Uwaga ! Rozdział zawiera sceny erotyczne przeznaczone dla osób pełnoletnich. Czytając robisz to na własną odpowiedzialność. Jeśli nie, możesz spokojnie ominąć notkę.
-Jak się czujesz ? - spytała Jessica, patrząc na chłopaka.
Justin przeniósł wzrok z białej ściany na leżącą obok niego dziewczynę.
-Chujowo. - przyznał, a Jessica nieco się skrzywiła na taki dobór słów.
Dowiedziawszy się prawdy, Justinowi mało ulżyło. Chciał twarzą w twarz pogadać z ojcem, ale na to było już zdecydowanie za późno. W międzyczasie nachodziły go również myśli, że może i Jeremy postąpił dobrze, bo Justin nie zamierzał wracać do domu, w którym się wychował. Choć to wydaje się nieracjonalnym pomysłem z jego strony, ale wiedział, że więcej jego noga tam nie postanie.Miał także w nosie to, jak na jego decyzję zareaguje Ana. Teraz już nie była jego rodziną. Nosił w sobie jednakże nadzieję, że gdy on wyjedzie, Jessica nie zerwie z nim kontaktu, a dołączy do niego.
-Więc może pójdę po jakieś dobre jedzenie z Mc'Donald ? - zerwała się do pozycji siedzącej, uśmiechając szeroko.Dla niej to wszystko również było przytłaczające i nie potrafiła poukładać sobie tego w głowie. Choć bardzo kochała Jeremy'iego nie mogła zrozumieć, jak coś takiego mógł zrobić własnemu dziecku.
-Nie musisz, zaraz będzie obiad. - odparł beznamiętnie, poprawiając się na łóżku, by usiąść wyżej. Po włożonym w tę czynność wysiłku był na równi z siedzącą na piętach Jessi.
-Justin. - brunetka wywróciła oczami. - Staram Ci się pomóc, nam pomóc.
-Doceniam to, ptaszyno. - odpowiedział Justin, wyciągając dłoń, by pogłaskać dziewczynę po zarumienionym policzku. -Twoja obecność tutaj robi naprawdę wiele. - wyznał, a uczucia, które tłumił w sobie, wystrzeliły jak z armaty. Jego serce zaczęło bić mocniej.
- Czuję, że cały czas mnie odpychasz. - Westchnęła lekko, unikając wzroku chłopaka.
- Rozumiem to. Cholera, Justin. Mam wrażenie, że żyjemy w jakimś serialu kryminalnym i wszyscy umrą. Tylko z Tobą czuję się bezpiecznie.
- Nikt więcej nie umrze, Jess! - Przeczesał dłonią nieułożone włosy. - Nikt więcej. Nawet przybity do tego łóżka będę Cię chronił. - Silnymi dłońmi przesunął dziewczynę bliżej siebie. - Jesteś dla mnie ważna. Najważniejsza.
- Przestań. - Prychnęła, opierając głowę na jego ramieniu. - Nie faworyzuj mnie. Masz przyjaciół, o których musisz się troszczyć. Nikt nie jest gorszy, nikt nie jest warty większej uwagi. Nie ja.
- Mam wrażenie, że moje uczucia do Ciebie to coś więcej, Jess. - Westchnął, pogrążony w głębi odcieniu oczu dziewczyny. - Mam wrażenie, że bez Ciebie nie miałbym siły walczyć.
- To takie popieprzone, wiesz? - Zaśmiała się bez kszty humoru w głosie.
- Jesteśmy zagubieni, nie możemy znaleźć drogi powrotnej do domu. Ani Ty, ani ja nie mamy rodziny. Czy to nie ironiczne, że zostaliśmy na siebie skazani?
- Lubię taki rodzaj ironii. - Justin uśmiechnął się lekko, kochając każdy moment spędzony z Jessicą. - Powinniśmy razem stąd uciec, znaleźć moją mamę. - Musnął ustami zaczerwieniony policzek Jess. - Powinniśmy zacząć żyć.
- Z czego? Nie mamy pracy, pieniędzy. Nic. - Mruknęła mając nadzieję, że jej ukochany pogłębi pocałunek. Chciała być całowana przez niego cały czas. Tęskniła za jego pełnymi, stworzonymi dla niej ustami chłopaka.
CZYTASZ
You are my poison, Justin.
FanfictionOn ma kochającą rodzinę/Ona wychowuje się w domu dziecka On jest zakochany bez wzajemności/Ona nie wie co to miłość On nie chce ukazywać swoich emocji/Ona jest uczuciowa On jest rozrywkowy/Ona jest cicha On jest przerażający/Ona jest przyjacielska O...