W rozdziale występuje tekst piosenki„Castaway" 5 seconds of summer.
Jessica zaczęła czuć się niechcianą nawet w towarzystwie Justina, który jako jedyny był dla niej oparciem w tej rodzinie. Dziewczyna zauważyła, że Ana oraz Jeremi byli zbyt zajęci pracą i swoimi sprawami, aby przejmować się nastoletnimi dziećmi. Może dlatego Justin zszedł na złą drogę, myślała. Po chwili jednak ganiła się za to w myślach, gdyż mimo wszystko Justin nie był zły i w jej oczach nigdy taki nie będzie. Westchnęła głęboko, czując że jej życie naprawdę przypominało jakiś kiepski serial. * Młoda miłość, zamknięte rozdziały i ona, zupełnie sama i samotna jak odrzutek. Wszystko co widziała to szczęście, które wymyka się jej przez palce i znika, niemożliwe do złapania. * Nauka szła jej zupełnie mozolnie i nic nie mogło jej wejść do głowy. Matma była czymś czego Jessica nie mogła zrozumieć. Położyła głowę na poduszce, a oczy przymknęła prosząc o sen, który często bywał jej wybawcą. Była zatrzaśnięta między koszmarami, a zaginionymi marzeniami i pragnieniami o lepsze życie. Nieme proszenie o sen zmieniało się o modlitwę, gdy myśli miażdżyły jej zdrowe myślenie, a ulga nie przychodziła. Leżała, powstrzymując łzy, nie wiedząc nawet czego były skutkiem. - Jessica! - W pewnymmomencie usłyszała władczy głos zastępczego ojca. - Chodź do salonu, musimyporozmawiać! - Dziewczyna leniwie zwlekła się z łóżka i podeszła do lustrapoprawiając włosy i tuszując ślady słonych kropelek, które spływały po jejrumianym policzku.
Nie minęło pięć minut, a ona siedziała już na jednej z kanap w salonie. Ucieszyła się z tego, że Justin również tam był. Siedział przy stole z twarzą w dłoniach. Wyglądał na zmęczonego i przybitego. Ten widok łamał jej serce, lecz nie mogła nic zrobić. Nie wiedziała nawet, czy chłopak chciał jej obecności. Wszystko było takie trudne i ciężkie, ze dziewczyna zaczynała myśleć o czymś, co nigdy nie powinno wpaść jej w ogóle do głowy... - Z racji tego, żeJess jest z nami już jakiś czas, stwierdziłam razem z ojcem, że powinniśmy pojechać do babci! - Oznajmiła wesoło Ana. Była zżyta z matką, lecz rzadko miała okazję odwiedzać kobietę. - Nie musicie iść jutro do szkoły, wyjeżdżamy z samego rana!- Uśmiech nie schodził jej z ust. Jessica odwzajemniała gest kiwając głową. Nie miała nic przeciwko wyjazdowi, biorąc pod uwagę fakt, że i tak nie miałaby innego wyjścia.
- Justin? - W pomieszczeniu rozległ się głos Jeremiego. - Synu, coś się dzieje? Wyglądasz na załamanego.- Przestań udawać, że to Cię w ogóle interesuje, dobra? - Mruknął, nie patrząc nawet na ojca. - Mam zły dzień, to wszystko. - Jessica nie wierzyła, ponieważ Justin zachowywał się w ten sposób juz przez kilka dni.
- Nie odnoś się takim tonem do ojca, młody mężczyzno! - Ana pogroziła mu palcem, a następnie odesłała rodzeństwo do swoich pokoi. Ani Jess, ani Justin nie odważyli się odezwać. Zamknęli się w swoich sypialniach, mordując swoje demony.*
**
Nazajutrz z samego rana, rodzina Bieberów wybrała się w podróż za miasto, a mianowicie do małej wioski oddalonej o niecałe sto kilometrów od ich domu. Babcia Rosaline przeprowadziła się za miasto niedługo po śmierci męża. Potrzebowała spokoju i samotności. -
-Justin, możesz przestać śpiewać?.- Warknął Jeremi, mierząc wzrokiem chłopaka w słuchawkach. -Są tutaj inne osoby, którym Twoje mruczenie się nie podoba.
- Justin ma świetny głos.- Powiedziała Jess broniąc chłopaka, który mimo wszystko nie odezwał się już więcej. Nienawidził, kiedy ktoś ucinał mu skrzydła tylko po to, aby upadał.Całkiem bezpodstawnie. Nienawidził swojego ojca, dla którego nigdy nie był wystarczająco dobry. Nienawidził Any za to, że nigdy nie stawała w jego obronie. I w końcu, nienawidził siebie za to kim był i za to co robił.Zabójstwo odcisnęło piętno na jego duszy, wiedział, że teraz nic nie będzie takie samo. Jedyną osobą w tej chorej rodzinie, której nie nienawidził była Jessica. Jej uśmiech, jej oczy oświetlały mu noc, w której był zagubiony.
Droga do domu babci trwała jeszcze pół godziny. Wszyscy odetchnęli z ulgą, kiedy w końcu mogli opuścić samochód, który był bombą emocjonalną. Domek babci był bardzo przytulny i od razu przypadł do gustu Jess. Tak samo jak Rosaline, która była bardzo miła i kochana zarówno dla niej, jak i dla Justina. Podczas obiadu nie obyło się od kąśliwych uwag ojca, na temat swojego syna. Oczywiście musiał go oczerniać przed jedyną osobą, która ciągle w niego wierzyła. Na szczęście, babcia nie wierzyła w słowa zięcia. Jedynie uśmiechała się delikatnie do wnuka, jakby chcąc go pocieszyć.
CZYTASZ
You are my poison, Justin.
FanfictionOn ma kochającą rodzinę/Ona wychowuje się w domu dziecka On jest zakochany bez wzajemności/Ona nie wie co to miłość On nie chce ukazywać swoich emocji/Ona jest uczuciowa On jest rozrywkowy/Ona jest cicha On jest przerażający/Ona jest przyjacielska O...