ROZDZIAŁ 4

168 11 0
                                    

Tej nocy Jess nie mogła spokojnie poddać się odprężającej czynności, jaką jest sen. Przewracała się z boku na bok i wpatrywała w ledwie widoczne ściany w panującym pokoju mroku. Kompletnie nie wiedziała, czym było to spowodowane. Za każdym razem tłumaczyła się nową sytuacją i domem, w którym będzie teraz mieszkać, a tak naprawdę myślała o Justinie. Aż tak bardzo przejmowała się zdaniem blondyna na jej temat? Owszem, nie tak wyobrażała sobie ich pierwsze spotkanie, czy rozmowę, jednak aby zobaczyć jego piękne czekoladowe oczy, błyszczące ze złości, było warto. Nigdy nie widziała osoby, która posiadałaby podobne.
Było w nich coś nieoczekiwanego, łagodnego i namiętnego. Z pewnością nie opisałaby ich w stu słowach.
Ana, przy spotkaniach, wspominała tylko, że jest bardzo podobny do Jeremy'iego i posiada dobre serce. Nie wątpiła w to, ale bardzo chciałaby kiedyś je ujrzeć. Wiedziała jednak, że Justin jej nienawidzi i prawdopodobnie powinna sobie dać spokój z nim oraz jego oczyma.
W końcu nastał ranek, a przez okno na wschodniej ścianie pokoju wpadały ciepłe promienie słońca, otulające jej śliczną twarz. Uśmiechnęła się na to miłe powitanie i powolnie otworzyła powieki. Miała przeczucie, że to będzie to dobry dzień.
Odrzuciła na bok kołdrę i wstała z łóżka. Jej stopy łaskotał kremowy dywan z dłuższym włosiem. Odgarniając przyklejone do twarzy włosy, powędrowała do łazienki, aby się odświeżyć i przygotować do pierwszego dnia szkoły. Bała się tam iść, ponieważ wiedziała, że nie będzie z nią jej przyjaciółki i, że będzie całkiem sama. Wzdychając lekko, pomalowała rzęsy tuszem, a na twarz naniosła odrobinę pudru. Uśmiechając się delikatnie do lustra, opuściła łazienkę.

-Dzień dobry ! - Jess przywitała się wesoło, opuszczając plecak na podłogę i wchodząc do kuchni. Ana, stojąca przy elektrycznej kuchence indukcyjnej, uśmiechnęła się do niej ciepło, a Jeremy odłożył na bok dzisiejszą gazetę, z której wyłapywał najnowsze nowinki ze świata; szczególnie prawniczego.

-Witaj, kochanie. - Odpowiedział jej Jeremy, również się uśmiechając. -Zapraszamy do stołu. -dłonią wskazał na wolne miejsce.

Jess nieśmiało pokiwała głową, ale wygodnie usadowiła się na ciemnym krześle, wykonanym z drewna. Dla dziewczyny ta sytuacja nadal była nowa i minie kilka dni zanim dotrze do niej, że w końcu ma rodzinę. Rodzinę, do której każdego dnia coraz bardziej się przywiązuje.

-Głodna ? -Zapytała Ana, kładąc rękę na ramieniu Jess. Dziewczyna uniosła głowę, by spojrzeć na swoją matkę. Jej twarz była pozbawiona dziś makijażu, ale równie piękna, jak i z nim.

-Jak wilk. -Przyznała Jess, a chwilę potem Ana postawiła przed nią talerz pełen pyszności. Brzuch Jessici kolejny raz wydał dźwięk na widok pysznej jajecznicy z borowikami.

Ana uśmiechnęła się z zadowoleniem, widząc jak oczy dziewczyny rozszerzają się, a następnie bierze duży kęs świeżego chleba i odrobinę smażonego jajka. Kobieta pocałowała ją w głowę i usiadła na miejscu obok swego męża.

Jessica jęknęła z uznaniem, wkładając kolejną porcję do ust. Już wiedziała, co Jeremy miał na myśli, mówiąc, że u nich jedzenie jest o wiele lepsze. Jednak dla Jessici to „wiele lepsze" nie do końca je opisywało. Ono było niebiańskie !

-Justin już wyszedł ? - zapytała, zwalniając jedzenie. Dziewczyna nieco się zmartwiła. Bez niego nie trafiłaby nawet do szkoły.

-Nie, skarbie. -dopowiedziała z uśmiechem Ana, a Jess odetchnęła z ulgą.

-On po prostu nie je śniadań. -wytłumaczył Jeremy, popijając świeżo parzoną kawę.

- Wiele razy powtarzałam mu, że to najważniejszy posiłek, ale on nie słucha. - Mruknęła Ana, próbując się uśmiechać.

-On nigdy nie słucha.- Warknął Jeremy.

- Jest już dorosły. - Wyszeptała Jess.- Pewnie nie chce, aby ktoś mówił mu co ma robić. - Wzruszyła ramionami, kontynuując jedzenie, które rozpuszczało jej się w ustach. Małżeństwo odpuściło sobie dalszy komentarz i skupiło się raczej na osobie ich nowej córki, pytając o samopoczucie.




***
Justin obudził się dziś bardziej zmęczony niż przed tym jak położył się spać. Wczorajsze rewelacje zdecydowanie nie podziałały na jego uspokajająco.
Jęcząc z niezadowoleniem w poduszkę, otworzył powieki. Jasne światło dnia uniemożliwiało mi dobre widzenie, jednak postanowił to zignorować, zagłuszając swój mózg tylko o pragnieniu zapalenia skręta.
Powolnie podniósł się z łóżka, siadając na jego skraju. Przetarł twarz dłońmi, próbując odgonić resztki snu, a następnie przeczesał włosy, by powróciły do normalnego stanu, czyli „jak po seksie".
Wzdychając głośno, sięgnął po spodnie i białą koszulkę. Tylko one nadawały się do założenia, ponieważ reszta leżała brudna w koszu, a w bałaganie, który zrobił wczoraj, trudno byłoby cokolwiek znaleźć. Gotowy włożył kluczyki oraz telefon do tylnej kieszeni i zeszedł na dół. Słysząc ckliwą rozmowę pozostałych domowników, wywrócił oczami.

You are my poison, Justin.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz