Rozdział 17

139 8 2
                                    

Jessica na lekko trzęsących się nogach podążała wolnym krokiem za sylwetką Justina. Na dworze zrobiło się jeszcze chłodniej niż wcześniej i dziewczyna dziwiła się, gdy brunet nie dostał nawet gęsiej skróki, choć jego nagie ciało zderzyło się z rześkim powietrzem.
W głowie Jessici toczyła się walka. Z jednej stony Justin bardzo ją zranił swoim kłamstwem, a z drugiej zaczęła go rozumieć. Od początku wiedziała, że to jego natura, jednak chciała aby był szczęśliwym człowiekiem i aby codziennie się uśmiechał, bo to był najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek miała okazję zobaczyć czy podziwiać. Mimo to czuła się oszukana i nie potrafiła zwalczyć tego uczucia. To było silniejsze od niej samej.
Justin nie próbował nawet ukrywać, że był zdenerwowany, a Jessica mogła to zauważyć.
Zaraz po wejściu na balkon, Justin stanął obok barieki, opierając się o nią biodrem, a Jessica przy ścianie domu, splatając ręce na piersi.
W gardle Biebera urosła wielka gula przed tym,, jak chciał coś już powiedzieć. W jego głowie panowała kompletna pustka, a serce biło o wiele szybciej niż zazwyczaj. Aby je uspokić wyjął z kieszeni spodni jednego papierosa i wsunął go pomiędzy malinowe wargi.
Zaciągnięcie się dymem z podpalonego uprzednio papierosa przyniosło mu niemałą ulgę. Jego zszargane narwy chociaż na chwilę mu odpuściły. Relaksował się pod wpływem nikotyny od której był uzależniony. Jessica przyglądała się błogiemu wyrazowi twarzy chlopaka i nie mogła pojąć jakim cudem papieros mógł dawać tyle rozkoszy.
W końcu, kiedy dawka nikotyny uspokoiła zszargane nerwy bruneta, papieros na dłuższą chwilę pozostał pomiędzy jego palcami, wydzielając trujący dym.
-To nie tak miało być. - głos Justina był lekko ochrypnięty przez jego zaciśnięte gardło.
-A jak, Justin ? Chciałeś, żebym nigdy się nie dowiedziała, co ? - Jessica nie kontrolowała tego, jak szybko kolejne słowa wypowiadały jej usta.
-Być może. - odparł wymijająco. -Przynajmniej nie w tak krótkim czasie.
-Dlaczego Ty to robisz, Justin ?
- Nie zmienię się, zrozum. - Westchnal. - Lubię być taki, jaki jestem.
- Możesz iść za to do więzienia! Wszyscy możecie! - Pisnęła cicho, nie rozumiejąc brata. - Dlaczego ryzykujesz swoje życie? Dlaczego ryzykujesz życie tych ludzi, których nazwyasz przyjaciółmi? Nash to jeszcze dzieciak. - Odparła z wyrzutem,.czując łzy napływające do oczu.
- Jesteśmy profesjonalistami, Jess. - Odparł leniwie. - I do niczego ich nie zmuszam, sami wybrali sobie takie życie. - Objął ją ramieniem, chcąc pokazać, że jest stabilnie i nic złego się nie wydarzy. Nie chciał, aby dziewczyna była przez niego zdenerwowana, smutna. To nie był jego cel.
- To jest złe Justin. - Westchnela ostatni raz po czym oparła swoją głowę o ramię blondyna. Jej wnętrze aż pulsowalo pod wpływem nerwów. Nie mogła znieść myśli, że Juss mógłby trafić do więzienia lub co gorsze, umrzeć przez swoje niebezpieczne zajęcie.
-Ciii, Jessi. Możesz mi wierzyć lub nie, ale naprawdę jesteśmy ostrożni w tym co robimy.
Jessica przylgnęła do ciała Justina, jakby obrazy powstające w jej głowie były prawdą, a oni właśnie żegnali się na kilkanaście miesięcy lub lat. Nie chciała już nawet wiedzieć, ile to robą, bo to mogłoby pogorszyć jej styuację.
-Nie mogę Cię stracić. Nie poradzę sobie. - jej szept był zduszonym szeptem, gdyż dziewczyna mówiła tuż przy ramieniu chłopaka, który dostał dreszczy na skutek zderzenia się ciepłego oddechu Jess z jego już zmarzniętą skórą.
- Jess przestań. Nie mów tak. Ludzie odchodzą, ludzie przychodzą... a Ty musisz liczyć tylko na siebie. Zdrowy egoizm, pamiętaj. - Umiechnął się lekko, co również uczyniła dziewczyna spoglądając nieśmiało na papierosa.
- Otwórz usta, Jess. - Polecił Justin, następnie zaciągając się resztką palącego się tytoniu. Oszołomiona nastolatka uczyniła tak, jak polecił jej brat. Jej rozchylone wargi zagrżały, kiedy poczuły bliskość ust blondyna. Chłopak delikatnie wypuścił opar nikotynowy do wnętrza ust dziewczyny, która automatycznie się nim zaciągnęła. Na początku czuła dziwne pieczenie w jamie ustnej i przełyku lecz już po chwili stres zaczął maleć, a serce przestawalo dygotać jak oszalałe. Nigdy dotąd nie miała okazji spróbować papierosa, ale całkiem się to jej spodobało.
Uśmiech Justina stawał się coraz szerszy, kiedy zauważył minę Jess, mówiącą wszystko.
-Jeszcze raz ? - spytał, otrzymując od dziewczyny krótkie skinienie głową.
Jessica z podziwem przyglądała się, jak Justinowe wargi ponownie wciągają dym.
Tym razem nie była już tak zdezorientowana i nieporadna, jak poprzednio. Odrazu uchyliła usta pozwalając, aby dym dostał się do jej środka. Czuła się dobrze i przestała płakać, co cieszyło Justina. Ale jeszcze bardziej podniecał go fakt, że ten mały ptaszek, nie porotestował, kiedy zapronował podzielenie się dymem. W końcu zaczęła być sobą.
-Teraz wiem co Ty w tym widzisz. - powiedziała rumieniąc się, równocześnie przegryzając wargę. Tylko Justin. Miał na nią taki wpływ.
-Uważaj, ptaszyno. Nie możesz się uzależnić. - zaśmiał się.
-Nie martw się. - zachichotała, stając na palcach. Mimo to dosięgała czubkiem głowy do Justinowego nosa, ale ten ruch miał wymiar proszący, aby chłopak ponowił poprzednie czynności.
Bieber na chwilę zatrzymał dym w ustach, patrząc na siostrę przeszywającym wzrokiem. Kosmyki jej włosów deliktanie unosiły się przez lekki wiatr, a jej pulchne usta były lekko rozchylone. Spojrzenie, jakim Justin obdarzał dziewczynę, nie było zwykłe. Nie tak patrzył brat na swoją siostrę i to kompletnie dezorientowało Jess.
Jedna ręka bruneta znalazła się na karku dziewczyny i dzięki niej mógł ją przyciągnąć do siebie. Nie wiedział co się z nim działo. Ich bliskość mieszała mu zmysły.
Zaskoczona Jessica ułożyła dłonie na klatce piersiowej Justina. Dopiero wtedy zauważyła, jak pod jej palcami, on dostaje gęsiej skróki.
Wolną dłonią chłopak objął Jessicę w talli, a sam pochylił się nad nią. Brunetka spojrzała na niego, nie wiedząc, czego ma się spodziewać. W blasku zachodzącego słońca był jeszcze przystojniejszy niż zwykle.
-Muszę to zrobić, Jessi. - oznajmił goniony impulsem i wewnętrzym pożądaniem, wypuszczając ze swych ust ostatnji zgromadzony dym, który nigdy nie miał być połączony z oddechem Jess.
Dziewczyna nawet nie zdążyła poprosić o wyjaśnienia, kiedy jej wargi zostały złączone z wargami Justina. Odrętwiała na kilka chwili, nie wiedząc co ma zrobić.
Czując niepewność dziewczyny to Justin zaczął prowadzić ją przez pierwszy pocałunek, aby pozostał on dla niej najpiękniejszym wspomnieniem.
Delikatnie musiał jej usta swoimi ustami , nadając im wspólny, powolny rytm. Przysunął się tak, że stykali się ciałami, a pomiędzy ich nie wyciśnięto by nawet cienkiej kartki papieru. Jessica czując, jak wbija się w ścianę, zaczyna śmielej poruszać wargami, które delikatnie badają jego usta .
Dystans, który kiedykolwiek miał szansę istnieć między nimi, nagle zniknął. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że potrzebowała go . Nie ważne czy był dobry czy zły, radosny czy wściekły, przestrzegający prawo czy go łamiący - pragnęła go takim jakim był. Sprawiał, że była ona szczęśliwa, a także smutna.
Uczucie gorących iskier spłynęło po Justinie od czubka głowy i zagnieździło się na wysokości podbrzusza, sprawiając, że jego mięśnie mimowolnie się skurczyły, a przyjaciel nieco drgnął, uwięziony w ciasnych bokserkach Calvina Kleina. Przez to uczucie mocniej wbił się w jej usta, czując słodki smak i piękny zapach włosów. Ręką objął jej pośladka, wpierw niepewny jak zareaguje, ale gdy zaskoczona dziewczyna jęknęła cicho, wdarł się językiem do jej środka.
Całował ją tak, jak zakochany mężczyzna całuje swoją ukochaną po długiej rozłące, kiedy okropnie tęsknili za sobą. Do tego przytulał ją do swojego nagiego torsu tak mocno i całował tak głęboko, że rzeczywiście zakręciło się jej w głowie. A on ? On nie wiedział co robi. Był jak w amoku Ale cholernie mu się to podobało .
Jej ciało drżało , a dłonie ponownie przycisnęła do gołej klatki Justina, nie do końca wiedząc co ma z nimi począć. Ten był niemalże pewny, iż dziewczyna chce go odepchnąć, choć nie miała tego na myśli, więc Bieber zdjął je ze swojej klatki, splótł ich palce razem u opuścił w dół.
Pocałunek staje się coraz bardziej namiętny. W końcu ciepłe wargi Justina przesuwają się po jej,delikatnie muskają i swą, aż przegryza jej dolną wargę, kończąc tę romantyczna chwilę.
Słońce zaszło już dawno, a ich usta ledwie się stykają, robiąc coraz większą przerwę od siebie. Oboje lapali głośne oddechy, patrząc swobie nawzajem w oczy. Nie czuli wstydu ani niczego podobnego tak, jak to co zrobili było zupełnie normalne.
-To był Twój pierwszy pocałunek ? - spytał szeptem Justin, przewyższając dziewczynę, którą nadal obejmował ramieniem.
Na policzki Jessici wpłynął słodki rumieniec, a ona sama kiwnęła nieśmiało głową, przegryzając dolną wargę ze zdenerwowania. Nie spodziewała się tego pytania, a jednocześnie zmartwiła się, że zrobiła coś źle.
-Podobało Ci się chociaż ? - Bieber naprawdę nie chciał zawstydzać siostry, ale wypowiedziane słowa, ślina sama przyniosiła mu na język. Bowiem nie ukrywał, jak wielką wewnętrzną satysfakcje dawał mu ten fakt.
-Bardzo. - Jessi pisnęła szybko, a następnie odważyła się spojrzeć na Justina. Uśmiechał się. Ona zrobiła to samo, zanim trzy sekundy póżniej zgrabnie wyszła z oplatających ją ramion bruneta.
-Dobranoc, Justin. - pożyczyła, ponowie wlepiając wzrok w podłogę. Justin zaśmiał się cicho na jej reakcję i odprowadził dziewczynę wzrokiem. Kiedy zniknęła już za drzwiami, Bieber wyjął kolejnego papierosa z kieszeni. Zapalił go, a następnie oparł się o ścianę, do której niedawno przyciskał Jessicę.
Całował się z nią. Całował się tak, jakby świat miał się dzisiaj skończyć i nie żałował. Nie żałował tego, że dopuścił do tej absurdalnej sytuacji. Mogliby go kamieniować, ale nigdy nie zaprzeczyłby, że nie podobało mu się.
Dość szybko zdał sobie sprawę, że chciał tego od dawna. Całowanie Jessici było całkiem inne niż wymienianie śliny z Seleną. W pocałunku z siostrą były uczucia, pasja, a najwyraźniej zaznaczała się ufność, którą czuli do siebie nawzajem.
Justin mocno zaciągnął się dymem i uśmiechnął w dal. Teraz był naprawdę szczęśliwy, a reszta się nie liczyła. Miał gdzieś naciskającą na niego Selenę, nie dającą spokoju Hinduskę, bo tylko mała Jessi była warta jego zachodu.


***

Było przed południem, kiedy w pokoju Justina rozszedł się dźwięk jego telefonu, informujący o przychodzącym połączeniu. Blondyn nie miał ochoty się budzić, jego powieki nawet nie otwierały się pod wpływem hałasu. Chciał spać, wiec ucieszył się, kiedy dzwonienie ustało. Nie na długo, ponieważ już po kilkunastu sekundach hałas się nasilił. Poirytowany Bieber stoczył się z łóżka i poruszając się na kolanach, sięgnął komórkę leżącą na fotelu, który znajdował się w drugim końcu sypialni.
- Halo? - Mruknął zaspanym głosem, który był naprawdę atrakcyjny.
- Juss, stary, dlaczego Ciebie jeszcze tutaj nie ma? Jest dwunasta! - Głos jednego z bliźniaków Brooks rozbrzmiał z głośnika telefonu.
- Jai. - Westchnął. - Spałem. O co Ci chodzi?
- Przyjedź po pieniądze, czekają na Ciebie. - Usłyszał, po czym uśmiechnął się mimowolnie.
- Zawsze wiesz co powiedzieć, aby mnie udobruchać, braciszku. - Bieber zaśmiał się lekko, czując łaskotanie w gardle. - A propo, podniecił Cię mój poranny głos? Jak to jest u Was, gejów? Podobają Cię się wszyscy faceci? Pociągam Cię? - Zadawał pytania, mając wyraźnie lepszy humor.
- Nie wiem co bałeś Bieber, ale nie rób tego drugi raz.
- Ew, unikasz odpowiedzi, więc generalnie potwierdziłeś wszystkie moje pytania. - Śmiał się z przyjaciela, wiedząc, że Brooks nie będzie miał mu tego za złe.
- Odezwij się, jak Twoja chora schiza się skończy. Rusz tutaj swój leniwy tyłek, Biebs! - Z tymi słowy, połączenie zostało zerwane, zostawiając Justina z dziwnym uśmiechem na twarzy.
Bez ceregieli wyskoczył z łóżka, nie kłopocąc się, aby je zaścielić. Na krześle,obok biurka, znalazł szare, znoszone dresy, luzne w kroki, i wciągnął je na swoje chude nogi.
W łazience przemył twarz zimna wodą, umył zęby i poprawił fryzurę, którą adektwatnie można określić jako "po seksie"
Gotowy wyszedł z pokoju, zamykając drzwi nogą. Kiedy znalazł się w kuchni jego uśmiech powiększył się, gdy zobaczył w niej Jessice jedzącą śniadanie. Mimo że była sobota, ona nie spala już od 3 godzin.
Dziewczyna od razu zarumnieniła się, widząc chłopaka w niechlujnym stroju.
-Jak tam ? - spytał Justin, a jego głos charakteryzował się dziś nadzwyczajną wesołością. Z lodówki wyciągnął sok pomarańczowy i z kartonu upolować kilka łykow, odstawiając go na blat.
-Dobrze. - Jess mruknęła, wpatrując się w jogurt z płatkami, który jadła.
-Muszę wyjść. - oznajmił Justin, czując wewnętrzna potrzebę powiedzenia jej tego.
-Czy ... - zaniepokojnona brunetka nie musiała kończyć swojego zdania, aby Justin zrozumiał o co chciała go zapytać. Teraz wiedział, że będzie musiał walczyć, aby Jess ponownie mu zaufala.
-Nie. To nic z tych rzeczy. - przeczesał włosy ręką. -Wrócę po południu.
Drogę do magazynu umilala Justinowi jego ulubiona playlista i tym razem nie były to tylko smutne teksty.
Wchodząc do magazynu usłyszał głośne rozmowy i śmiechy chłopaków.
-Siema! - przywitał się wesoło, a wszystkie oczy zwróciły się w stronę sylwetki bruneta, który walcząc z uśmiechem, podchodził do stołu. Gotówa leżała naprzeciwko każdego z chłopaków, starannie ułożona na kupkę i ściśnięta cienką gumką recepturką.
Cała grupa czuła rozpierającą dumę, patrząc na banktony, chociaż nie powinna. Od dawna nie czuli wyrzótów sumenia. Nauczyli się tak żyć.
-Więc ... - zagaił Jai. - Po ile składamy się na remont ?
-Co powiecie na 100€ ? - zaproponował drugi z bliźniaków.
-Powinno wystarczyć. - odpowiedział Jack. -Ale nasze rzeczy na ten czas będą musiały stąd zniknąć. Nie potrzebne są nam gliny.
-Przetransportujmy je do Nash'a. - odezwał się Bieber, po raz pierwszy. Wspomiany przez niego chłopak, spojrzał na wszystkich.
-Może być. - westchnął nie do końca zadowolony. - Tylko nie na długo. Wiecie, jaka jest moja sytuacja z rodziną.
-Jasne. Dopilnuję, by prace szły sprawie. - zobowiązał się Jack tym samym kończąc temat.
Justin oddał ustaloną kwotę, a resztę banknotów schował głęboko do kieszeni skórzanej kurtki. Wtedy miał pewność, że nikogo nie zainteresują.
-Co Wy na to, żeby to uczcić ? - zaproponował Justin, którego dobry humor dziś nie opuszczał. Chociaż przyjaciele zauważyli zmianę w zachowaniu bruneta, nie chcieli pytać ani dociekać, co takową spowodowało. Ale Justin wiedział bardzo dobrze, dlaczego dziś zachowuje się całkiem inaczej.
Szerokie uśmiechy pojawiły się na twarzach każdego z młodzieńców, a w oczach pojawiły się iskierki.
-Na legalu, panowie, na legalu. - zaśmiał się Bieber, poprawiając kołmierz kurtki.

***
Jessica, po skończonym śniadaniu, miała ochotę tylko na błogie lenistwo. Tydzień szkoły męczył ją potwornie i nie tylko nauką. Minęło już sporo od jej pierwszego dnia, ale z nikim z aktualnej klasy nie złapała tak dobrego kontaku, jak z Amandą czy przyjaciółmi Justina. Choć i teraz nie wiedziała, co myśleć o tych drugich przez to co zobaczyła wczoraj. Jej psychika powoli przyzwyczwjała się do myśli, że Justin tak właśnie zarabia na życie i taki już jest, ale proces ten trwał i trwał, a ona sama nie wiedziała, do czego może ją zaprowadzić. Wystarczyło jej kilka tygodni przebywania z Justinem i już zauważyła, że stała się odrobinę odważniejsza. Nie była to wielka zmiana, ale przynajmniej potrafiła się sprzeciwić oraz zawalczyć o swoje, choć zdawała sobie sprawę, że jest na przegranej pozycji. Poza tym nigdy nie pomyślałaby, że zdecyduje się zapalić papierosa, a wczoraj to zrobiła. To i inną rzecz, której nigdy nie zapomni. Justin był pierwszym chłopakiem, który całował ją w taki sposób i nie żałowała, że mu na to pozwoliła.
Odkładając miseczkę do zlewu, powędrowała do salonu. Z niskiego, kawowego stoliczka chwyciła pilot, a gdy usiadła wygodnie na kanapie, przykryła nogi puchowym kocem.
W telewizji nie było nic ciekawego, same programy polityczne, których kompletnie nie rozumiala. Przeglądając kolejne kanały trafiła na rodzinkę Kardashian'ów.
Wybór okazał się trafny, ponieważ przez następne dwadzieścia minut byla skupiona tylko na tym, a świat wokół nie istniał. Nie słyszała nawet dzwięku nożyc ogordniczych, którymi Ana podcinała drzewa na nadchodzącą jesień ani Jeremy'iego, który nieco zirytowany trzaskał szafkami w swoim gabinecie.
Dopiero widząc go schodzącego na dół powróciła do świata żywych. Aby nie być niemiłą ściszyła telewizor i odwróciła się w stronę mężczyzny. Pierwsze dwa guziki jego granatowej a zarazem markowej koszuli były rozpięte, a on sam chusteczką higieniczną zbierał pot z czoła.
-Jessica, kochanie, pozwoliłabyś ze mną ?
-Oczywiście. - pisnęła, zrzucając ciepły koc z okrytych nim nóg. Stopy szybko wsunęła w kapcie i małymi podskokami powędrowała za sywetką mężczyny, zupełnie nie wiedząc czego ma się spodziewać.
Kiedy znalezli się w gabinecie, Jeremy kazał usiąść dziewczynie na kanapie. Gdyby wcześniej już nie odwiedziłaby tego pokoju, teraz nie nazwałaby go gabinetem, a stajnią Augiasza. Wiele papierów leżało na podłodze, szegregatory rozłożone na biurku i szuflady wyjęte z regałów.
-Czy coś się stało ? - zapytała, rozglądając się dookoła.
-Tak, Jessica. - przyznał szorstkim głosem. - Brakuje mi kilku rachunków. Wiesz może, csy Justin tutaj był ?
Dziewczynie momemtalnie zrobiło się gorąco.
Od dawna miała przeczucie, że to się właśnie stanie, ale postanowiła trzymać się. Musiała być twarda.
-Dlaczego tak myślisz ? -odpowiedziała, lekko trzęsącym się głosem, lecz nie spuszczała wzroku z Jeremy'iego. Gdyby go unikała prawdopodbnie domyśliłby się, że kłamie.
-Dobrze wiesz, jaki jest Justin i jakie mamy z nim problemy. Beznadziejny dzieciak.
Na to określenie puls Jessici podskoczył. Jak mógł tak po prostu nazywać swojego syna ?!
To poważnie oburzyło Jessi i dobrze wiedziała, że nie pozwoli mu wygrać. Może Justin miał wiele wady, ale wystarczyło dotrseć do niego, by przekonać się, że jest naprawdę wartościowym człowiekiem. I ona to odkryła. Dla niej się zmieniał. I przy okazji pocałował ją.
-Nie wchodził tu. - odpowiedziała nieco wyniośle. -Nigdy.
Była świadkiem, jak rysy ojca łagodnieją, a przez jego twarz przechodzi ulga, zupełnie jakby czegoś bardzo się obawiał.
-Przynajmniej raz. - mruknął sam do siebie.
-Czy teraz mogę wrócić na dół ? - zapytała ze złością, lecz dorosły mężczyzna nie wyczuł tej zmiany w jej głosie.
-Tak, miłego popłudnia. - pożyczył z szerokim uśmiechem, kiedy Jessica podnosiła się ze skórzanej kanapy.
-Przyjemnej pracy. -zrewanżowała nieszczerze w rzeczywistościu życząc mu sprzątania tego bałaganu przez następne dwanaście godzin.
Wyszła z gabinetu, już na schodach odnajdując w kieszeni telefon. Nie ważne jak bardzo zakłopotana była tym, co stało się wczoraj, wybrała numer do brata.
-Justin, przyjedź po mnie. Nie chcę być w domu.

***
-Jak to Cię o to spytał ? - Justin nadal był wburzony, tym, co powiedzoała mu Jessica zaraz na początku podróży.
-Po prostu. - brunetka wzruszyła ramionami.
-Kurwa mać. - kolejne dzisiaj przekleństwo wydostało się z warg chłopaka. Jess nie zamierzala zwracać mu uwagi ze względu na to, że miał prawo być zły. Określenie „beznadziejnego dzieciaka" jednak zostawiła dla siebie.
Młody Bieber wiedział, że sytuacja była wynikiem jego nieuwagi. Nie powinnien zostawiać rachunków u detetywa, choć był to, że były to główne dowody jego nieufności do własnego ojca.
-Może po prostu zagramy w 20 pytań ? - spytała Jessica, mając nadzieję, że chociaż to rozładuje napiętą atmosferę.
Justin zaśmiał się głośno na ten pomysł, skręcając na ulicę, gdzie znajdował się główny budynek władz Stradford. Doceniał to, że dziewczyna próbowała sprawić, że zapomniałby on o tym, co się stało podczas jego nieobecność.
-Więc ... Ulubiony owoc ?
-Serio ? - Justin popatrzył na nią kątem oka. Dziewczyna skarciła go wzrokiem, przez co od razu odpowiedział, powstrzymując się od śmiechu. Nie potrafiła wyrażać swojej irytacji, bo wyglądała na małą i bardzo słodką dziewczynkę. - Melon.
-Jezu ... - jęknęła żałośnie Jessica, odczytując aluzję z wyrazu twarzy brata. Zawstydzało ją to równie bardzo, jak przypomnienie sobie ich pocałunku. - Czy Ty zawsze musisz mieć dziwne skojarzenia ?
-Za to samo opieprzył mnie dzisiaj Jai, kiedy zapytałem się, czy mu się podobam. -oznajmił, a Jessica wybuchła śmiechem.
-Nie wierzę, że mu to powiedziałeś. - małą dłonią zakryła sobie usta, aby wyglądać odrobinę bardziej atrakcyjnie podczas napadu śmiechu.
To właśnie był prawdziwy Justin. Justin, który się śmieje. Ta zmiana czyni z niego zupełnie innego czlowieka, którego trzeba poznać, aby zobaczyć jaki jest, a nie ocenić jako beznadziejnego.
-A jednak. - odparł krótko.
Jessica zaczerpnęła powietrza i ponownie wróciła do gry.
-Ulubiony kolor ?
-Czarny.
-Artysta ?
-Drake.
-Buty ?
-Supry.
-Drink. ?
Jessice powoli kończyły się pomysły.
-Sex on the beach. Dlaczego to Ty ciągle pytasz ?
-Bo to ja wymyśliłam tą grę.
Dziewczyna z szerokim uśmiechem wystawiła w jego stronę język, sprawiając, że Bieberowi zabiło mocniej serce. Tak mocny wpływ na niego miała tylko ona i nie potrafił wytłumaczyć nawet, co się z nim dzieje. W takich momentach był po prostu , najzwyczajniej w życiu, szczęśliwy. Miał wrażenie, że może wszystko, kiedy ona jest obok. Nie liczył się dla niego już nawet wkurzony ojciec, ponieważ to z nią miał spędzić dzisiejsze popołudnie.
-Jesteśmy na miejscu.
Jessica była zaskoczona tym, że Justin zabrał ją do włoskiej pizzerni. Wątpliwości rozwiały się, kiedy wchodząc do środka usłyszała radosne krzyki chłopaków.
Przysiadając się do stolika zapomniała o tym, że powinna być na nich zła albo przynajmniej oczekiwać wyjaśnień, skoro robili to samo, co Justin. Dała sobie jednak spokój, ponieważ nie powinna się wtrącać w ich życie.
- Jai, witaj kochany mój. - Justin zaczął poruszać wesoło brwiami, kiedy razem z Jessicą usiedli przy stoliku. Miał dzisiaj dobry humor, więc postanowił to wykorzystać i pośmiać się razem z przyjaciółmi.
- Justin, nie zaczynaj. - Bliźniak Brooks przewrócił oczyma, wciaż jednak się uśmiechając. Uwielbiał Biebera nawet mimo kąśliwych komentarzy. Wiedział bowiem, że jego przyjaciel tylko żartuje i nie ma niczego złego na myśli. Taki już był i Jaidon nie chciał, aby ktokolwiek go zmieniał.
- Skoro teraz wiem, czym się zajmujecie, czuję się trochę dziwnie w waszym towarzystwie. - Wyznała Jess, patrząc na swoje palce.
- Nie przesadzaj. - Mruknął Luke, wpychając sobie do ust jakieś chipsy, które wniósł na teren lokalu. - Jestesmy dobrymi dzieciakami.
- Tak, w szczególności Ty Luke. - Prychnął Jake, który siedział przy oknie, zaraz za Jackiem. - Szkoda, że jesteś trochę niedorozwinięty. - Dodał, uśmiechając się sztucznie. Luke automatycznie zamknął oczy a wzrok skupił na swoich udach. Wiedział, że ma problemy z samym sobą, ale nie był niedorozwinięty... był zagubiony, czasami miewał ataki paniki, ale to nie była jego wina.
- Co powiedziałeś?! - Warknął Jai, czerwieniąc na twarzy. Miał ochotę rzucić się osobę, która była wkręcona w ich grupę przez Jacka. - Odszczekaj to, albo źle to się dla Ciebie skończy! - Bliźniak podniósł się z kanapy i wymierzył pieść w stronę chłopaka. Na szczęście, obok niego siedział Nash, który od razu posadził chłopaka na miejsce.
- Jake, jak mogłeś powiedzieć coś takiego?! - Odezwał się Jack, który mimo wszystko był oddany swoim przyjaciołom i nie mógł znieść ich cierpienia. - Jesteś nienormalny? Kurwa, Jake! Przeproś go! To nie jego wina, że ma swoje problemy. Każdy je ma, ale od tego właśnie są przyjaciele - żebyśmy się wspierali, a nie wytykali wady. Dlatego, przeproś go, albo wyjdź. Nie będę tolerować takiego zachowania i mam w dupie, że jesteś moim kuzynem.- Atmosfera się zagęściła, nikt nie sądził takiej reakcji ze strony Gilinskiego,który zawsze stał raczej po stronie brata. Justin musiał bardzo mocno ściskać knykcie, aby nie wybuchnąć, aby nie zrobić krzywdy gnojkowi, który tak bardzo działał mu na nerwy. Jessica tylko oddychała trochę głośniej bojąc się dalszego ciągu wydarzeń. Jednak, nie wydarzyło się nic złego. Jake po prostu wstał, ominął Gilinskiego, oraz rodzeństwo wraz Bieberem i wyszedł z pizzerii, zostawiając resztę ekipy w osłupieniu.
Pierwszy do ratowania beznadziejnej sytuacji ruszył Justin, lecz zatrzymał się kilka centymetrów przed drzwiami, które nagle się otworzyły. Brwi chłopaka uniosły się w górę, oczy podwoiły swoje rozmiary, kiedy ujrzał przed sobą Hinduskę. Nie zmieniła się nic od tamtej imprezy. Jak widać kobieta lubiła mini i mocny makijaż.
Biebera nieco speszyła jej pewność siebie i szeroki uśmiech z jakim wchodziła do lokalu zgrabnie kręcąc biodrami. Nie wiedział nawet jak się nazywała, do cholery !
-Cześć tygrysku. - przywitała się zalotnie, kladąc rękę na ramieniu Justija, który odrazu ją strącił.
Najmniej dobrze czuła się teraz jednak Jessica, widząc swojego brata w tejże scenie. Czy to właśnie była zazdrość ?
-Nie nazywaj mnie tak. - wysyczał, odsuwając się od niej. - Co tu robisz ? Śledzisz mjie, kurwa ?!
-Mam prawo odwiedzać mojego ukochanego.
-Coś Ci się popieprzyło, dziewczyno ! - Justin nie potrafił i nawet nie chciał powstrzymywać rosnącej irytacji. Dawno zrozumiał, że Hinduska prawdopodobnie jest chora na głowę. - To był tylko seks, rozumiesz ? Nic dla mnie nie znaczysz.
-Nie kłam, Justin. - odpowiedziała ze spokojem, jakby ostre słowa Biebera wcale do niej nie dotarły.
Jessica w jednej chwili wszystko zrozumiala. To ona do niego pisała, to ona do niego dzwoniła wtedy w samochodzie, to z nią był, kiedy pozał prawdę o Selenie. Znienawidzila ją jeszcze bardziej.
Nash jakby domyślając się o czym myśli dziewczyna, otulił ją opiekuńczo swoim ramieniem i wycofał się, aby mogli usiąść przy stoliku.
Długo to nie potrwało, bo brunetka miala dość wielu epitetów, jakimi wyzywała ich Hinduska, której Justin próbował wszystko wytłumaczyć, lecz szło mu to na marne.
Choć wszyscy próbowali zatrzymać nastolatkę, ona bez wahania chwyviła szklankę coca-coli i ruszyła w stronę starszej od siebie dziewczyny o azjatyckiej urodzie. Jack jako pierwszy zaczął zanosić się głośnym śmiechem jeszcze zanim napój wylądował na włosach Hinduski, a Nash patrzył na wszystko przestraszony.
Krzyk Hinduski roznióśł się po całym lokalu, kiedy poczuła lepiący się napój spływający po jej włosach i twarzy.
-Co ty zrobiłaś ?!
-Należało Ci się. Może to wypłucze twoją tępotę. - Jessica uśmievhnęła się wymuszenie i irionicznie, następnie wracając do stolika, będąc z siebie dumną. Jack spadł z kanapy, widząc minę mokrej Hinduski, a Nash dopiero zaczął cicho chichotać.
Poważną minę zachował tylko Bieber, który nie dokońca wierzył, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Zakłopotana Hinduska od razu wybiegła z lokalu, a z zaplecza wyszedł jego szef.
-Przepraszam państwa, ale takie rzeczy są nie dopuszczalne. Proszę o opuszczenie mojej restauracji.

---------------------------------------------------------------- Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz. Dziękujemy.

You are my poison, Justin.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz