ROZDZIAŁ 3

188 9 0
                                    

Justin zdecydował się na to, by zjeść śniadanie ze swoją rodziną, doskonale wiedząc jakie będą tego konsekwencje. Jednak chciał sprawić rodzicom przyjemność, którzy od rana chodzili szeroko uśmiechnięci i jak nigdy obdarzali się wieloma czułościami. Powolnie przeżuwając kawałki chleba czosnkowego zastanawiał się co mogłoby być powodem zmiany ich zachowania. Pierwsze o czym pomyślał to wygrana sprawa sądowa ojca, ale równie szybko stwierdził, że to nie miałoby sensu. Kiedy dotarł do szkoły była już 8.15, czyli spóźnił się już na lekcję historii z panem Grey'em. Był jednym z najbardziej lubianych nauczycieli wśród uczniów, lecz nie potrafił powiedzieć, czy mają rację. Wyjął skręta z ust, rzucając go na trawę i pociągnął główne drzwi. Na korytarzach panowała grobowa cisza. Wolnym krokiem podszedł do swojej szafki, lecz nie zdążył jej otworzyć, słysząc stukot szpilek z drugiego końca korytarza. Odwrócił głowę w kierunku, z którego dochodził dźwięk. W jego stronę zmierzała dyrektorka ubrana w kiczowatą sukienkę w groszki. „Tego mi brakowało". -powiedział bezgłośnie, zaciskając dłonie w pięści. -Pan Bieber. Dzień Dobry. - stanęła obok niego, przyciskając dziennik do swojej klatki piersiowej, jakby ktoś chciał patrzeć na jej cycki naznaczone czasem. -Dobry.- mruknął, otwierając swoją szafkę, w której zaczął szukać odpowiedniej książki. -Jest jakiś powód, dla którego się spóźniłeś ?- drążyła, przechylając głowę w bok. Jej, pogrubione czarną kredką brwi, powędrowały do góry, kiedy patrzyła na niego wyczekująco. Nie miał czego ukrywać. Był w potrzasku. Z każdym innym pracownikiem szkoły poradziłby sobie, ale nie mógł ryzykować wyrzucenia ze szkoły, czego z pewnością nie pochwalałby ojciec. -Jeżeli pani będzie mnie wypytywać to z pewnością dotrę do klasy na pięć minut przed dzwonkiem. - odparł łagodnie. -Nie będziesz musiał iść na historię. -oznajmiła po chwili namysłu. -Zapraszam pana do biblioteki. I tak szukałam kogoś kto zgodziłby się pracować na rzecz szkoły. -Ale ja się na nic nie zgodziłem ! -A pytałam o zdanie ? -spytała. Uśmiechnęła się, kiedy Justin wymownie myślał. Nic innego nie mógł zrobić. -Zapraszam.Powiedziała wesoło, unosząc głowę wysoko. Wściekły Justin podążał za nią nadrugie piętro, słuchając irytującego stukotu jej niemodnych szpilek. Niewiedział co było gorsze. Parę nudnych lekcji, na których bądź co bądź mógłbysię zdrzemnąć, czy spędzanie czasu z bibliotekarką, która jest nuda i gruba. -Witam, pani Benson. - dyrektorka przywitała się serdecznie, na co Justin pokręcił głową z niedowierzania. -Dzień Dobry. - otyła kobieta podniosła się z obrotowego fotela. -Przyprowadziłam pomocnika. - oznajmiła, ruchem ręki pokazując na blondyna. Bibliotekarka spojrzała na niego spod okrągłych okularów, a chłopak miało ochotę zwrócić to co zjadł na śniadanie. -Wiem, że ma pani zastępstwo, ale proszę mu pokazać co i jak, a potem może pani iść do klasy. Justin zaśmiał się cicho i zaczął zazdrościć uczniom, którzy mieli zaplanowaną lekcje z bibliotekarką. Zwykle wszyscy ją ignorują i zajmują się własnymi sprawami. Albo przeglądaniem twittera. -Oczywiście. - przytaknęła grubaska. Justin poczuł wzbierającą złość, kiedy dyrektorka placówki z uśmiechem zadowolenia mijała jego osobę. Po jej wyjściu bibliotekarka zaczęła wydawać mu polecenia, których kompletnie nie słuchał. Wiedział, że musi ułożyć książki z pudełek, a czy będą alfabetycznie to nie jego sprawa. -Do zobaczenia ! -krzyknęła, wychodząc. Justin poczuł ulgę, a praca w samotności była bardziej komfortowa. Blondyn zdjął swoją skórzaną kurtkę, rzucając ją na krzesło. Podniósł jedno pudełko i przeniósł je pod wolną półkę. Zniesmaczony powolnie wyciągał książki i ustawiał je obok siebie. Na jedno cieszył się z takiej kary, która była nieporównywalnie lepsza niż zbieranie śmieci po szkole. Bliźniacy Brooks już tego doświadczyły i z ich opowieści wywnioskował, że nie było to zachwycające doświadczenie. On również miał w tym pełne ręce roboty. Przez dwa tygodnie zastraszał pierwszaków, którzy podśmiechiwali się po kątach z porażki jego przyjaciół. -Czego ?! - rzucił, słysząc otwierające się drzwi. Puste pudełko kopnął pod ścianę i zerknął przez pustą półkę, aby zobaczyć największą w szkole ciamajdę i kujona. -P-przyszedłem po d-dumę i uprzedzenie. - jąkał się ze zdenerwowania, kiedy Justin patrzył się na niego z uśmiechem. Dla niego dzień stał się lepszy, a nie zrezygnuje z pogrążenia tego pierwszaka. -Sam musisz znaleźć to gówno, Andrew. - powiedział blondyn, podnosząc kolejne pudełko, pokryte warstwą kurzu. -Okej. -mruknął, podchodząc do półki za Justinem, który uznał, że żałosny pierwszak musi być dobrze obeznany, ponieważ znalazł lekturę w trzy sekundy. Oblany potem podszedł do stolika i usiadł na krześle, otwierając książkę, aby zagłębić się w jej treści. - Fajny sweter. - pochwalił Justin cicho chichocząc. Nie rozumiał jak można chodzić w czymś zrobionym na drucie, a kolorowe paski można było dostrzec z daleka. -Dzięki, wczoraj babcia mi go podarowała. - Andrew jakby nieco się rozluźnił, a Justin miał ochotę turlać się po podłodze ze śmiechu. -Zamów jeden dla mnie. - ciągnął dalej Justin, opróżniając pudełko do połowy. Andrew posłał mu szeroki uśmiech, ukazując krzywe uzębienie z srebrnym aparatem. Miał nadzieję, że ta miła rozmowa sprawi, że Justin więcej nie będzie go prześladował. Nadzieja głupców matką. Drzwi ponownie się otworzyły, a Justin ujrzał tylko poruszające się brązowe włosy, aby chwilę potem Selena stanęła naprzeciwko niego. Serce blondyna zabiło mocnej na widok ukochanej w obcisłej spódniczce, czarnych balerinach i białej bluzce z napisem „New York".-Sel ... Co tu robisz ? - pytał zdziwiony Justin, ponieważ jego dziewczynamiała mieć aktualnie lekcje i to w klasie na przeciwko, gdzie właśnie trwałahistoria, a jego tam nie było. -Przyszłam cię odwiedzić, misiu. -mówiła namiętnym tonem, siadając na stole. Jej mlecznobiałe uda znajdowały się pięć centymetrów od książki kujona. Ten jednak nie spojrzał na brunetkę, której również się bał. Kiedy kilka miesięcy temu wyznał Selenie miłość na imprezie, wrzuciła go do basenu, a przez następne trzy tygodnie był pośmiewiskiem całej szkoły. Dziewczyna uśmiechnęła się zalotnie, przegryzając wargę i powolnie skrzyżowała nogi. Oczy Justina rozszerzyły się, kiedy zobaczył koronkowy materiał jej majtek. Doskonale wiedział, że zaliczała to do gry wstępnej, a przy okazji mogła dobić nieszczęśliwie zakochanego kujona, który udawał, że nic nie widzi i niewzruszony przyglądał się literkom w książce. -Ty miałaś zastępstwo z grubą ? - blondyn równym krokiem podszedł do stolika. Nawet jej nie dotknął, a Selena już była podniecona. Przyszła tu, osiągnąć to czego nie udało się jej wczoraj. -Yhym ... - pokiwała głową. - Ale to nie jedyny powód. -Tak ? - Justin ani na chwilę nie przestawał z nią flirtować. Kiedy jego ciało dotknęło jej kolan, brunetka chętnie rozłożyła nogi , by wszedł pomiędzy nie i był bliżej. Czerwonego i zdezorientowanego Adrew'a, para miała totalnie w nosie. Selena dobrze wiedziała, że takim zachowaniem zrani go jeszcze bardziej, aby nigdy więcej nie popełniał tego błędu z inną dziewczyną dopóki nosi okulary, aparat i dziwne sweterki robione przez babcię. Ani trochę nie miała wyrzutów, że przy okazji wykorzystuje Justina, ale to był jej chłopak, a o ich seksie w bibliotece będą mówić przez następny tydzień. Była tego stuprocentowo pewna. -Wiesz... - zaczęła, przechylając głowę w bok. Palce brunetki przebiegały po policzku Biebera z niewidocznym zarostem. -Wczoraj mnie olałeś, ale dziś ci się to nie uda. -Och ... - westchnął blondyn, czując rosnące podniecenie. Selena obserwowała, jak działa na Justina i przybliżyła się do jego twarzy. -Anderw wyjdź chyba, że tak bardzo chcesz to oglądać. - powiedziała szorstko, na co chłopak wzdrygnął się. W pośpiech włożył książkę pod pachę i wybiegł z biblioteki omal nie potykając się o własne nogi. „Kretyn z głowy"- Selena pochwaliła się w myślach. -I choćbym miała zrobić to siłą ... -ciągnęła dalej, a jej oddech łaskotał twarz Justina. Spontaniczność i odwaga to były cechy, które kochał w Selenie, ale nie lubił robić tego na pokaz, a następnie słuchać o tym na szkolnych korytarzach. -To nie będzie potrzebne. - przerwał jej, łącząc ich usta. Pocałunek od pierwszych chwil był bardzo namiętny. Ich języki pieściły się na wzajem, powodując ciarki na ich ciałach. -Tęskniłam za tobą. -wyszeptała Selena, kiedy Justin muskał skórę jej szyi. W duchu chciała, aby zrobił jej kolejną malinkę, lub po prostu poprawił tamtą, bowiem to ona głownie była tematem przed szkolnych rozmów z jej przyjaciółkami. Jego ręce dotykały nagich ud brunetki, z każdym ruchem podciągając spódniczkę coraz wyżej. -Sel. - Justin przestał na chwilę ją całować, co spotkała się z wrogim spojrzeniem brunetki. -Może jednak zrobimy to po południu, niech będzie u mnie w samochodzie. -Nie tym razem, pysiu. - przelotnie pocałowała go w usta i rozpięła spodnie, by osunąć je po jego biodrach. Jej zdecydowane czynności miały uchronić młodego Biebera przed kolejną odmową. - Dzisiaj nocują u mnie dziewczyny. -oznajmiła zgodnie z prawdą. Dziś był piątek, początek weekendu, który przypominał o tradycji Gomez. Co tydzień wszystkie cztery nocowały u którejś z dziewczyn. Były to typowe babskie wieczory. Manicure, maseczki, masaże, dobre wino i smaczne jedzenie. Wyjątkami były imprezy, na których Justin miał w zwyczaju się pojawiać, a wtedy Selena wybiegała z domu, nawet ze świeżo pomalowanymi paznokciami. Robiła to głownie, aby Justinowi nie przyszło do głowy, by zdradzić ją po pijaku. Bieber jest jej i żadna nie mogła go mieć, a jeśli dotknie go chociaż jednym palcem to będzie miała z nią do czynienia. Takie właśnie słowa powtarzała przyjaciółkom, kiedy tylko nadarzyła się okazja, ale również dlatego, by żadna nie odważyła się go podrywać. Dobrze wiedziała, jak jej zazdroszczą, a to nakręcało ją jeszcze bardziej. -Ale będziecie grzeczne ? -zaśmiał się, dotykając tasiemki jej majteczek. Sel zaśmiała się. -Niegrzeczna jestem tylko z tobą. - uśmiechnęła się słodko, trzepocząc wytuszowanymi rzęsami. Objęła Justina za kark, przyciągając do siebie, by ponowie złączyć ich usta. Justin działał już według znanego schematu, pozbawił dziewczynę bielizny, jak również i siebie, założył prezerwatywę i zagościł w jej ciele. Dziewczyna objęła go w pasie i pociągnęła do siebie, by wszedł jeszcze głębiej. W odwecie, Justin zatopił zęby w miejscu, gdzie kończyła się jej szyja. Stolik na którym siedziała przesunął się nieco w bok. -Ile mamy czasu ? - spytała cienkim głosem, zaciskając powieki i przegryzając wargę po pierwszym ruchu jego bioder. Justin spojrzał na zegar w drugim końcu pomieszczenia. -Jakieś dwadzieścia minut. - oznajmił. Sel była z siebie dumna, że w końcu postawiła na swoim. Miała szczęście, że poznała Justina. To nie była miłość tylko zauroczenie, i nadal tak jest. Głębokie pomruki przechadzały się echem po pokoju, a ruchy blondyna stawały się coraz bardziej natarczywe. -Nie przestawaj, Justin. - mruczała z trudem Selena, wyginając plecy w łuk. Ręce Sel wędrowały pod koszulką blondyna, badając każdy centymetr jego idealnego ciała. Justin równo wchodził i wychodził z jej ciała, a dziewczyna złapała go za pośladki, wbijając paznokcie w ich delikatną skórę. Tym gestem chciała pokazać, że podoba jej się to, a najważniejsze była już nad przepaścią, w której czaiła tylko dogłębna przyjemność.Młody Bieber przyśpieszył tempo. Selena przegryzła wargę, a lekki połyskpotu pokrył jej śliczną twarz, której widokiem nie mógł się nacieszyć blondyn.Ogarnięta spazmami rozkoszy, głośno wykrzykiwała jego imię. Oboje doszli w akompaniamencie dzwonka, oznaczającego przerwę.*** Justin zamknął samochód i w wyśmienitych nastrojach, które potwierdzały szerokie uśmiechy na twarzy jego przyjaciół, weszli do domu. Już w korytarzu można było wyczuć zapach pieczonego mięsa, który przygotowywany przez mamę wychodził obłędnie. Cała trójka/czwórka/piątka zdjęła różnorodne okrycia ze swoich ramion i za Justinem powędrowała w głąb mieszkania, póki blondyn nagle się nie zatrzymał. -Kochanie ! Dobrze, że jesteś. -zawołała Ana, kierując się w jego stronę. Justin w zdezorientowaniu przyglądał się całkiem ładnej brunetce, żywo prowadzącej rozmowę przy stole, która została przerwana przez jego obecność, zauważoną przez matkę. -Justin. Siadaj, proszę. –powiedział Jeremy wskazując miejsce obok nieznanej dziewczyny. Blondyna dotknęło to jak kompletnie olał chłopaków, którzy byli równie zdezorientowany jak on. Jessica, która dotychczas wesoło gawędziła z Anąoraz Jeremim, zamilkła w momencie, gdy ujrzała wytatuowanego, dobrzezbudowanego, wysokiego chłopaka o blond włosach. Co prawda, Ana pokazywała jejzdjęcia syna, lecz z okresu dzieciństwa. Teraz nie można było porównać Justinado słodkiego, małego chłopca. Był mężczyzną. Naprawdę przystojnym mężczyzną,który spowodował paraliż ciała drobnej dziewczyny, która czuła się naprawdęnieswojo. Chciała uciec. Tęczówki młodego Biebera miały odcień niesamowitegobrązu. Dziewczyna czuła jego palący wzrok na sobie i pragnęła zapaść się podziemię. Chłopak wyglądał naprawdę dobrze. Przypominał jej typowych,sławnych, wysportowanych i sławnych uczniów z liceum, którzy rządzili całąszkołą. Myliła się? - Chłopcy, nie czajcie się tak za drzwiami. - Ana zaśmiała się przyjaźnie. - Siadajcie do stołu, jesteście tutaj mile widziani! - Nie, nie chcemyprzeszkadzać. - Odezwał się Jack, widząc co się święci. - Dzięki za zaproszeniepani Bieber, ale lepiej będzie jeśli wrócimy wieczorem. Trzymaj się Juss. Dowidzenia. - Cała czwórka ukłoniła się grzecznie przed kobietą i po prostuwyszła. Najwidoczniej nie chcieli denerwować blondyna, w którym i tak buzowałyemocje.
-Zaraz, zaraz. - Justin uprzedził swoją matkę,która ponownie otworzyła usta, aby zaprosić go do stołu. -Co się tutaj dzieje.?! -Synu ... - zaczął oficjalnie Jeremy, co zdenerwowałbardziej jego syna. - Chcemy byś poznał swoją siostrę. - Justin miał wrażenie,że jego szczęka opada i ląduje na podłodze.

Jessica czuła się jak w potrzasku. Chciała wyjść i oszczędzić wszystkim zmieszania, jakie ogarnęło obecnych w jadalni. Może, nie powinna w ogóle zgadzać się na adopcje...Siedziałaby teraz spokojnie w obdartym pokoju bidula i nie musiałaby znosić tej nieprzyjemnej sytuacji. - Justin, to jest Jessica. Jess to jest Justin. -ciągnął dalej pan Bieber Jessica wstała,próbując zrobić dobre, pierwsze wrażenie, zachowując się kulturalnie. Uśmiechnęła się najmilej, jak tylko umiała, aby złagodzić grymas naTwarzy chłopaka.

- Wy sobie jaja robice ?- zapytał blondyn, nieco podniesionym głosem, mając nadzieję, że to tylko głupi sen, z którego zaraz się wybudzi, a jutro nie będzie go już pamiętał. Jego wzrok wbity był w Anę, która prawie niewidocznie pokręciła głową, a następnie przemieścił się na Jeremiego, który uśmiechał się jak debil. -Cieszysz się synu, prawda ? - spytał wesoło, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy, jak jego syn musiał powstrzymywać złość, aby nie wywrócić stołu albo kopnąć krzesło. - Miło mi Cię poznać.- Jess odezwała się nieśmiało, próbując...no właśnie, co próbowała zrobić?Przecież nie mogła wmówić komuś, aby patrzył na nią...ładnie.

-Nie mam zamiaru uczestniczyć w tej szopce. - oznajmił blondyn, odwracając się tyłem do rodziny. Jego klatka unosiła się szybko, kiedy brał głębokie wdechy, aby się uspokoić. - Justin ! To dotyczy również ciebie. - krzyczała Ana, kiedy jej syn zmierzał na górę, łamiąc jej serce. Myślała, że będzie się cieszył z decyzji jej i Jeremiego, ale stało się wręcz odwrotnie. W pewnym sensie winiła za to siebie, gdyż powinni powiedzieć mu o tym wcześniej, aby mógł przyzwyczaić się do dodatkowej osoby w rodzinie. Justin, wchodząc do swojego pokoju, zupełnie nie wiedział co ma robić i myśleć.Może powinien wrócić? Może powinien zachować się inaczej i... po prostu, zamknął oczy nie mogąc się uspokoić. Co się do cholery działo, pytał się w myślach. Zaczął bardzo głęboko oddychać, opierając się o ścianę. Jessica miała łzy w oczach, nie wiedząc co ma robić. Jej ręce zaczęły się niebezpiecznie telepać, a przed oczami miała ciemne mroczki. Boże, właśnie rozwalam czyjąś rodzinę, mówiła bezgłośnie. W jej głowie trwała wojna. Wojna z samą sobą... -Spokojnie, kochanie. -Jeremy podszedł do kruchej istotki, która od dziś była jego córką i objął ją ramieniem. - Przejdzie mu. Musi to wszystko przetrawić. - M-może powinnam z nim porozmawiać ? - lekko zająkała się ze zdenerwowania. To co zaproponowała byłoby pomocne zarówno dla niej jak i niego. Szczera rozmowa pokazałaby, czy nienawidząc się nawzajem mogliby żyć razem na co dzień, schodząc sobie z drogi. Jej uczucia były kompletnie sprzeczne. Wcale nie nawiedziła go. Uważała, że może być naprawdę miłym chłopakiem, ale bolało ją to, że nie może powiedzieć o niej tego samego.22:39
Blondyn, nie mógł dłużej powstrzymywać tego co czuje.
22:40
Używając całej swojej siły, jednym zamachnięciem ręki zrzucił wszystko, co znajdowało się na biurku; książki, długopisy, ramka ze zdjęciem Sel i suchy kwiatek, którym nie chciało mu się opiekować. Wszystko, z hukiem upadło na podłogę, ale ten upadek nie zabrał uczuć, które w sobie tłumił. Ana wpadła do jego sypialni jak burza, mając przerażenie wypisane na twarzy. Otworzyła usta, widząc bałagan jaki stworzył jej syn w zaledwie kilka sekund. - Zwariowałeś? Justin, co w Ciebie wstąpiło? -Zaszlochała, podbiegając do zdenerwowanego chłopaka. - Dlaczego taki jesteś?Dlaczego próbujesz niszczyć wszystko to, co próbuję zbudować? Czemu, do cholerynie możesz być normalnym dzieciakiem, który cieszyłby się z nowego rodzeństwa?Dlaczego?! - Zaczęła płakać, uderzając syna w klatkę piersiową. Niekontrolowała tego... po prostu była zrozpaczona, zawiedziona i smutna. Nie zła.Nie mogła być zła na swojego syna, którego naprawdę kochała. Po prostu, niechciała, żeby po raz kolejny ją zawodził. Nie chciała przez niego płakać. -A zapytałaś mnie o to ? -krzyknął, ignorując uderzenia matki. W jakimś procencie miała podwód do zadania mu bólu i wcale nie chciał się sprzeciwiać. -To miała być niespodzianka dla ciebie. -wyjaśniła, powoli tracąc siły. -Cóż ... Nie udała się. - mruknął, wzruszając ramionami. Ana znieruchomiała, słysząc oschła odpowiedź syna. Nigdy nie pomyślała, że może emanować aż takim chłodem. Justin, nie myślał o tym jak swoimi słowami rani matkę., ale również chciał być szczery. Pomysł na adopcję wydawał mu się największą głupotą, jaką uczynili jego rodzice. Co chcieli tym osiągnąć. Aż tak czuli się samotni, aby przyprowadzić do domu maskotkę z bidula ? - Co Wam w ogóle przyszło do głowy?! - Krzyknął na matkę. - Naprawdę potrzebujesz jakiegoś biednego dzieciaka? Skąd wiesz, kim ona w ogóle jest? Może to złodziejka, albo ktoś gorszy? Pomyślałaś o tym? A pomyślałaś kiedykolwiek o mnie? - O Tobie? Oczywiście, Ty zawsze jesteś najważniejszy, Justin. Zawsze. - Warknęła, po czym odwróciła się całkiem beznamiętnie i opuściła pokój chłopaka. Miała dosyć tego, jak traktowana jest przez własnego syna, któremu daje tyle miłości każdego dnia. Nie mogła nawet o tym myśleć... Schodząc po schodach, kobieta zauważyła, że Jessica zmierza w jej stronę. Było jej przykro, ponieważ widziała w oczach dziewczyny łzy...była okropnie smutna. - Jess? Nie przejmuj się nim, skarbie. On jużtaki jest, ale przejdzie mu. - Tak, wiem. - Przez twarz dziewczyny przemknąłwymuszony uśmiech. - Tak trochę rozwalam mu rodzinę, więc ma prawo być zły.Powinnam go przeprosić i porozmawiać z nim, skoro to przeze mnie wyrządziła sięta awantura. - Nie musisz, naprawdę nie musisz. - Ana próbowałaodpędzić od dziewczyny ten pomysł. Wiedziała, że Justin może powiedziećjej coś przykrego i po prostu, skrzywdzić ją swoimi słowami. Jednak Jess poprzystanęła na swoim. Wspięła się po ostatnich czterech schodkach i stanęła naprzeciwko pokoju chłopaka, który był otwarty. Jego właściciel siedział na łóżku, opierając ręce na kolanach, a jego twarz schowana była w dłoniach, kiedy mruczał coś pod nosem i z niedowierzaniem kręcił głową. Choć część odwagi, opuściła ją zdając sobie sprawę, że myliła się co do jego osobowości, nie zamierzała teraz odpuścićPodeszła bliżej, ale potknęła się lekko, nie zauważając długopisu o tymsamym odcieniu co ciemna wykładzina. Wydała z siebie cichy pisk i mocno złapaładrzwi, ochraniając się tym samym przed upadkiem. -Czego ?! - warknął Justin, nie zamierzając nawet na nią spojrzeć. Jess wzdrygnęła się lekko na dźwięk jego głosu, a ciarki przeszły jej po plecach. - Przy..przyszłam po prostu Cię przeprosić. - Wyszeptała, czując się okropnie. Nie wiedziała co zrobić ze swoimi rękoma, więc schowała je za swoje plecy. -Co zrobić ?! - odpowiedział, śmiejąc się. Jego palący wzrok został odsłonięty, a Jess poczuła sie jeszcze bardziej niezręcznie. - Nie ośmieszaj się, dobrze ? - Przepraszam, że pojawiam się w Twojej rodzinie znikąd. - Powiedziała, ignorując jego szyderczy ton, jakim ją obdarował. - Ale może, moglibyśmy się dogadać. Nie chcę żebyśmy się kłócili, nie chcę niczego psuć. -Już to zrobiłaś. - uciął krótko. Położył się na plecach, a zza szafki wyjął mała gumową piłkę. Odbijanie jej od sufitu było dla niego lepszym zajęciem niż słuchanie tego co ma do powiedzenia dziewczyna. - Mógłbyś chociaż postawić się na moim miejscu?! - Podniosła lekko głos, próbując wszystko wyprostować. - Wiesz co znaczyła dla mnie adopcja? To była moja jedyna szansa na lepsze życie... proszę zrozum mnie. -To życie mogło ci zaoferować wiele innych rodzin. - powiedział beztrosko. -Ale jak zwykle wszyscy wybierają Bieberów, a wiesz dlaczego ? - popatrzył na zestresowaną dziewczynę, która pokiwała lekko głową, co uznał za znak do kontynuowania. -Bo mój ojciec jest pieprzonym prawnikiem i zarabia w miesiąc tyle, aby przez 3 miesiące wykarmić takie miejsca, w których mieszkałaś. - Jeżeli moja obecność jest tak krzywdząca dla Ciebie, to mogę pójść i powiedzieć, że chcę wrócić...tam. - Podrapała się nerwowo po czole.- To co chcesz zrobić bardziej skrzywdziłoby moich rodziców -stwierdził.-Ale możemy sie dogadać. -dodał po chwili namysłu. - Serio? Byłoby dobrze, gdybyśmy się dogadali.- Mruknęła z lekką nadzieją w głosie. - Nie wymagam nawet, żebyś mnie lubił. Po prostu, przestań być powodem łez tej wspaniałej kobiety, która ku Twojemu szczęściu Cię urodziła. -Och, nie rozczulaj się tak. -odpowiedział nieco rozbawiony. -Cóż ... Dwie proste zasady- w domu schodzisz mi z drogi, a w szkole udajesz, że mnie nie znasz, albo po prostu sie nie odzywasz, kiedy jestem w towarzystwie mojej dziewczyny i przyjaciół. - Stoi, nie zależy mi na tym. - Przytaknęła, uśmiechając się nieco. Była zadowolona, że chłopak chociaż spróbuje współpracować. - Może powinieneś zejść i uspokoić Twoją mamę? Naprawdę Cie kocha. -Muszę ochłonąć. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich, zanim powiem coś czego mógłbym żałować. -w głębi duszy miał nadzieje, ze jego sugestywny ton, sprawi, ze ta małolata da mu w końcu spokój. Bynajmniej dziś.


You are my poison, Justin.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz