Justin naprawdę nie trawił nowej twarzy w ich paczce. Nie mógł znieść myśli, że ten był w stanie położyć swoje brudne łapska na Jessice. Dlatego, gdy ujrzał Jaka idącego z na przeciwka, przełknął głośno ślinę i zacisnął pięści.
- Co Ty tutaj do cholery robisz? - Bieber warknął, nie chcąc widzieć Jaka w pobliżu jego magazynu. Stary budynek był mroczną częścią jego życia i nie mógł pozwolić, by jakiś dzieciak zepsuł wszystko na co zapracował; licząc w tym zaufanie Jessici do jego osoby. Gdyby nie chudy chłystek, on nie byłby wkurwiony, a Jess nie zanosiłaby się płaczem. Sam nie rozumiał dlaczego nie pozwala siostrze spotykać się z chłopakowi. Nie trawił myśli, że ktoś inny mógłby pojawić się przy jej boku, niż on. Rozumiał, że to zbyt samolubne, ale inaczej nie potrafił. Czuł pociąg do własnej siostry i z każdym dniem dokuczał mu coraz bardziej, kierując go do piekła, choć i tak wiedział, że tam trafi. Uczynił zbyt wiele zła, by dany mu był wieczny spokój. Na twarzy Jake'a pojawił się kpiący uśmieszek, a Justin wyrzucił papierosa. Przeczuwał, że ta rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych.
-Zluzuj poślady, stary. - Jake zaśmiał się stając odrobinkę dalej Biebera, który dopiero teraz zauważył samochód Jack'a schowany nieco za drzewem. Blondyn zauważając gest Justina, włożył ręce do kieszeni spodni tak, aby wystawały z nich tylko kciuki, i wyprostował się. - To Jack poprosił mnie, abym tu z nim przyjechał. To zezłościło młodego Biebera jeszcze bardziej. Teraz nie wściekał się tylko na 18-latka, ale i Jack'a , który go tutaj zaprosił.
-Po jakiego chuja ? - spytał ostro. -Powiedział tylko, że musi nad czymś pomyśleć, a Ty będziesz mu potrzebny. - wyjaśnił szczerze Jake, a Justin zwrócił honor Jack'owi, bo chociaż w tej sytuacji zachował dyskrecję. Kto wie, co zrobiłby Jake, gdyby dowiedział się, że Jack planuje kolejny napad. -Spoko. - przytaknął Justin, odpychając się od blaszanej ściany, o którą opierał się, paląc papierosa. Odwrócił się plecami do Jake'a i powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Ociężale podniósł rękę z drogim zegarkiem i spojrzał na godzinę. 12.35. Uciekł ze szkoły tylko po to, by spotkać głupiego kuzyna Gilinsky'iego, a za dwie godziny będzie musiał powrócić tam, by odebrać Jessicę. Kiedy plany powrotu tworzyły się w jego głowie i ustalały swoją sekwencję, Bieber przypomniał sobie o wczoraj. Zatrzymał się nagle, zupełnie nie przewidując, że jego ciało samo zareaguje w ten sposób.
-Wiesz co ... - zaczął brunet zupełnie spokojnie, zerkając na Jake'a zza ramienia.
- Chyba o czymś zapomniałem. Justin nigdy nie stawiał tak potężnych kroków, ciągnąc w stronę zdezorientowanego chłopaka, który nawet nie zdążyłby uciec przed ciosem Justina. To uderzenie oddawało całą złość i frustrację, jaką czuł do osiemnastolatka i musiał przyznać, że nawet mu ulżyło, a Jessica miała racje. Zabiłby go, gdyby zrobił jakikolwiek kolejny ruch ku jej kruchej osóbce, a następnie uciął ręce oraz przyrodzenie i oddał zwierzętom w zoo na obiad. Czerwona ciecz, budująca swoją własną drogę z prawej dziurki to brody, pojawiła się na twarzy Jake'a. Chłopak osłabł po tak mocnym uderzeniu i ledwie trzymał się na nogach, próbując zatamować krwotok.
-Należało Ci się, szczeniaku. I wcale to nie było za nic. -wysyczał Justin.
-Ty jesteś pojebany !! - krzyczał oburzony Jake. Teraz naprawdę zaczął się bać Biebera, bo on nie cofnie się przed niczym.
-Stul pysk. - w niezbyt przyjemny sposób, uciszył go brunet, który nie chciał, aby Jack dowiedział się o całym zajściu. - Jeszcze raz twoje brudne łapska dotknął Jessici to nie będzie tak przyjemnie, jak dziś. - ostrzegł. - Na twoim miejscu zastanowiłbym się nad powrotem do tej zasranej dziury, z której przyjechałeś. -
Jack'owi bardziej zależy na mnie niż na tobie ! - bronił się. Justin uśmiechnął się ironicznie.
-Żebyś nie zdziwił się młody, zadrwił, przybliżając się do niego. Jake utrzymywał twardy wyraz twarzy, chociaż pod tą maską, malował się strach. - A teraz spierdalaj stąd. Na pożegnanie Bieber „delikatnie" podciął młodzieńcowi nogi, który sekundę później leżał na ziemi. Justin czasami w ogóle nie mógł pojąć ani zrozumieć swoich działań, ale wiedział, że zaczyna czuć jakieś chore gówno do Jessici. Owszem, był zakochany w Gomez i myślał, że to właśnie była miłość, lecz teraz? Kiedy jedyne o czym potrafił myśleć to jego siostra? Nie był pewien swoich uczuć, nie był pewien nawet, co oznaczały. Za wszelką cenę chciał chronić siostrę i to nie w sposób, w jaki brat powinien chronić rodzeństwo. Był gotów na wszystko. I dzięki temu, zaczął pojmować, że miłość to nie tylko czułe słówka i pocałunki, lecz także opieka. Co działo się z młodym Bieberem? Sam pogubił się w oczach swojej siostry, jakiś błędach i marzeniach o wielkich napadach. Był popieprzony, lecz tylko ten sposób życia sprawiał, że blondyn czuł się żywy. Nie chciał dłużej rozmyślać nad swoim życiem, dlatego zostawił Jake'a na brudnej kostce brukowej i powędrował do magazynu, dla pewności zakluczając za sobą drzwi. Jack nadal pozostawał w pozycji stojącej, czyli takiej w jakiej zostawił go Justin przed wyjściem, ale teraz na laptopie na przeciw niego widniała strona sklepu jubilerskiego. Młody Bieber podszedł do przyjaciela, zatrzymując się obok niego, a wzrok kierując na świecący ekran.
CZYTASZ
You are my poison, Justin.
FanfictionOn ma kochającą rodzinę/Ona wychowuje się w domu dziecka On jest zakochany bez wzajemności/Ona nie wie co to miłość On nie chce ukazywać swoich emocji/Ona jest uczuciowa On jest rozrywkowy/Ona jest cicha On jest przerażający/Ona jest przyjacielska O...