ROZDZIAŁ 7

109 9 1
                                    

Wtorek zaczął się dla rodzeństwa dość dobrze. Ponieważ Jess odwołano pierwszą lekcje, a Justin jej nie miał, dziewczyna postanowiła towarzyszyć mu na siłowni. Kiedy młody Bieber zmagał się z ciężarami, Jess wybrała zajęcia Zumby. Na początku czuła się nieco skrępowana, ale muzyka i wspaniała atmosfera pomiędzy kobietami, pozwoliły się jej rozluźnić. Przestała dbać o to, jak aktualnie wygląda. Skupiła się na tym, by się odstresować. Po godzinie ćwiczeń, rodzeństwo wróciło do szkoły na swoje własne lekcje. Justin nie czuł natłoku tych wszystkich emocji. Odkąd Jess przybyła do jego domu, był kompletnie rozkojarzony i rozerwany pomiędzy tym czy lepiej się z nią zakumplować, czy nienawidzić. Na początku była dla niego bękartem, którego nie chcieli rodzice, a teraz zobaczył jej inną twarz i dobre serce. Broniła go. Nie musiała tego robić, bo tak naprawdę byli dla siebie nikim ważnym. Myślał o tym, że sam nie traktował jej dobrze i zdziwił się, gdy dziewczyna nie okazywała zbyt wielkiej urazy. Fizyka i Angielski minął Justinowi szybko i bez zbędnego stresu. Po wyjściu z klasy, wraz z chłopakami, udali się pod drzwi, gdzie znajdowało się ich ulubione miejsce. Stąd mieli idealny widok na wszystko i wszystkich. Wielu innych uczniów nazywało ich „kontrolerami", których czasem warto jest unikać. Jednak nie to Bieber spodziewał się zobaczyć. Jess stała oparta plecami o swoją szafkę, a zdecydowanie za blisko niej był Josh. Jej ciało zdradzało to, że była przestraszona. Jej plecy były oparte o ścianę, a dłonie w obronnym geście trzymała plecak przed sobą. Krążyła wzrokiem po korytarzu szukając wybawienia. Ciągle nie Widziała jednak Justina, wiec chłopak cieszył się. Nie zniósłby jej błagalnego wzroku i musiałby ruszyć na pomoc. Zamiast tego zacisnął mocno pięści. Nie lubił Josh'a i tego, jak traktuje dziewczyny. -Luke ... - pociągnął przyjaciela za rękaw skórzanej kurtki. - Widzisz to ? -Ta. Josh to pieprzony kutas. Myśli, że wszystkie za nim szaleją. -Pomóż jej. - rozkazał Justin. -Chyba zwariowałeś. ! - krzyknął Luke. - Już trzy razy byłem u dyrektorki w tym miesiącu ! Bieber ponownie spojrzał na przestraszoną siostrę. Miał ochotę tam pobiec i z całej siły uderzyć tego lowelasa, ale jeśli to zrobi cała szkoła nabierze podejrzeń, a on będzie musiał tłumaczyć kim jest dla niego Jess. Nie był na to gotowy. -Stary ... - dodał przejęty, czując presję czasu. -Moment. - w jednej chwili do umysłu jednego z bliźniaków, napłyną cudowny pomysł, kiedy zobaczył Amy kroczącą przez korytarz. Jej włosy lekko powiewały pod wpływem ruchu, dopóki nie przystanęła przy swojej szafce. Chłopcy, mimo powagi sytuacji, zaczęli chichotać i nawet Justin nieco się rozluźnił. Amy Scott była jedyną, która opierała się urokowi osobistemu Luke'a i jedyną, której on nie zaliczył. Kiedy w listopadzie dołączyła do szkolnej grupy cheelederek starał się o jej względy przez kilka tygodni, lecz za każdym razem umiejętnie go spławiała. W końcu jego natręctwo i chęć poznania jej ciała, sprawiło, że dziewczyna miała go kompletnie dość i przestała być miła. Owszem, była ładna i dobrze o tym wiedziała -duże czekoladowe oczy, długie rzęsy, pełne usta i figura godna modelki-, ale nie chciała być, jak gwiazda szkoły - Selena. Uważała ją za pustą idiotkę. Luke uśmiechnął się, skanując jej ciało obrócone do niego tyłem. Podszedł bliżej niej i położył ręce na smukłych biodrach. -Cześć, księżniczko. - wyszeptał do jej ucha, zaciągając się zapachem wanilii. Amy podskoczyła zaskoczona, ale szybko domyśliła się do kogo należy ten ochrypły głos. Równie szybko przejęła inicjatywę. Jednym ruchem zrzuciła jego ręce ze swojego ciała i zwinnie odeszła na bok. Teraz dzieliło ich dobre 20 centymetrów. -Czego chcesz, Brooks ? - zapytała szorstko, wywracając oczami. Lubiłaby Luke'a gdyby nie jego charakter i podejście do dziewczyn. Może i nie interesowały ją szczęśliwe związki w każdej przeczytanej książce, ale nie chciała być wykorzystaną i porzuconą. -Tylko pomocy. - uniósł dłonie ku górze w geście obronnym. -O nie, nie ! - kręcąc głową, chciała zedrzeć ten lubieżny uśmiech z jego twarzy. Nie sądziła, że rozkloszowana sukienka w kolorowy print z kwiatów aż tak zachwyci chłopaka. - Przestań. Nie o to chodziło. - Zmieszał się, choć uśmiech nie schodził z jego twarzy. Lubił patrzeć na malutkie zmarszczki obok oczu dziewczyny, które pojawiały się, kiedy ta była zła. - Widzisz tamtą małą dziewczynę? - Zapytał wskazując na siostrę Biebera. - Tak, co z nią? Och, widzę. To Josh. - Prychnęła,przyglądając się chłopakowi z obrzydzeniem. Nienawidziła go, tak jak połowyosób ze szkoły. Jednak nienawiść do tego dupka była naprawdę ogromna. Gdybytylko mogła, udusiłaby go gołymi rękoma. - Czego chcesz, Luke? - Po prostu go przegoń od niej. - Wzruszył ramionami, widząc zniecierpliwionego Justina. - Proszę, Amy. - Bawisz się w superbohatera czy coś takiego? - Zadrwiła,unosząc znacząco brwi. - Od kiedy któryś z Brooksów próbuje pomagać słabszym? -Zapytała, a w odpowiedzi otrzymała jedynie zmieszane spojrzenie. Nie traciłajuż czasu, ruszając w stronę Josha i pierwszaka w opałach. - Odejdź. - Usłyszała wystraszony głos dziewczyny, którejrobiło się duszno z natłoku emocji. - No właśnie frajerze, spadaj stąd. - Prychnęła Amy, uderzającchłopaka w plecy. - Nie widzisz, że dziewczyna nie jest zainteresowana Twoimzasranym towarzystwem? - Amanda, nie przeszkadzaj mi i po prostu zejdź z oczu. -Wycharczał, wciąż nie uwalniając Jess. Na jego twarzy widniał kpiący uśmieszek,który nie chciał zniknąć. - Nie zamierzam słuchać osoby, która miała w ustach więcejcipek niż frytek. - Sapnęła śmiechem, kpiąc z chłopaka, który nie spodziewałsię takiego obrotu sprawy. Jess patrzyła nadal przestraszona na tą dwójkę. Była jednak zaskoczona tym że ktoś postanowił jej pomóc. Kiedy Amy złapała ją za łokieć i nieco odsunęła od wściekłego Josh'a, poczuła się bezpieczniej i bliżej przyjrzała dziewczynie. Jess z zachwytem podziwiała jej piękną twarz i zdrowe, lśniące włosy, odcinając się od kłótni tych dwojga. -Jeszcze obie pożałujecie ! - groził chłopak, odchodząc. Wstrzymywane powietrze uleciało ze świstem z ust Jess, a Amy uśmiechnęła się zwycięsko. Wzrokiem odszukała Luke'a, który przyglądał się uważnie tej scenie. Kiwną do niej głową, niemo dziękując, a chwilę potem już go nie było. -Dziękuję. - wyszeptała Jess. Nie mogła uwierzyć, że akurat to musiało przydarzyć się jej już drugiego dnia w szkole. Nie chciała nawet sobie wyobrażać co będzie potem, skoro jest tu tyle dzikusów. -Spoko. Nic ci nie jest ? Jess zaprzeczyła ruchem głowy. - Nie, dziękuję. - Mruknęła, uśmiechając się lekko.- Nie wiem, co bym zrobiła bez Twojej pomocy. - Westchnęła, patrząc na swoje palce. - Wyluzuj, to tylko zwykły idiota, który myśli, że coś znaczy.- Powiedziała beztrosko, patrząc na wystraszoną Jessicę. - Tak naprawdę on nieznaczy nic, tak jak większość tej popieprzonej szkoły. Jeśli będziesz obojętnana to co mówi, przestanie Cię zaczepiać. Ci ludzie czerpią satysfakcję zTwojego strachu, pamiętaj. - Po niedługim przemówieniu, zaczęła odchodzić oddziewczyny, która z uchylonymi wargami słuchała tego, co miała jej doprzekazania. - Hej, jak masz na imię?! - Jess krzyknęła za pięknością,która coraz szybciej zmierzała w stronę schodów. - Amy. - Usłyszała beznamiętny ton dziewczyny, tracąc ją zpola widzenia. - Dziękuję za pomoc Amy. - Powiedziała, jakby do siebie, ponieważAmanda nie była w stanie jej już usłyszeć. Jess poczuła jakiś zawód, że nie utrzymała dłużej tej rozmowy, bo dzięki niej mogłaby znaleźć kogoś, kto zastąpiłby jej Taylor. Gdyby chodziła tutaj z nią, pewnie od razu by się jej wyżaliła. Dziewczyna westchnęła głośno i poprawiła plecach. Wiedziała, że nie skupi się na lekcjach, dlatego udała się na parking. Bez trudu odnalazła samochód Justina i usiadła na krawężniku, kopiąc butem mały kamyk.Zdała sobie sprawę, że to wszystko nie miało tak wyglądać i w jednej chwilichciała znów wrócić do bidula. W domu, dziewczyna w ogóle nie zwracała uwagi na swojego nowego brata, który wciąż zachowywał się, jak idiota. Patrząc na jego twarz, dziewczyna nie dostrzegała nawet grama poczucia winy. Myślała, że chociaż będzie mu odrobinę wstyd za to, że nie pomógł jej w opałach. Przecież, przecież widział ją, kiedy Josh niemalże przyciskał ją do metalowych szafek. Nie zareagował. Um, w końcu dlaczego miałby się nią przejmować, skoro tak bardzo jej nie chciał? Jessy biła się z myślami przez dłuższą chwilę. Przez chwilę naprawdę chciała wrócić do śmierdzącego domu dziecka, gdzie nie odczuwała aż takiego...odrzucenia, które przechodziło w upokorzenie. Jej myśli zostały rozwiane przez gwałtowne otworzenie drzwi dojej sypialni. Głowa dziewczyny momentalnie odwróciła się w stronę dobiegającegodźwięku. Ujrzała sylwetkę Justina pomiędzy framugami futryny. Jego twarz niewyrażała emocji, więc ona także postanowiła pozostać beznamiętna. - Tak? - Zapytała, zmuszając się na uśmiech. Nie wyjść nasukę, którą nawet nie była. Powinna wciąż być wdzięczna za to, że mogłamieszkać w domu Bieberów i za to, że blondyn w pewnym sensie ją akceptował. - Matka kazała nam jechać na zakupy. - Powiedział beztrosko,wchodząc do pokoju bez pozwolenia. - Podnoś dupę i idziemy, chcę szybko wrócićdo domu, bo Jaidon chce przyjść na Fifę. - Nie musisz mi się tłumaczyć, jestem gotowa. - Odrzekłauprzejmie, bez uszczypliwego tonu. Była pozbawiona emocji. Przeczesała jeszczewłosy szczotką, która znajdowała się na stoliku przy łóżku i opuściła sypialnięnie zwracając uwagi na chłopaka. Ten podążał za nią wzrokiem domyślając się, żejest obrażona za jego zachowanie w szkole. Powinna? Prychnął w myślach,zastanawiając się czy Jessica nie za dużo wymagała. Przecież nie miał obowiązkusię nią przejmować nie była nikim ważnym. W czasie jazdy atmosfera gęstniała. Justin odczuł to ze zdwojoną siłą, ponieważ to on był winny całej tej sytuacji. Wstydził się przyznania do osoby, która uratowała mu tyłek przed mamą, gdy jechali do dentysty. Dziewczyna siedząca obok przebiła twardą barierę pod którą się krył i sprawiła, że poczuł coś dziwnego, a raczej wyrzuty sumienia. Nie był do tego przyzwyczajony. Nad nikim się nie litował. Był zimnym draniem i tylko w obecności Seleny potrafił okazywać czułość. -Włączyć radio ? -zapytał, nie patrząc na Jess, która bawiła się swoimi palcami. -Jeśli chcesz ... - mruknęła cicho. -Okej ... -wzruszył ramionami, nasuwając ciemne okulary na nos. Właśnie mijali most nad rzeką Avon. Justin westchnął ledwie słyszalnie, wiedząc, że są już przy końcu podróży. To napięcie było dość niezręczne dla Jess. Nie zdążyła tego doświadczyć wcześniej. Może bidul miał swoje wady i zalety, ale ludzie byli o wiele milsi od tych tutaj. -Poznałaś Amy ? - po tym pytaniu dziewczyna miała ochotę głośno wybuchnąć śmiechem, jednak powstrzymała się, kiedy napłynęły do niej wyraźnie obrazy dzisiejszego dnia. -Ta. - rzuciła niedbale. Tak naprawdę chciała powiedzieć, jak miło było porozmawiać z kimś nowym. Nie zrobiła tego tylko dlatego, że chciała nadal udawać wściekła. Tylko udawała, ponieważ nie potrafiła być zła na Justina. Było jej tylko smutno, że on nadal nie zmienił się po incydencie w samochodzie. Myślała, że zostawili to już za sobą. - Poznałam też Josha, przyjemniaczek. - Prychnęła, nie kontrolując swojej reakcji. Zabrzmiała, jak królowa sarkazmu, którą na pewno nie była. Na jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Młody Bieber zaśmiał się, widząc jak starała się zgrywać zimną osobę. - Jest kutasem. - Westchnął, nie wiedząc co powiedzieć. Wlepiłwzrok w szybę, skupiając się na jeździe. Nie mógł w żaden sposób sięwytłumaczyć...nawet nie chciał tego robić. - Zauważyłam. - Ucięła szybko, sygnalizując koniec tematu. Odwróciłagłowę w stronę szyby i nikt do końca podróży, do supermarketu się nie odzywał.Cisza była dosyć uciążliwa, więc kiedy dojechali na miejsce, oboje odetchnęli zulgą. Jessica wkładałaartykuły wypisane na sporej kartce do wózka, który pchał Justin. Wyglądali, jakpara lub narzeczeństwo, nie jak rodzeństwo, którym koniec końców nawet niebyli. Przez pewien czas nie odzywali się do siebie, nie czując takiej potrzeby.Jess myślała o tym, dlaczego jej życie jest tak bardzo pokręcone, a Justinmodlił się, żeby w sklepie nie spotkał nikogo ze szkoły. - Masz jakieś plany na weekend? - Zapytał blondyn, chcącnawiązać jakiś kontakt. Było mu głupio patrzeć na milczącą i smutną dziewczynę. - Nie. Pewnie będę spać, albo umówię się z Tay. - Tay? - Moja przyjaciółka z domu dziecka. Jest jedyną bliską miosobą na tym świecie. - Powiedziała dosadnie i świadomie. Chciała, abyzrozumiał, że jego rodzina nigdy nie będzie dla niej tak ważna, jak dziewczyna,którą musiała zostawić. - Nie mów tak. W końcu ona też wbije Ci nóż w plecy. Ludzietacy są, nie przywiązuj się. - Wyszeptał, patrząc przed siebie. Nie chciał, abydziewczyna widziała jego oczy, w których prawdopodobnie na chwilę pojawiły sięmaleńkie łzy. - Skąd możesz wiedzieć, co zrobi? Ty też masz przyjaciół!Skoro tak mówisz, to po co się z nimi zadajesz?! - Oburzyła się, nie mogącznieść bezczelności blondyna, który nawet nie znał Taylor. - Nas łączy zupełnie coś innego ... - Nie dane mu byłoskończyć, ponieważ Jess weszła mu w słowo. - A co? Pieprzycie się, że łączy Was coś innego? - Prychnęłazłośliwie, nie wiedząc nawet skąd przyszło jej coś takiego do głowy. Sięgnęłapo makaron, aby ukryć swoje czerwone policzki. - Jessica, słownictwo. - Zaśmiał się gardłowo. Cóż, naprawdęgo rozbawiła swoją wypowiedzią. Może nie była taka drętwa, pomyślał. - Oni sączymś więcej, wiesz, mam rodziców, ale nie dogadujemy się za bardzo. Ja... wsumie, oni są moją rodziną. Opiekuję się tymi gówniarzami, martwię się o nich,bo oni też nie mają nikogo. I jestem zupełnie odporny na noże, które będąpróbowali we mnie wbić. - A.. - Dziewczynie na chwilę odebrało mowę. - A ja jestemodporna na noże, które będzie próbowała wbić we mnie Taylor. - Nie jesteś. - Prychnął, śmiejąc się. - Ale spokojnie, maszteraz moich rodziców. Pozbierasz się. - Stwierdził, kradnąc kilka cukierków zestoiska obok którego przechodzili. - Opowiedzieć Ci kawał? - Nie czekając na zgodęJess zaczął mówić - Które ze zwierząt jest bardziej pracowite mrówka czypszczoła? - Um... - Dziewczyna zamyśliła się przez chwilę, nie chcącwyjść na idiotkę. - Um.. nie wiem. - Mrówka, bo nie traci czasu na bzykanie! - Sam wybuchłśmiechem, ponieważ uważał, że jego kawał jest naprawdę mistrzostwem świata.Zgiął się w pół, nie mogąc się opanować, przez co ludzie dziwnie na nichpatrzyli. Jessica również zaczęła chichotać, może nie z kawału, lecz z samegoJustina, który w przeciągu sekundy stał się najbardziej uroczą osobą naświecie. Godzinami mogłaby patrzeć, jak szeroko się uśmiecha, a w jego czekoladowych oczach pojawiają się iskierki. Wtedy przeistaczał się w całkiem innego Justina. Zupełnie, jak motyl. -Co teraz ? -spytała Jess, już w lepszym humorze. Gęsta atmosfera zniknęła. Justin ponownie prześledził kartkę, którą dała mu mama. -Płyn do podłóg. - odpowiedział, rozglądając się za odpowiednią półką. Szedł przodem wskazując drogę Jess, która pchała duży koszyk. Wyglądała dość komicznie, gdyż jej wzrost wynosił tylko metr sześćdziesiąt pięć w przeciwieństwie do Justina, który za każdym razem, gdy na nią zerkał, miał ochotę głośno się roześmiać. - To wszystko ? - dopytywała brunetka, przystępując z nogi na nogę. Wybrała wygodne trampki, ale długi spacer po supermarkecie sprawił, że rozbolały ją stopy. -Yep. - przytaknął Justin, kiedy duża butelka z płynem o kolorze fal morza, została ulokowana w koszyku. Chłopak zgiął kartkę i niedbale wrzucił ją do kieszeni, po czym przejął wózek od Jess, widząc malujące się na jej twarzy zmęczenie. Rodzeństwo było zadowolone, kiedy przy kasie natknęli się tylko na babcię po osiemdziesiątce, która miało niewiele zakupów. Jess delikatnie i skrupulatnie wykładała produkty na taśmę, kiedy Justin po prostu rzucał je od niechcenia. Wywróciła oczami, ale nie skomentowała tego. -Kompletnie zapomniałem. -Jess podniosła głowę na dźwięk jego słów, lecz od razu tego pożałowała. Justin z wysokiej półki wziął paczkę prezerwatyw. Jess oblała się rumieńcem i odwróciła w drugą stronę, lecz nie umknęło to uwadze chłopaka. -Coś nie tak ? - zapytał rozbawiony. Cudem powstrzymywał się od śmiechu. - Nic. Dobrze, że się zabezpieczasz. - Westchnęła, uśmiechając się nieśmiało. - Wiesz, nie zarazisz się chorobą weneryczną. - Powiedziała i dopiero po chwili zorientowała się, że Justin miał dziewczynę i prawdopodobnie właśnie ją obraziła. - Um.. to znaczy... - Złapałem. - Zaśmiał się cicho, widząc zmieszanąminę nastolatki. Wiedział, że nie obraziła Seleny celowo, chyba. - Kiedyś powiedziałam koleżance, że jak będziesikać w publicznych ubikacjach do zarazi się HIVem. - Wyznała, śmiejąc sięcicho. Przyłożyła sobie dłoń do czoła, chyba nawet nie wierząc w to co mówiła.- Uwierzyła. - Coo ? - Bieber parsknął śmiechem. - Ile miałaś lat? - 15 - Wyznała ze zmieszaną miną. - Nie moja wina, że Meganjest taka głupia! - Jesteś niemożliwa, naprawdę. - Powiedział wciąż cicho się podśmiewając. Ona naprawdę jest całkiem zabawna, przyznał sobie w myślach. Podróż do domu nie trwała dłużej niż dziesięć minut.Podczas drogi oboje siedzieli cicho i zajmowali się swoimi myślami. Cisza byłakomfortowa, ponieważ towarzyszyła jej cicha muzyka z radio, które włączyłJusitn. --------------------------------------- Heeejka ! Jak podoba się Wam siódemka ? Komentujcie ! Bardzo zależy nam na waszej opinii ;) Życzymy miłego tygodnia i czytania naszej twórczości Pozdrawiamy, Alex i Pam Lam.


You are my poison, Justin.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz