaproponowała niepewnie, obserwując chłopaka. Zamawianie jedzenia było w tej chwili nie rozsądne.
Długim krokiem podeszła do szafki. Musiała stanąć na palcach, aby prześledzić jej zawartość, a następnie wyciągnąć pudełko z kolorowymi rysunkami
-Płatki ? - Justin popatrzył na nią, jak na kretynkę. Nie znosił ich.
- Tak, płatki są smaczne i pożywne! Zróbmy płatki! - Nie kontrolowała entuzjazmu, który był słyszalny w jej głosie.
-Proszę bardzo. Jedz ten shit. Ja poczekam na coś lepszego. - oznajmił bez emocji, wędrując na kanapę. Po chwili zamówienie zostało złożone, a Justin rozsiadł się wygodnie, włączając telewizor.
- Może nie powinieneś włączać telewizora. Jest burza..- Mruknęła, przyglądając się temu co robił.
-A ty nie powinnaś się bać ? Jest burza. - przedrzeźniał ją. Jess poczuła wielkie rozczarowanie i odłożyła płatki na blat. Myślała, że będzie już dobrze.
Jak na złość rozległ się hałas burzy. Dziewczyna podskoczyła do góry z piskiem. Na całym jej ciele pojawiły się ciarki, dlatego zacisnęła połowy swojego swetra.
Zaskoczony Justin obrócił się.
- Ej, spokojnie..- Wyszeptał, wstając z kanapy i zmierzając w jej stronę. - Tylko żartowałem, jesteś bezpieczna, pamiętasz?
-Ale ... Ona jest straszna. - w brązowych tęczówkach Jess pojawiły się łzy.
-Dużo rzeczy w życiu jest straszne, wiesz? Na przykład inni ludzie. Oni mogą wyrządzić dużo więcej złego niż burza. - Starał się uspokoić dziewczynę, więc pogładził jej plecy i przytulił lekko.
-Ciebie też się bałam na początku. -przyznała nieśmiało, zagryzając dolną wargę. Wierzyła, że jeśli skupi się na czymś innym niż burza, ona szybciej się skończy, pozostawiając po sobie tylko mokre drzewa i połamane gałęzie starych drzew.
- Może nie powinnaś przestawać tego robić?
-Jest jakiś konkrety powód ? - uważnie skanowała jego twarz.
-Jest wiele powodów, ale nie myśl o tym. Jesteśmy obcymi ludźmi i wydaje mi się, że szybko się to nie zmieni. - Westchnął, odchodząc od dziewczyny. Podszedł do okna i odsłonił lekko zasłonę, aby zobaczyć, jak wygląda sytuacja za oknem. - Wiatr ustał.
-Obcymi, bo nie mamy tej samej grupy krwi ? -spytała, lecz nie doczekała się odpowiedzi. - jesteś niesprawiedliwy. -dodała z grymasem. Nie mogła uwierzyć, że w ciągu kilku chwil zmienił się z opiekuńczego na obojętnego drania. Wiedziała, że nie może wiele oczekiwać od jego zachowania, ale ta sytuacja była dość irytująca. - I tak nie zamierzałam powiedzieć rodzicom.
-Dzięki ? - Justin odparł nieco zdziwiony.
-Ale pod jednym warunkiem. - uśmiechnęła się na co blondyn złączył brwi. -Powiesz mi o co chodziło, kiedy będziesz na to gotowy.
------------------------------------------
Ups ... Prawie zapomniałam wstawić :D
W komentarzach zdradźcie, jak Wam się podoba ;)
Pozdrawiamy, Alex i Pam Lam :*
CZYTASZ
You are my poison, Justin.
FanfictionOn ma kochającą rodzinę/Ona wychowuje się w domu dziecka On jest zakochany bez wzajemności/Ona nie wie co to miłość On nie chce ukazywać swoich emocji/Ona jest uczuciowa On jest rozrywkowy/Ona jest cicha On jest przerażający/Ona jest przyjacielska O...