Rozdział 12

111 9 4
                                    

-O której wrócicie, Justin ?
Jessica słysząc głos Any, ostatni raz wygładziła rękoma swoją bordową, rozkloszowaną sukienkę z białym kołmierzykiem, pociągnęła lekko błyszczykiem po ustach i zasznurowała trampki. Wybranie odpowiedniego stroju na imprezę zajęło dziewczynie bardzo dużo czasu. Przyczyną tego było to, że nigdy nie była na domówce i niesamowicie się stresowała.
Poza tym czuła się dobrze dzięki wczorajszej pomocy Justina i tego, że bliźniacy opatrzyli Nash'a. Okazało się, że rana nie była groźna, więc obyło się bez wizyty w szpitalu z czego również cieszyła się Jess. Gdyby nie pomoc Justina prawdopodobnie zemdałaby i narobiła mu większego stracha.
Justin odpowiedział matce tylko krótkim „Nie wiem", nie odrywając wzroku od ekranu telefonu. Z uśmiechem na ustach wpatrywał się w zdjęcie Seleny, które przed chwilą mu wysłała. Gomez ubrana była w krótką, czarną sukienkę, a jej brązowe włosy opadały kaskadami na jej chude ramiona.
-Tylko opiekuj się Jess, Justin.
Tym razem chłopak podniósł głowę, napotykając zatroskany wzrok matki. Tak samo jak ona nie chciał, aby Jess szła razem z nim. W ostatniej chwili zdał sobie sprawę, że zamiast czekać tu na nią, mógł wyjść, ale teraz było już za późno. Jess schodziła właśnie po schodach z niepewną miną.
-Ślicznie wyglądasz, dziecko. - pochwalila zachwycona Ana, siadając na zagłówku kanapy. Justin dokładnie obejrzał strój siostry i miał ochotę się roześmiać. Od kiedy na imprezę ubiera się w strój zakonnicy ?
-Dziękuję. - powiedziała rumieniąc się.
Justin wstal z kanapy, chowając I Phone'a do kieszeni dżinsowych spodni, do których dobrał zwykły biały T-Shirt.
-Chodźmy. - oznajmił zachrypniętym głosem i ominął matkę, która spodziewała się pocałunku w policzek, którym obdarowywał ją do niedawna. Do tej pory nie potrafiła zrozumieć, co stało się z tamtym Justinem.
-Bawcie się dobrze ! - krzyknęła, uśmiechając się smutno.
Justin tylko przewrócił oczami, chwytając skórzaną kurtkę z wieszaka, po czym wyszedł na zewnątrz. Jess, próbując uratować sytuację, wesoło pożegnała się z matką i wsiadła do samochodu, gdzie czekał Justin z papierosem w ustach.
Szybko wsunęła się na siedzenie i zapięła pasy.
- Musiałaś być tak uparta i iść na tą domówkę? - Po jakimś czasie, poirytowany głos Biebera rozszedł się w aucie.
- Nie do końca widzę w tym problem. - Jessica warknęła, nawet nie próbując brzmieć miło. Justin zaczynał ją denerwować i nie zamierzała tego tolerować, bynajmniej nie dziś, ponieważ zawierzała się dobrze bawić.
- Problem polega na tym, że Ty nie tam pasujesz. - Justin odszczekał, nie myśląc nawet nad swoimi słowami.
- Tak, wiem. - Dziewczyna zaśmiała się bez humoru. - Jakbyś jeszcze nie zauważył, to ja nigdzie nie pasuje. Ani do waszej rodziny, ani do tej szkoły, ani na tą pieprzoną domówkę. - Jej głos nie był taki, jak zawsze. Po delikatności i rutynowej nieśmiałości nie zostało ani śladu. Przez Jess przemawiała osoba pewna siebie, która najwyraźniej miała dosyć rzeczywistości w jakiej się znajdowała.
- Świetnie, że masz tego świadomość. - Blondyn patrzył w dal. Nie miał ochoty ranić jej swoimi słowami, ale...inaczej nie umiał. Ona była inna i naprawdę powinna siedzieć w domu. - I nie klnij, nie wypada Ci.
- Nie jesteś moim ojcem. Nie jesteś nawet moim bratem, więc nie próbuj mówić mi co mam robić. - Z jej oczu można było wyczytać zawiedzenie, smutek i zwykłą złość, która nie pozwalała jej się uspokoić.
- Dopóki jesteś pod moją opieką, będziesz robiła to co mówię. - Fuknął, nawet nie patrząc w stronę Jess. Słowa dziewczyny nawet go nie dotknęły. Dobrze wiedział, że nie są i nigdy nie będą ze sobą spokrewnieni.
- Nie będziesz się mną opiekował, a jeśli masz taką ochotę to zatrzymaj samochód i wyjdę. - Zacisnęła pięści, aby nie zacząć wyrzucać ich w powietrze.
- Po prostu się zamknij. - Juss uniósł głos, powodując, że Jessica podskoczyła. Spojrzała na chłopaka nie wiedząc, czego miała się spodziewać. - Zawiozę Cię na tą imprezę i pójdziemy w dwie różne strony. Jeżeli coś Ci się stanie, nie przychodź do mnie z płaczem.
-Wiedz, że tego nie zrobię - ze złością wyrzuciła dłonie w powietrze, odwracając się w stornę szyby. Cieszyła się, że tylko chwilę jechali w niezręcznej ciszy, gdyż po niespełna pięciu minutach znaleźli się na miejscu.
Justin gwałtownie odpiął pas, mocnym szarpnięciem wyjął kluczyki i z trzaskiem zamknął drzwi swojego wozu. Był zbyt zdenerwowany, by martwić się czy czasem czegoś nie uszkodził.
Mimo hałasu spowodowanego ogromnym wzburzeniem Justina, Jess nie mogła oderwać wzroku od wielkiego domu, który zajmował większą część działki. Z jego wnętrza dochodziła głośna muzyka, a światła paliły się w każdym oknie. Była pod wrażeniem, bo nigdy wcześniej nie miała okazji zobaczyć czegoś takiego.
Dopiero rozmowa dwóch chłopaków sprawiła, że otrząsnęła się. Szybko wysiadła z samochodu i dostrzegała Jai'a, który wesoło gestykulował, opowiadając coś jej bratu, który słuchał przyjaciela z kamienną twarzą i zmarszczonym czołem. Robił tak tylko, gdy był wkurzony, a Jess doskonale zdawała sobie sprawę, że to przez jej decyzję.
-Hejka ! -Jai zobaczył Jess jako pierwszy i podszedł do niej, przytulacjąc po przyjacielsku. - Ładnie wyglądasz. - uśmiechnął się lekko. Justin tylko przewrócił oczami tak, aby nikt tego nie zauważył. Jednak jakaś jego część cieszyła się z ubioru siostry, który może stanowić barierę przed pijanymi i napalonymi chłopcami.
-Możemy już iść ? - sapnął z wyraźnym znudzeniem. Odwrócił się do pary nastolatków z przymrużonymi powiekami.
-Jasne ! - przytaknął Jai i objął Jess ramieniem, przez co poczuła się nieco pewniej.
Już w połowie drogi do villi zdała sobie sprawę, że dziewczyny tutaj wyglądają zupełnie inaczej niż ona w eleganckiej sukience. Wszystkie miały na sobie mocne makijaże, wymyślne fryzury, krótkie topy i spódniczki ledwie sięgające do połowy uda.
- Idziemy po coś do picia? - Brooks zapytał z wielkim uśmiechem na ustach. W jego osobie było coś, co przyciągało i sprawiało, że każdy wokół niego się śmiał.
Może dlatego Nash był w nim zakochany, przez umysł Justina szybko przeleciała taka myśl, lecz błyskawicznie o niej zapomniał, gdy ujrzał, jak Jess nalewa sobie wysokoprocentowego napoju.Westchnął ciężko, po czym zbliżył się do niej.
- Masz się nie upić, matka będzie rozczarowana.
- Myślałam, że już Cię tu nie ma. - Spojrzała na niego niewinnie. - A tu takie rozczarowanie. - Dodała zanurzając usta w gorzkim napoju. Z trudem powstrzymywała się od wyplucia ohydztwa. Musiała grać twardą, aby utrzeć nosa Justinowi.
- Masz okres? Jesteś okropną suką ostaniami dniami. - Nie miał pojęcia, że Jess będzie potrafiła zachowywać się w ten sposób. Nigdy nawet nie była nieuprzejma. Musiał przyznać, że podniecał go sposób, w jaki dziewczyna łamała zasady.
- Nie mam okresu, po prostu Ty jesteś idiotą. - Burknęła i podążyła do Jaia, ktory powitał ją swoim firmowym uśmieszkiem. Juss wiedział, że Brooks nie zamierzał jej skrzywdzić, ale nie podobało mu się to, w jaki sposób chłopak patrzył na jej zgrabne nogi i ładną twarz.
- Brooksy, nie zapominaj o Nashu, masz dbać o to, żeby nie zaliczył zgona. - Juss krzyknął zaraz przed tym, jak zaczął gubić parę z oczu. Następnie podążył już prosto do swojej dziewczyny, z którą mimo wszystko zamierzał spędzić miło czasu.
Jai natomiast zabrał Jessicę do salonu, gdzie siedziała spora grupa pijanych nastolatków. Jedni rozmawiali, inni całowali się, próbując zjeść swoje twarze nawzajem, co naprawdę obrzydziło Jess, ale postanowiła, że to wytrzyma.
-Mmm ... Jai. - za swoimi plecami usłyszała głos kobiety, która próbowała mówić niczym drapieżna kotka. Obrócila się w tym samym czasie co Jai, któremu zrzedła mina.
Jess nie rozumiała o co chodzi, dlatego przyjrzała się kawałkowi czarnej skóry, któreym owinięta była blondynka.
-Co ty tu, do cholery, robisz ? - spytał ostro Brooks, a Jess skrzywiła się na przekleństwo, wychodzące z jego ust. Użyła dziś o wiele gorszego i starała się to jak najszybciej wyrzucić z pamięci. To więcej się nie powtórzy.
-Powinnam spytać o to samo.- uśmiechnęła się blondwłosa, skanując strój Jess. - Nowa dziewczyna ?
Spojrzala pytająco na Jai'a, który zacisnął dłonie w pięści.
-To nie jest zlot zakonnic, kwiatuszku. - zaśmiała się perliście, zwracając na siebie uwagę reszty grupy. Jess poczuła się urażona opinią dziewczyny. Lubiła swoją sukienkę, która wydawała się odpowiednia na każdą okazję ...
-Myślałam, że masz lepszy gust, Brooks. -dodła, posyłając Jess pogardliwe spojrzenie.
- A ja myślałem, że ten ostatni frajer z jakim się pieprzyłaś zrobił to tym razem tak mocno, że nie możesz chodzić. - Jai warknął, przez zaciśnięte niemal zęby. - Nie masz prawa jej obrażać, ponieważ ona w porównaniu do Ciebie nie jest dziwką. - Prychnął, na co obecni w salonie ludzie zaczęli się śmiać pod nosem. - Poza tym myślałem, że shorty i spódniczki powinny być dłuższe niż wargi sromowe, Abigail. - Sapnął wesoło, powodując napływającą salwę śmiechu w pomieszczeniu. Dziewczyna, która pierwsza zaczepiła Jaia, Abigail, była czerwona ze złości. Jessica myślała, że zaraz uderzy, abo ją, albo Brooksa, jednak tak się nie wydarzyło, ponieważ bliźniak zdecydował opuścić salon i udać się do gigantycznej kuchni, w której byli jego znajomi i brat.
Z każdą kolejną chwilą Jess czuła się niekomfortowo mimo obecności Brooks'a.Zgromadzone w domu dziewczyny tylko patrzyły na nią pogardliwym wzrokiem, śmiejąc się z niej, albo przymilały się do chłopaków, którzy mieli je totalnie w nosie, a Justin ... Jak to Justin. Szybko zapomniał o siostrze, popijając drinki z wystrojoną Seleną.
Jess odłożyła na stół czerwony kubek z cieczą, której postanowiła więcej nie wziąć do ust, i odeszła na bok, aby nie przeszkadzać żywo rozmawiającym nastolatkom.
Przeszła przez salon, przepychając się pomiędzy spoconymi ciałami, aż w końcu dotarła do schodów, a następnie przestronnej łazienki.
Dziewczyna przez jakąś chwilę czuła się przytloczona tym miejscem, ludźmi i całą tą sytuacją. Pomyślała jednak, że należy jej się chwila relaksu, aby po prostu zapomnieć. Przemyła dłonie w zimnej wodzie i poprawiła włosy jednym, zwinnym ruchem. Niedługo później była już w towarzystwie nieznajomych osób, wypatrując Jaia. Okazało się, że chłopak zagaduje jakieś dziewczyny, które w sumie nie wyglądały najgorzej. Jess uśmiechnela się lekko i poszła do kuchni, aby napić się czegoś, co pozwoliłoby jej wyluzowac.
-Chyba jesteś za młoda, dzieciaku. - Jess gwałtownie odwróciła się w bok i ujrzała Selenę opartą o blat. Jej krwisto czerwona szminka, którą miała napoczątku, teraz nieco przybladła, znajdując się na papierowym kubku i ustach Justina. -Poza tym, braciszek chyba Ci zabronił. - dodała, śmiejąc się.
-Justina tutaj nie ma. - odpowiedziała cicho, spuszczając wzrok. Poczuła się nieco niepewnie przez postawę i ton głosu panny Gomez. Tym bardziej nie spodziewała się jej słow. Uważała Selenę za koleżankę. Przecież ostatnio była taka miła ...
Jess stwierdziła, że to może przez wypitą przez brunetkę naprzeciwko ilość alkoholu, ale wtedy powiedziała coś, co sprawiło, że jej serce zabolało, a sama pobladła:
- Pożałujesz, że tutaj przyszłaś. - Te słowa wycielały z ust Seleny niczym jad. Jej wzrok był pełny nienawiści, przez co Jessica skulila się w sobie. O co chodziło ciemnowłosej?
- Ale..ale..sama mnie zapraszalas. - Siostra Justina przypomniała cichutko, patrząc na swoje buty.
- Do zobaczenia. - Gomez zachichotala złowieszczo, pachajac niewinnie na tymczasowe pożegnanie.
Po wyjściu Seleny Jess wypuściła ze świstem powietrze z płuc. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak długo je wstrzymywała, a wszystko przez „zajebistość", którą emanowała Gomez w każdym ruchu, a która przytłaczała Jessicę.
Przez kilka następnych minut dziewczyna analizowała każde zdanie z odbytej rozmowy z brunetką i co najgorsze zrozumiała, że całe to zaproszenie było podstępem skrupulatnie zaplanowanym przez dziewczynę jej brata. Rozumiała, dlaczego dziewczyny patrzą na nią, jak na kosmitkę, zrozumiała, dlaczego używają dziwnych epitetów na jej temat, zrozumiała, dlaczego ludzie tutaj śmiej się, kiedy przechodzi obok nich. Wszystko po to by ją skompromitować.
Jesscia poczuła się okropnie oszukana i miała ochotę płakać. Wyrzuty sumienia nawiedziły ją równie szybko w momencie, gdy obserwowała, jak Justin, trzymając Selenę za rękę, próbuje znaleźć dla nich pokój. On ją kochał, a ona ... Ona była taka fałszywa. Wiedział o tym ?
Brunetka przesadnie analizowała sytuację, ale naprawdę nie chciała, aby Justin cierpiał. Był jej bratem i zmieniał się ... Dla niej.
Kąciki oczu nieco zapiękły dziewczynę, ale robiła wszystko, aby teraz się nie popłakać. Nie ważne, jak bardzo poczuła się okropnie. Wiedziała, że już więcej tu się nie pojawi i lepiej będzie, gdy znajdzie sobie innych przyjaciół. Takich jak Taylor.
Kiedy tylko sylwetka Justina zniknęła za ścianą, Jess z bolącym sercem wrzuciła czerwony kubek do zlewu i ruszyła w stronę wyjścia. Nie było to łatwym zadaniem. Drogę tarasowali pijani nastolatkowie, którzy ani myśleli by się przesunąć, a odór zmieszanego potu i alkoholu był okropny. Sprawił, że Jess zakręciło się w głowie rówież z powodu mocnych emocji.
-Jak, kurwa, chodzisz, zakonnico ?! - struchlała na donośny krzyk wysokiej, rudej dziewczyny. Jess niechcąco dotknęła jej ramienia swoim łokciem, ponieważ inna podstawiła jej stopę. Dziękowała Bogu, że utrzymała równowagę i nie zaliczyła bolesnego i poniżającego upadku na podłogę.
-Bardzo przepraszam. - broniła się roztrzęsionym głosem. Rudowłosa patrzyła na nią z bojową postawą. Podbródek uniosła w górę i naprężyła się, niczym struna. -To było niechcący.
- Zejdź mi z oczu, zanim zrobię się naprawdę niemiła! - ,,Ofiara'' zagrzmiała swoim wysokim głosem, po czym popchnęła Jessicę prosto na ścianę. Odgłos bólu wydostał się z jej ust, lecz natychmiast postanowiła to zignorować i uciec jak najdalej od wściekłej dziewczyny. Ponownie przepychając się przez zatłoczoną kuchnię i salon, przewróciła się niemalże trzy razy. Musiała znaleźć Jaia, aby jak najszybciej wydostać się z tego piekła. Ostatnim razem widziała go w ogrodzie, więc postanowiła tam podążyć. Miejsce, w którym znajdowała się po jakimś czasie wyglądało jak pokaźnych rozmiarów park z pięknymi drzewami oraz krzewami, które nocą wyglądały zjawiskowo. Jess próbowała odnaleźć wzrokiem ławkę, na której mógłby siedzieć Brooks. Po jakimś czasie zauważyła jedynie Nasha, który zasłaniał swoją sylwetką inną osobę. Byli w dość dziwnej pozycji, Jessica mogła rzec, że była ona wręcz seksualna. I co bardziej dziwiło dziewczynę to fakt, że osoba, na której Grier siedział okrakiem, nie była dziewczyną...
Mimo wszystko, Jessica podchodziła coraz bliżej. Była trochę zdesperowana, wiec nie myślała nawet, że przeszkadzanie parze w takim momencie jest nietaktowne.
- Och, tak...mmm Nash. - W powietrzu rozchodził się stłumiony, męski głos...a raczej jęk, którego Jess nie mogła rozpoznać, mimo że wydawał jej się bardzo znajomy.
-O mój Boże, Jai !
Jess zamrugała powiekami, aby uzyskać dobrą ostrość i ponowie spojrzała na dwójkę osób na kanapie. Wciągnęła mocno powietrze, gdy zobaczyła, jak ręka jednego z nich jest w spodniach drugiego i powtarza ten sam ruch. Niewinność dziewczyny sprawiła, że jej podświadomość próbowała jeszcze jakoś logicznie wytłumaczyć zaistniałą sytuację. Może Nashowi wpadło coś do jeansów? Może zrobił sobie krzywdę rozporkiem, a Brooks probował mu pomóc?
- Docho...dochodzę Brooksy..- Sapanie wydostawało się z ust niebieskookiego. Jego palce byly wplątane w kosmyki włosów Jaia. Dziewczyna domyślała się, że obaj byli cali rozpaleni na twarzach i nie tylko... Nie wiedziała, jak się zachować. Cała sytuacja ją przytłoczyła, a pierwszym co przyszło jej do glowy bylo poczekanie na ławce za pokaźnym drzewem, aż chłopcy skończą swoje zabawy... Nie mogla uwierzyć, że zarówno Nash, jak i Jai są gejami i najprawdopodobniej mieli właśnie stosunek.
Jeszcze jednen donośny i przeciągły jęk rozbił się w przestrzeni, zanim Nash odetchnął głęboko i wtulił twarz w szyję Jai'a. Klatki piersiowe obojgu unosiły się chaotycznie. Nash wypuścił z dłoni kosmyki włosów Brooks'a i zjechał nią na jego plecy, po czym dołożył jeszcze jedną i ciasno oplótł jego talię. Bliźniak uśmiechnął się szeroko widząc nad sobą chłopca, któremu dogodził swoimi sprawnymi dłońmi. Głośny oddech Griera był dla niego najbardziej seksowną rzeczą na świecie. W tamtym momencie nie liczyło się nic innego, oprócz zadowolonych min i spełnionych wzroków, którymi się obdarowywali.
- Odwdzięczę się później, obiecuję. - Zapewnił, już kompletnie ubrany chłopak. Przeczesał dłońmi swoje dosyć długie włosy, aby nie wyglądały zbyt dziko. Po kilku sekundach oboje byli na tyle ogarnięci, aby powrócić na imprezę. Jessica poczekała, aż znikną w zasięgu jej wzroku i sama wstała, wychodząc ze swojej kryjówki.
Dopiero teraz zauważyla, że zrobiło się nieco zimniej, o czym zapewniła ją gęsia skórka, pojawiająca się na rękach i nogach. Była zła na siebie, że zapomniała swojego szarego sweterka, co oznaczało tylko jedno- musiała wrócić po niego do domu, gdzie a
w najlepsze trwała szalona impreza.
Niepewnie ruszyła w stronę budynku, psychycznie przygotowując się na wyśmianie jej osoby. Choć schowana za drzewem, w cieniu, które rzucało, nie czuła smutku i tęsknoty za Taylor. Osoby tutaj nie były takie, jakich się spodziewała i nie chciała się już z nikim zaprzyjaźniać. Sytuacja z Seleną otworzyła jej oczy i nie chciała popełniać kolejnego takiego błędu. Miała tylko nadzieję, że Justin nie będzie cierpiał przez swoją naiwność, a ona nie miała zamiaru opowiedzieć mu o zdzirowatej Gomez. Nie chciała, by dowiedział się o tym z jej ust. Prawdopodobnie znienawidziłby ją jeszcze bardziej, a tego chciała uniknąć, bo naprawdę jej na nim zależało.
Z każdym następnym korkiem, coraz głościej słyszała piosenkę Adama Lamberta „Ghost town", do której bawili się chyba wszyscy zgromadzeni. „Lepiej dla mnie" - pomyślała zupełnie zmęczona kpiącymi spojrzeniami i docinkami.
Kiedy weszła na drewniany taras, były tam tylko dwie dziewczyny skryte w kącie i plotkujące z drinkami w dłoniach, które nawet nie zauważyły Jess.
Jedyne co dalej pamiętała to nagła utrata równowagi i pełno wody, która wypełniała jej uszy i usta oraz usiłowanie złapania oddechu.
-LUDZIE ! POMOCY ! - krzyczała z determinacją jedna z dziewczyn, która odrazu podbiegła do basenu, kiedy Jess walczyła o to, by wypłynąć na powierzchnię, co było trudne, bo nie umiała pływać. Woda nie pozwalała jej otworzyć oczu, aby zrozumieć sytuację i zobaczyć, co się w zasadzie stało. Była pod taflą wody w basenie, nie mogąc, a wręcz nie mając siły ruszać kończynami, aby wypłynąć na powierzchnię. Ciecz zawładnęła jej organizmem, dusząc go. Po chwili, która dla ledwo przytomnej Jess trwała naprawdę długo, poczuła silne ramiona owijające się wokół jej talii. Szarpnęły ją do góry, niczym szmacianą lalę, aby następnie położyć jej ciało na suchym podłożu, niedaleko wodnego zbiornika.
- Kurwa, ona traci przytomność - Brooks krzyknął, wymuszając na dziewczynie zwrócenie wody, którą połknęła. - Jess, słyszysz mnie? Halo! - W tym momencie zaczęła się krztusić, przez mocne naciski Jaia na jej klatkę piersiową. Przez jej usta wypłynęły jeszcze ostatnie krople wody, zanim otworzyła oczy i zamrugała chaotycznie.
- Co z nią? - Do uszu Jessici dobiegały pytania ciekawskich dziewczyn, kierowane do chłopaka, który ją ratował.
- Umm...ja...chyba, chyba żyję. - Jessica wycharczała, czując drapanie w gardle.
- Jess! Nic Ci nie jest? O Boże, prawie dostałem zawału. - Jai wysapał, ogarniając włosy z rozpalonej ze strachu twarzy dziewczyny. - Kto to zrobił?! Kto Cię wepchnął?
- Nie mam pojęcia, ja...ja nie wiem...- Jess rozejrzała się po ludziach, którzy bardzo się jej przyglądali.
- To Abigail. - Ktoś z tłumu rzucił na cały głos, pewnym siebie tonem.
- Przekomiczne! Powinniście być mi wdzięczni za takie show! Genialnie wpadałaś do wpdy, kochanie. - Abby fuknęła śmiejąc się podle. - Jak taka foka, albo inna śwonia morska - Z tymi słowy, Selena oraz jej orszak zaczął się śmiać, wturując Abigail, która upokorzyła Jessicę. Justin stał obok swojej dziewczyny lekko poruszony, tym co miało miejsce. Martwił się o swoją siostrę, której usta lekko wykrzywiły się, a oczy zaszkliły. Jess dotknęła bezduszność tych osób więc bez zastanowienia wstała i pobiegła w stronę podjazdu, gdzie zaparkowane były wszystkie auta. Przez całą drogę ignorowała pieczenie przełyku przez wyplutą wcześniej wodę i chęć popłakania się. Jednak najbardziej zabolała ją obojętność Justina, który stał, oglądając okropną szopkę, którą urządziła Abigail. Nie próbował nawet jej ratować, czym przejął się tylko Jai - chłopak, który jest gejem i który zapropownował, że ją tutaj zabierze. Teraz wiedziała, że popełniła największy bląd.
Jej oczy zaszły mgłą i piekły, kiedy próbowała powstrzymywać płacz, biegnąc, choć nie słyszała już donośnych śmiechów. W tamtym momencie nienawidziła każdej osoby na świecie, chciała zniknąć. Wiedziała, że odkąd znalazła się w domu Bieberów, wszystko zaczęło ją przytłaczać. Nie pasowała do środowiska, w jakim się obracali, nie umiała być taka jak ich syn - duszą towarzystwa, beztroską i uśmiechniętą. Sytuacją z nad basenu bardzo ją zmęczyła, przez co nie była w stanie dalej iść. Usiadła przy jednym ze sportowych samochodów, w dalszej części parkingu. Jess byla już blisko drogi wylotowej, do miasta. Opadła bezradnie na szorstkie podłoże, zaczynając płakać jeszcze bardziej, nie mając kontroli nad swoimi emocjami.
- Jessica! - Dziewczyna usłyszała dobrze znany głos, którego mimo wszystko nie chciała słyszeć. Justin był ostatnią osobą, której spodziewała się w tej sytuacji, po tym jak zignorował jej upokorzenie. Była nim zawiedziona, a jedocześnie cieszyła się na myśl o tym, że do niej zmierzał.
- Gdzie jesteś?! - Jess pozostawała cicho ponieważ głuchy płacz zduszał w niej słowa. Może wcale nie chciała się odzywać? - Matko, Jess, wstawaj... - Ujrzała nad sobą twarz Justina, która nie wyrażała zbyt wielu emocji. - Nie powinnaś sama wybiegać za ogrodzenie, tu jest niebezpiecznie. Co Ty sobie myślałaś?! Matka by mnie zabiła..
- Zamknij się. - Warknęła dusząc się łzami, które spływały jej do ust. Justin prawdopodobnie nie zwrócił uwagi na to, jak bardzo Jessica była rozdrażniona i zrozpaczona.
-Wstawaj, do cholery ! Muszę odwieźć Cię do domu. - zdenerwowany mocno uścisną jej rękę. Jess nie była wstanie go powstrzymać, dlatego wstała, nie robiąc problemów.
-Nigdzie z Tobą nie idę. - oznajmiła twardo, a każda kolejna łza spadała na jej sukienkę, mocząc ją. -Jesteś taki sam, jak oni wszyscy ! Obchodzi Cię tylko czubek własnego nosa, a innych masz za nic ! - krzyczała, chcąc wyrzucić z siebie wszystko, co leżało jej na sercu.
Justin poczuł ukłucie w klatce piersiowej, słysząc słowa Jessici, które naprawdę wziął do siebie. Zdał sobie sprawę, że to właśnie przez niego jest teraz w takim stanie, dlatego puścił jej chudą rękę. Jego oczy rozszerzyły się równie bardzo, jak jej, kiedy ujrzał siniaki,które zrobił poprzez zbyt silny uścisk.
-Jessi, ja ... - głos utknął mu w gardle. Pierwszy raz od bardzo dawna poczuł się źle, kiedy Jessica popatrzyła na niego z wyrzutem, pozwalając kolejnym łzom spływać po jej aksamitnych policzkach.
Brunetka zaszlochała tylko cicho, czując się jeszcze gorzej niż po wyjściu z basenu. Pokręciła głową z niedowierzaniem i odwróciła się na pięcie, chcąc odejść i po prostu zapomnieć.
Za to Justin był w rozsypce i najchętniej rzuciłby się teraz z mostu. Jej zapłakana twarz sprawiała mu ogromny ból, który zdecydowanie mu się należał. To jego zachowanie sprawiło, że chciała tu przyjść i to on zrobił jej krzywdę w postaci siniaków na nadgarstku. Zupełnie nie mógł zrozumieć dlaczego czuł się winny, a to zżerało go od środka. Bieber natychmiast ruszył za dziewczyną, wiedząc że nie powinien jej teraz zostawiać. Położył swoją dużą dłoń na jej ramieniu, czekając na chociażby najmniejszą reakcję Jess, która pozostawała niewzruszona. Chłopak oplutł swoje silne ramiona wokół jej smukłej sylwetki, chcąc aby przestała płakać. Nienawidził tego widoku.
- Nie płacz, wszystko się ułoży, okay? - Szeptał uspokająco.- Będę Cię bronił przed tymi ludźmi, jak starszy brat. - Obiecał muskając czoło Jessici swoimi ustami. Poczuł rozpaloną, mokrą skórę, a ona? W niej walkę toczyły sprzeczne emocje, którymi pałała do Jussa. Nie potrafiła tego udźwignąć, dlatego wtuliła swoją twarz w skurzaną kurtkę starszego chłopaka.
- Widzi...uhgh jaku.. Jai i pasz, robi...uhkku - Po jakimś czasie, Jess postanowiła podzielić się z bratem ostatnio widzianą nowinką.
- Jess, nie mogę Cię zrozumieć, kiedy masz buzię wypchaną kurtką. - Justin zaśmiał soię cicho, mimo że serce wciąz sciskał mu żal.
- Widziałam jak Jai i Nash robili...coś. - Wyjaśniła nieśmiało, odchylając głowę. Blondyn wytrzeszczył oczy, a następnie zaczął kręcić głową i śmiać się.
- Wiedziałem, że tak to się skończy. - Jego ręka wciąż obejmowała dziewczynę, - Zabieram Cię do domu. - oznajmił, idąc w stronę samochodu, ale nie zdejmując ręki z ramion Jessici, której serce biło przez całą drogę, a ciepło bijące od jego ciała, uspokajało ją mimo że szczęka jej drżała z zimna, a skręcone włosy od chlorowanej wody, opadały niechlujnie na jej ramiona.
-Trzęsiesz się. - oznajmił Justin z troską, otwierając drzwi od strony pasażera. Od razu zdjął kurtkę i nałożył ją na ramiona Jess, która z dziękującym uśmiechem wskoczyła na fotel. Justin zamknął za nią drzwi i przeczesał dłonią włosy. Co się z nim dzieje ? Dlaczego tak bardzo mu ulżyło, kiedy Jess wybaczyła mu ? Ale czy nie powinien wrócić na imprezę i pożegnać się ze wszystkimi ?
Szybko odrzucił od siebie ten pomysł i obszedł auto, zajmując miejsce kierowcy.
Jessica zdążyła wygodnie się rozsiąść i otulić kurtką tak, aby doskonale czuć jego wspaniałe perfumy. Nadal było jej zimno, a Justin zauważając gęsią skórkę na jej udach, włączył ogrzewanie, gdy wyjeżdzał na główną ulicę.
Prowadził w skupieniu, co podziwiała dziewczyna,dopóki powieki nie zaczęły jej ciążyć i lekko je przymknęła, obracając twarz w jego stronę.
Młody Bieber zerknął ukradkiem na dziewczynę i jej anielską twarz, taką piękną kiedy spała, lecz siniaki na nadgarstku psuły wszystko. Poczuł uścisk w żołądku i głośno przęłknął slinę.
Wyciągnął wolną dłoń i objąl jej w miejscu, gdzie pojawiły się bordowe ślady. Najdelikatniej jak umiał rysował małe kółeczka na poranionej skórze.
Dreszcze spowodowane dotykiem Justina, nawiedziły Jessicę, podczas pół snu. Była zaskoczona i szczęśliwa jednocześnie. Traciła rozum dla chłopaka, który nigdy nie będzie jej.
-Tak bardzo przepraszam, ptaszyno. - powoiedział prawie szeptem, wciąż patrząc na drogę.
Jess miała wrażenie, że bijące serce za moment wyskoczy z jej piersi. Słowa Justina były takie prawdziwe ... mówione ze skruchą, że zupełnie się rozpłynęła, ale nie otworzyła oczu, niechcąc bowiem psuć tej chwili.
Jego palce masujące jej skórę, czuła bardzo długo, póki nie zasnęla, otulona jego kurtką i zapachem.

---------------------------------------------------------------------

Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin spędzonych nad napisaniem tego rozdziału to zostaw nawet najmniejszy komentarz. Dziękujemy.


You are my poison, Justin.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz