Ulubione dzwięki towarzyszyły Justinowi podczas porannego joggingu. Z jego karku spływały maleńkie kropelki potu, kiedy po półgodzinnym wysiłku dotarł do domu.
Wszedł na werandę i wyją słuchawki z uszu. Pochylił się, kładąc ręce na kolanach, aby zaczerpnąć kilka głębszych wdechów.
Czuł się dobrze. Zaskakująco dobrze. Każdy wysiłek fizyczny działał na niego relakcująco.
Będąc przed domem wyciągnął telefon z kieszeni, aby jeszcze raz przeczytać wiadomość od Jacka. Przeczytał ją po raz kolejny, analizując dokładnie słowa kolegi. Zrozumiał, że musi się pośpieszyć, aby dotrzeć na miejsce akcji na czas. Nie mógł się spóźnić i zawieść swoich wspólników, którzy byli także jego najlepszymi przyjaciółmi. Dodatkowo, zależało mu na tym, żeby ich plan się powiódł.
Popchnął drzwi, wchodząc do mieszkania. Niedbale zrzucił swoje buty, rzucając je w kąt. W kuchni zauważył uśmiechniętą Anę, która przygotowywała śniadanie. Przeszedł przez korytarz, kierując się wprost do łazienki, aby zmyć z siebie nieświeży zapach.
Po ekspresowym prysznicu, zaszczycił matkę swoją obecnością w kuchni. Ana nie specjalnie przejmowała się tym, że jej syn w arogancki sposób ignoruje rodzinę. Jedynie Jessica przyglądała się temu ze skwaszoną miną. Nie rozumiała, dlaczego w tym domu panowała taka zimna atmosfera.
- Hej Justin! - Zawołała, zajadając płatki, które przygotowała dla dziewczyny Ana. Miała nadzieję, że chłopak na nią nie naskoczy, że będzie miły.
- Co tam? - Mruknął, chwytając kanapkę z talerza, postawionego na środku stołu. - Nie zawiozę dzisiaj Jessici do szkoły. Umówiłem się z kumplami, także spadam. - Powiedział szybko i nie czekając na odpowiedź wybiegł z domu.
Odpalił swój sportowy samochód i z piskiem opon, odjechał. Co chwila spoglądał na zegarek, nerwowo wystukując palcami rytm na kierownicy. Zupełnie nie spodziewał się, że o tak wczesnej porze, przy wyjeździe z miasta, będzie tak dużo samochodów, których powolny ruch wyprowadzał blondyna z równowagi.
W pewnej chwili, usłyszał dzwonek telefonu. Szybko odnalazł swojego iPhone'a, który leżał na fotelu pasażera. Spojrzał na ekran, aby upewnić się, że nadawcą połączenia był Jai.
- Co jest, stary? - Zapytał, pomijając jakąkolwiek formę przywitania się.
- Czekamy przy starym moście, Juss. -Usłyszał rzeczowy głos jednego z bliźniaków. - Samochód zostaw przy starej hurtowni, do nas musisz dotrzeć na pieszo. I dodatkowo, uważaj na parę ludzi spacerujących z psem, nie mogą Cię zobaczyć.
- Zrozumiałem. - Odpowiedział pewnym głosem. - Pójdę lasem.
Jai był zwykle najbardziej zestresowany przy takich akcjach, dlatego nie pofatygował się, by pożegnać Biebera, a blondyn nawet tego nie oczekiwał.
Justin schował telefon do kieszeniu kurtki i wykonał ostry skręt. Butelka fanty turlała się po podłodze z tyłu, ale chłopak nie zwrócił na to uwagi.
Zgodnie z poleceniami Jai'a zajechał na parking opuszczonej hurtownii. Wysiadł, zamykając swój wóz, i ruszył w stronę lasu. Nie był zadowolony z tej trasy. Co chwilę gryzł go komar, albo natrafiał na błoto, spowodowane wczorajszym deszczem.
Podczas kilku minutowej wędrówki przypomniał sobie wczorajszą panikę Jess. Chciało mu się śmiać, ponieważ nie znał aż tak strachliwej nastolatki, ale fakt - ona była inna. Dziewczyny w jej wieku i z jego szkoły mimo burzy bawiły się w renomowanych klubach.
Pomyślał nawet o tym, żeby zabrać ją na jakąś imprezę w przyszłości. Może znalazłaby koleżanki i przestałaby go męczyć swoją obecnością w domu. W sumie, teraz była mu obojętna. Nie chciał jednakże, aby się bała. Czuł zmieszanie, więc na tan moment postanowił szybko zapomnieć o siostrze.
Cieszył się, że w oddali widział już grupkę, czekających na niego chłopaków. W ciągu kilku sekund wyrzucił z mózgu myśli o siostrze, przeprogramowując go na to, co za chwilę mają wspólnie zrobić. Skupienie i rozwaga były teraz najważniejsze.
- Bieber! - Usłyszał ciche nawoływania drugiego bliźniaka, z którym jeszcze dzisiaj nie rozmawiał. Wyłonił się, jakby znikąd. Po prostu wyszedł zza drzewa.
- Luke? Co robimy najpierw? - Spytał chłopaka, który wyglądał na całkowicie skupionego.
- Ty i ja idziemy na wschód. Zauważyliśmy, że mają dodatkowe wejście. Sklep jest raczej słabo strzeżony, dodatkowo działają nielegalnie. Wątpię, aby zgłosili kradzież. - Wyjaśnił Brooks, patrząc na swoje ręce. - Mam nadzieję, że się uda.
- Uda się. - Uciął Bieber. - Po prostu nie panikuj i skup się na tym, co mamy zrobić.
-Czy kiedykolwiek nawaliłem ? -Luke zmarszczył czoło.
-Możecie przestać gadać ? - zapytał ostro Jai, który stał już przy drzwiach sklepu, trzymając małe wiaderko z niebieską farbą. Kiedy upewnił się, że właściciel jest zbyt zajęty czytaniem gazety dla dorosłych, uniósł je i jedym ruchem oblał jednyną kamerę. Podejrzewał, że może być ona nieprawdziwa, ale wychodził z założenia „Przezorny zawsze ubezpieczony".
- Jai, ty pieprzony skubańcu! - Zaśmiał się Justin, nie przewidując takiego ruchu ze strony swojego przyjaciela. Po tych słowach już się nie odzywał, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po prostu wszedł do sklepu razem z Lucasem drzwiami znajdującymi się od wschodniej strony. Słyszał, że Jack i Nash zajęli się sprzedawcą. Nie był w stanie rozpoznać ich twarzy, więc chłopaki po prostu go otumanili środkiem nasennym. Oprócz niego w sklepie nie było innego. Mogli działać! Juss natknął się na niewielki magazynek z bronią. Wiedział, że musi zachowywać się bardzo ostrożnie.
- Stary, te spluwy są z lewego przemytu! - Warknął Luke. - Nie mają chipów. Nie są zarejestrowane! - Mówił z ekscytacją ładując towar do dużych plecaków, które mieli przy sobie.
- Jesteśmy szczęściarzami, bracie. - Jego entuzjazm potwierdzał także Bieber, który patrzył na bronie, jak dziecko na zabawki.
- Dzwoń po Jaia. - Mruknął szybko Gilinsky. - Może przyjeżdżać busem. - Ustalili wcześniej, że zaraz po oblaniu kamer farbą drugi bliźniak miał się wrócić po samochód, aby przetransportować łupy.
- Chyba to on dzwoni do mnie. - Bieber zdziwił się na dźwięk przychodzącego połączenia na jego telefon. Przez chwilę był pewien, że to bliźniak.
Nacisnął zieloną słuchawkę na wyczucie, nie patrząc na telefon, ponieważ wolną ręką zbierał z półki napełnione magazynki.
-No gdzie ty, do cholery, jesteś ? -warknął. Cały czas byli pod kontrolą czasu.
-Synku, grzeczniej. - upomniała go Ana po drugiej stronie. Justin zaprzestał swoich czynności, blednąc.
-Coś się stało ? - spytał, odchrząkując. O tak, był zły.
-Musisz po nas przyjechać. Jess bardzo boli ząb, a ojciec ma ważne spotkanie. Zwolnij się z tych ostatnich lekcji.
-Nie mogę, mamo. - kilka par oczu spoczęło na osobie Biebera, przez co poczuł się jak mięczak. Doskonale wiedział, że nie potrafi odmówić swojej mamie, ale również nie może zostawić chłopaków. To byłoby nie fair.
-Justin, błagam. Strasznie ją boli. - mówiła z przerważliwieniem. Blondyn mógł sobie wyobrazić skuloną na kanapie dziewczynę ze łzami w oczach, zuepłnie tak jak wczoraj.
-Zobaczę co da się zrobić. - odparł, wzdychając.
-Och, jesteś kochany. - pożegnała się przesłodzonym tonem.
-Tylko nie mów, że ... - zaczął Luke, wbijając w przyjaciele twarde spojrzenie.
-Tak! - krzyknął nerwowo Justin, chowając telefon do kieszeni. Ruchem ręki zgarnął resztę magazynków do lnianego worka i odstawił go tuż obok drzwi.
- Posprzątajcie tutaj. - Warknął, ignorując zdziwione miny przyjaciół. - Przyjadę na działki, spoko? Poradzicie sobie tutaj beze mnie. - Stwierdził, zmuszając się do popatrzenia na twarze chłopaków. - Nie mogę zawieść mojej matki i tym razem, okay?
- Jasne, stary. - Przytaknęli z uznaniem. Cenili go za szacunek do matki. Czasami nawalał, ale zawsze się starał i próbował być dobrym synem. Ostatni raz spojrzał na towarzyszy i wymamrotał ciche podziękowania. Chwilę później był już w drodze po swój samochód. Ponownie musiał przedzierać się przez las, aby pozostań niezauważonym.
Kilka osób wyprowadzało swoich pupili, a drogą przejeżdzało coraz więcej samochodów, dlatego założył ciemny kaptur. Dzięki niemu szanse, że ktoś go rozpozna, malały.
Bez nieprzewidzianych sytuacji dotarł do samochodu i równie szybko odjechał.
Starał się jechać w miarę szybko, ponieważ chyba podświadomie martwił się o Jessicę. Nie chciał jej w swoim życiu, które bez niej było naprawdę zagmatwane. Ale...nie podobało mu się to, że cierpi.Nie zrobiła nic złego, aby teraz zwijać się z bólu. Była taka ... delikatna i niewinna.
Kilka minut poźniej parkował już pod domem. Na wszelki wypadek postanowił wejść do środka.
-Dobrze, że już jesteś ! - zawołała Ana, dostrzegając sylwetkę syna w drzwiach.
-Gdzie Jess ? - rozejrzał się po mieszkaniu.
-Tutaj. - cieniuki głos dobiegał z salonu.
Dziewczyna powoli podniosła się z podłogi. Otóż twierdziła, że w tej pozycji, ból da się znieść.
Justinowi zrobiło się żal dziewczyny, skanując jej opuchnięty policzek.
- Możemy jechać do dentysty. - Oznajmił Justin chcąc pośpieszyć kobiety. Chodziło mu nie tylko o to, aby dziewczyna przestała cierpieć, ale także o to, żeby mógł szybciej wrócić do swojej roboty.
- Dobrze, Juss. Jedźmy! - Zarządziła Ana, popychając syna w stronę drzwi. Jessica posłusznie podążała na nimi. Pragnęła, aby ból został uśmierzony.
Kiedy dziewczyna zbliżyła się do chłopaka, ten zwolnił na tyle, że szli obok siebie. Nastolatka zadrżała, kiedy ramię Justina objęło ją. Chłopak spojrzał na nią z góry i stwierdził, że dziewczyna jest naprawdę niziutka i malutka. Teraz naprawdę nie chciał, aby cierpiała. Nigdy.
- Będzie dobrze. - Nachylił się i wyszeptał głosem pełnym współczucie i opiekuńczości.
Jess spojrzała na niego, posyłając krótki uśmiech. Chciała wierzyć w jego słowa, ponieważ narazie jej myśli były dość pesymistyczne.
Blondyn, zachowując się jak dżentelmen, otowrzył kobietom drzwi. Jess zajęła miejscez przodu, przykładając policzek do zminej szyby, a Ana uważając na nienagannie uprasowaną spódnicę, usiadła z tyłu.
Justin ponownie obszedł samochód i wślizgnąl się na swoje siedzenie. Przyciszył nieco radio, aby nie przeszkadzało Jess i powoli ruszył z miejsca.
-Czysto masz tu, synu. -pochwaliła Ana, gładząc ręką skórę, którą obite były siedzenia.
Justin pokiwał tylko głową, zgadzając się. Co chwilę zerkał na brunetkę siedzącą obok. Jej powieki były zamknięte, a usta wykrzywione w grymasie bólu. Chciał go od niej zabrać, ale nie miał takich mocy, by to zrobić.
Ana czuła się bardzo dobrze w przestrzeni samochodu. Przyglądała się swoim idealnie spiłowanym paznokci, dopóki nie dostrzegła kartki na gumowej wycieraczce. Korzystając ze skupienia Justina, chwyciła ją. Zamarła w bezruchu, śledząc kolejne wersy tekstu.
-Kochanie. -zaczęła łagodnie, przełykając ślinę. -Co tu robi ten rachunek ?
Justin przez chwilę nie miał pojęcia o co chodzi, lecz po spojrzeniu w lusterko, doznał olśnienia. Nie mógł uwierzyć swój brak profesjonalizmu, ponieważ ukradziony wyciąg z konta zostawił na tylnej kanapie w swoim aucie. Dlaczego tego nie zabrał? Bił się z myślami, nie mając pojęcia co powiedzieć swojej mamie, która oczekiwała wyjaśnień.
- Ale jaki rachunek? - Zapytał próbując zamydlić oczy matce. Był, jak w potrzasku.
- Na nazwisko ojca. - Mruknęła. Czuł, ze zaczyna się denerwować i niedługo rozpocznie awanturę o to, że grzebał w rzeczach Jeremiego. Nie potrzebował problemu, jednakże nie mógł wymyślić sensownej wymówki.
- Och, to chyba moja wina. - Odezwała się nagle Jessica. - Pamiętasz, jak powiedziałaś mi, że mój plan lekcji jest w gabinecie ? Chciałam zabrać go do szkoły, ale pomyliłam go z tym rachunkiem, dlatego został w samochodzie Justina.
-Rozumiem. -przytaknęła odrobinę uspokojona Ana. Wyjaśnienia Jess były jak najbardziej prawdopodobne. Teraz miała tylko za złe swojemu mężowi to, że źle go schował. Przecież nie mieli już do tego wracać. Nigdy.
Justin odetchnął z ulgą. Odwrócił się w stronę Jess i bezgłośnie wyszeptał „dziękuje", lekko się uśmiechając. Nie pomyślałby, że po tym wszystkim, zechce go bronić. Był dla niej taki oschły ...
Ta reakcja była w zupełności zgodna z tym co czuło serce Jess. Nie chciała, aby Justin teraz odpowiadał za swoje czyny. Kobieca intuicja podpowiadała jej, że to nie jest zwykła błahostka. Widziała to w jego oczach, gdzie z zaciekłością, szukał tego głupiego wydruku.
Również odwróciła się w jego stronę, lekko wzruszając ramionami. Następnie powróciła do szyby, ale nie zostawiła chłopaka bez wsparcia, który nadal był w szoku. Niepewnie położyła swoją dłoń na jego. Była taka aksamitna i ciepła.
Dziewczyna jednak szybko zabrała swoją rękę, aby Ana nie zauważyła tego dziwnego gestu. Justin spojrzał na nią mrużąc oczy, lecz po sekundzie również zrozumiał o co chodziło. Szybko spojrzał na matkę, której wzrok utkwiony był w szybie. Na szczęście, nie widziała dziwnego zachowania nastolatków, co wyeliminowało kolejny problem, który mogliby mieć.
Kiedy dotarli pod przychodnię, Ana nadal była nieobecna i zdenerwowana. Szybko pożegnała się z rodzeństwem i złapała taksówkę, aby jak najszybciej porozmawiać z mężem.
-Dentysty również się boisz ? - zagadnął Justin, otwierając drzwi Jess.
-Tak, ale wejdę sama. - oznajmiła cicho. Zdjęła swoją skórzaną kurtkę, wieszając ją na wysokim wieszaku, przez co musiała stanąć na palcach.
Justin zaśmiał się cicho, zajmując miejsce na krzesełku.
-Poczekam tu na ciebie ! - krzyknął zanim sylwetka siostry zniknęła za drzwiami gabinetu.
W duchu cieszył się, że Ana umówiła Jessicę przez telefon dużo wcześniej i nie było problemów z tym, czy dentysta przyjmie dziewczynę.
Po piętnastu minutach siedzenia na poczekalni, blondyn zaczął się nudzić. Miał świadomość, że zabiegi z zębami są czasochłonne, ale najchętniej pojechałby już do kumpli i pomagał im pracować. W pewnym momencie poczuł wibracje w kieszeni, a chwilę później usłyszał utwór Eminema, który służył mu za dzwonek przychodzącego połączenia.
Uśmiechnął się na widok wyświetlonego na ekranie zdjęcia swojej dziewczyny. Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, jak bardzo za nią tęsknił.
-Hej, kochanie. - przywitał się po naciśnięciu zielonej słuchawki.
-Cześć, Juss. Co robisz ?- jej głos był jakiś rozmarzony.
-Nic ciekawego, a ty ? -postanowił skłamać. To jeszcze nie był dobry moment, by opowiedział Gomez o rewolucji, która zaszła w jego życiu.
-Myślałam, że moglibyśmy iść do kina. - zaproponowała.
-Dziś to chyba nie wypali. Mam ważne sprawy do załatwienia z chłopakami.
- Jak to? Nie widzieliśmy się tak długo! - Słyszał w jej głosie frustrację i złość. Było mu z tego powodu źle, ale wydawało mu się, że dziewczyna może poczekać i zrozumieć, że są rzeczy ważniejsze niż kino.
-Skarbie, obiecuję Ci, że jutro będę cały do twojej dyspozycji. -starał się mówić dość przekonująco.
- Jutro to możesz iść się pieprzyć ze swoimi kumplami. - Warknęła, rozłączając się. Justin wpatrywał się tępo w komórkę, bo nie do końca wiedział co ma myśleć o sytuacji, która miała miejsce przed chwilą.
Nie zdążył dokładnie przeanalizować jej wypowiedzi i pomyśleć nad tym, co powinien zrobić, ponieważ drzwi gabinetu uchyliły się, a chwilę potem wyszła z nich Jessica.
-Jak było ? -zagadnął Justin, witając. Chciał jak najszybciej zapomnieć o kłótni ze swoją dziewczyną.
Jako pierwszy dotarł do wieszaka i zdjął z niej damską kurtkę, następnie podając ją dziewczynie.
-Okej, tylko strasznie wirujesz. -odpowiedziała. Dentystka musiała wyrwać bolesnego zęba, podając brunetce silne znieczulenie. Teraz czuła jedynie wielkie zawirowanie w głowie.
Dziewczyna nieporadnie stawiała kroki, jakby miała kilka promili we krwi. Idący obok niej Justin ponownie objął Jess ramieniem, aby przypadkiem nie spadła ze schodów.
- Dasz radę iść? Wyglądasz na nieźle znieczuloną, moja droga. - Zaśmiał się, widząc, że nogi dziewczyny są jak z galaretki i ledwo nimi pląta. Jess niemrawo podniosła głowę i spojrzała na chłopaka wzrokiem, który wyraźnie mówił '' nie naśmiewaj się ze mnie.'' Blondyn nie przejmował się jej nadąsaną miną i całą drogę do samochodu kpił z niej nieporadności. W pewnym momencie sama zaczęła śmiać się z tego, że nie kontrolowała swoich nóg.
Mimo wszystko udało im się bezpiecznie dotrzeć do samochodu, bez żadnych potknięć, a kilka chwil później byli już w drodze do magazynu Justina i jego przyjaciół.
Jess zagłębiła się w wygodnym siedzeniu, słuchając jakiejś spokojnej muzyki, która wydobywała się z radia. Miała dość bycia pod znieczuleniem. Jej obraz był zamazany i kompletnie nie wiedziała, jak ma sobie z tym poradzić.
W końcu zamknęła oczy. Lekkie kołysanie się samochodu sprawiło, że poczuła się okropnie zmęczona, a chwilę potem zasnęła.
Jessica spała, kiedy Justin przemierzał ulice miasta. Próbował ominąć centrum, ze względu na korki. Jechał wąskimi uliczkami jakichś osiedli. Był to niezły skrót, ponieważ w zaledwie pół godziny znaleźli się na obrzeżach. W pewnym momencie, Jessica westchnęła przez sen, można powiedzieć, że wręcz przeuroczo mlasnęła, próbując przewrócić się na drugi bok. Uniemożliwiły jej to pasy, którymi przymocowana była do fotela. Bieber zaśmiał się cicho nie rozumiejąc, jak w tak krótkim czasie można było tak mocno zasnąć. Spojrzał na nastolatkę, która wyglądała, jak śpiący szczeniaczek, którego chciało się tarmosić za fałdki tłuszczu, których niestety Jessica nie posiadała.
Uśmiechnął się jeszcze raz w jej stronę, zajeżdżając na mały parking. Wysiadając kilka razy upewnił się, że dobrze zamknął samochód i lekko uchylił okno, aby Jess mogła nadal spokojnie spać. Nie chciał jej budzić.
Ścieżka na działki była równie błotnista, jaj w lesie. Po dwóch minutach marszu dotarł pod małą szopę, w której świeciło się światło.
- Jestem ! - Justin wszedł do środka.
- To dobrze, stary! - W stronę blondyna momentalnie odwrócił się Jack, który zawzięcie przekładał broń z plecaków do skrzynek. - Musimy wykombinować, gdzie to schowamy.
- Jestem pewny, że działka odpada. - Zamruczał Bieber, prawdopodobnie znając odpowiedź.
- Tak, nie chcę ryzykować, bracie. - Westchnął, przeczesując włosy palcami. Pamiętał, że działka nie była w pełni jego własnością. Narażanie rodziny nie było jego celem.
-Co powiecie na opuszczony magazyn ? -spytał Justin po chwili na namysłu. - Wystarczy zmienić kłódki w bramie i drzwiach.
- Zwariowałeś?! - Do rozmowy wtrącił się zajęty wcześniej Jai, który jak zwykle obawiał się niepowodzenia. Jego przyjaciele byli przyzwyczajeni do tego, że zawsze wszystko komplikował. Ale...może dlatego, nie siedzieli jeszcze w więzieniu. - Te magazyny to państwowa sprawa, nie powinniśmy tam robić swojej meliny.
- Jai...
- Nie chcę skończyć w pierdlu, rozumiesz? - Warknął czując, jak wzbiera się w nim złość. - Wiem, że zabrnąłem za daleko, ale naprawdę nie mam ochoty sam podkładać się glinom. - Uderzył jakimś drewnianym przedmiotem o podłogę. W pomieszczeniu rozległ się huk.
- Bliźniak ma rację. - Po chwili zastanowienia, głos zabrał Justin, który wcześniej uważnie wsłuchiwał się w sprzeczkę Jaia oraz Gilinskyego. -Ja mam dość kłopotów. Mama, Sel, Jess ...
-Jess ? -zdziwił się Luke. - Jest całkiem spoko.
- Nie nazywaj swojej rodziny kłopotem, stary. - Odezwał się nieśmiało Nash. - Tylko oni Ci pomogą, jeśli grunt się pod Tobą ugnie. Tylko rodzina, tak? Tylko rodzice i my, pamiętasz stary?
- Młody... czasami mówisz w sposób, którego nawet ja nie jestem w stanie rozszyfrować. Przerażasz mnie swoim smutkiem, Nash. - Wyszeptał, wpatrując się w chłopaka, którego oczy przepełnione były cierpieniem.
-Więc zrób mi tą przysługę i przestań traktować rodzinę, jak wroga. Szczególnie Jess. - odpowiedział Nash, siadając na jednej ze skrzynek.
-Okej ... Posprzątajmy to i zastawmy tutaj. W domu pomyślę co dalej. - zarządził Jai, rozluźniając nieco atmosferę. Takie tematy były naprawdę trudne dla całej paczki.
***
Jess obudziła się, słysząc przejeżdżające drogą samochody. Otworzyła szeroko oczy, rozglądając się dookoła. Kompletnie nie wiedziała, gdzie się znajduje. Odgarnęła włosy z twarzy i włączyła radio. Nie do końca rozumiała co się działo i dlaczego była sama, ale postanowiła poczekać kilka minut, zanim zacznie szukać blondyna.
W głośnikach zabrzmiało właśnie „Call me maybe", kiedy do samochodu wparował Justin. W pierwszej chwili Jess podskoczyła zaskoczona, ponieważ nie spodziewała się, że przyjdzie zza starego magazynu.
- Obudziłaś się? - Zapytał, patrząc na zaszokowaną nastolatkę. - Nie chciałem Cię budzić, a musiałem iść do kumpli. - Tłumaczył się, nie patrząc w oczy dziewczynie. Nie chciał kłamać jej prosto w twarz, dlatego swój wzrok wlepił w szybę.
-Spoko. - rzuciła wesoło.
-Proszę, wyłącz ten shit. - jęknął blondyn, słysząc okropną melodie.
- Dlaczego wszystko nazywasz shitem? - Oburzyła się, nie mogąc znieść ciągłej krytyki chłopaka. - Lubie wesołe piosenki, więc wybacz, ale będę tego słuchała!
-Wybacz, ale to mój samochód.
Nim dziewczyna zdążyła zareagować, stacja była już zmieniona.
-No ej ! - oburzyła się, marszcząc czoło. Chciała przywrócić piosenkę, ale nie dotknęła przycisku, ponieważ blondyn złapał ją za nadgarstek.
-Zabiorę cię na lody, ale nie dotykaj tego.
-Chcesz mnie przekupić ? - uśmiech uformował się na różowych ustach dziewczyny.
- Tak. - Westchnął. - Przekupienie Cię dotyczy tego, abyś nie dotykała radia oraz tego, abyś nie mówiła rodzicom, że byłem dzisiaj na działkach, stoi?
-Okej. -przytaknęła.
Justin uśmiechnął się i puścił jej nadgarstek, zdając sobie sprawę, że za długo ją trzymał.
***
Piętnaście minut później rodzeństwo znalazło się przed mała lodziarnią w samym centrum Stratford. Mieściła się w zabytkowym budynku tego miasta, którego grube ściany wymalowane były na czerwono, a liczne żłobienia na kontrastujący z nim biały. Na dachu znajdował się niewielki taras, a wymyślne firany w oknach informowały, że nad lodziarnią znajdują się mieszkania.
Justin wszedł pierwszy do lokalu, nie kłopocząc się, aby przytrzymać drzwi swojej siostrze. Bez bacznego spojrzenia Any czuł się bardziej sobą.
Jess wędrowała za blondynem, wywracając oczami w niemej dezaprobacie. Nie potrafiła sobie wytłumaczyć, dlatego tak szybko zmieniał swoje zachowanie. Przed i po wizycie u dentysty był dla niej miły, a teraz wyglądał, jak kamiennym posąg. Piękny kamienny posąg. Jego twarz nie wyrażała zbyt wielu emocji, jakby natarczywie o czymś myślał.
- Nie musimy tu być, jeśli nie masz ochoty. - Oświadczyła widząc, że Bieber nie czerpie przyjemności z wizji lodów śmietankowych. Wydawało jej się, że chłopak uporczywie zastanawiał się nad czymś, ale próbował to ukryć.
- Przestań. Obiecałem, więc zjemy te lody. - Odburknął, podchodząc do stolika, który wydał mu się najstosowniejszy. - Usiądź, a ja złożę zamówienie. Powiedz mi tylko, jaki chcesz smak.
- Poproszę sorbet z cytryn. - Odpowiedziała grzecznie, przypatrując się wielkiej tablicy, na której mieniły się obrazki ilustrujące polecane przez lokal smaki.
- Tylko? Kupię Ci jakiś pucharek. - Zdecydował, nie pytając się już więcej o zdanie dziewczyny. Po prostu, odwrócił się i odszedł. Jess westchnęła, przewracając oczyma. Nie mogła znieść tego, że chłopak cały czas się rządził i zawsze musiało być tak, jak on chce.
Podczas gdy on składał zamówienie dziewczyna rozejrzała się po lokalu. Przy okrągłych stoliczkach siedziało kilka par, patrzących na siebie z miłością. Innych zaś bardziej interesowała praca, dlatego chowali swoja twarz za ekranem drogich laptopów.
Wnętrze lodziarni było dość nowoczesne. Białe ściany, z jedną niebieską wyróżniającą się, na której wisiały tablice z cenami tego, co tu podają. O niedużym promieniu stoliki były również tego samego koloru i stały w różnych odległościach od siebie, aby każdy mógł spokojnie usiąść na kolorowych krzesłach.
To, na którym umiejscowiła się Jess, miało kolor limonkowy i jak stwierdziła sama dziewczyna było całkiem wygodne.
Nim się zorientowała, Justin powrócił do stolika z dwoma ładnie wyglądającymi deserami. Dziewczyna uwielbiała łakocie, więc stwierdziła, że nie będzie narzekać. Blondyn postawił przed nią lody, a sam usiadł na przeciwko niej.
- Smacznego. - Uśmiechnęła się radośnie, wkładając łyżeczkę w sam środek wielkiej gałki smakowitego loda cytrynowego.
- Taa. - Mruknął, nie całkiem zwracając uwagę na uprzejmość dziewczyny. Ogólnie, nie bardzo interesował się tym, co mówiła i robiła. W jego głowie była jedynie ich ostatnia akcja. Błagał Boga, aby chłopcy dali radę i ukryli dobrze łup. Wierzył w nich, ale zawsze byłby pewniejszy, gdyby uczestniczył w tym procederze.
Między tą dwójką przez jakiś czas trwała niezręczna cisza. Jess opróżniła już połowę swojego pucharka, jednak nie miała odwagi się odezwać. Nie chciała go denerwować, wiedząc, że odbije się to na wszystkich z otoczenia chłopaka.
-Dlaczego chroniłaś dziś mnie przed mamą ? - spytał, odstawiając szklane naczynie na bok. To pytanie dość długo go dziś nurtowało.
Jess podniosła zaskoczona głowę i przełknęła ostatnią porcję sorbetu.
-Wystarczająco już ją okłamujesz. - powiedziała na co zmarszczył brwi w niezrozumieniu. - Kiedy byłam jeszcze w domu dziecka Ana i Jeremy opowiadali mi o tobie wspaniałe rzeczy. Jednak kiedy przyszłam zobaczyłam, że jesteś sztywniakiem, a twoje ego wciska się w kąt, bo brakuje miejsca, kiedy przechodzisz przez korytarz.
-Że co, proszę ? - na idealniej twarzy blondyna namalowało się oburzenie. Jess doskonale wyczuwała swój przyśpieszony ze zdenerwowania, puls, jednak nie chciała się poddać. -Nie znasz mnie i nie wiesz, jak jest naprawdę. -dodał szorstko, przechylając się w stronę brunetki.
-Mówisz tak, bo nie chcesz przyznać, że jesteś bipolarny. - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Była świadkiem, jak różowe usta Justina drgają w uśmiechu.
-Jaki ? Powtórzysz ? - w jego słowach odkryła rozbawienie, jak i kpinę.
-Bipolarny. - ściszyła głos aż do szeptu. Justin skanował jej twarz, co zrobiło się trochę krępujące, dlatego zaczęła tłumaczyć:
-Twój nastrój zmienia się, jak kobiecie w ciąży. W samochodzie i przy mamie byłeś miły, teraz mnie ignorujesz. Boję się cokolwiek powiedzieć, bo nie wiem, jak zareagujesz !
-Mówi to dziewczyna, która najpierw płacze z bólu, a po wyjściu od dentysty jest naćpana znieczuleniem.
Tym razem uśmiech Justina udzielił się również Jessice, co było tylko potwierdzenie jej tezy, która teraz mało ją obchodziła. Wystarczyło jej tylko, że jej brat rozluźnił się i chciał żartować. Wolała go takiego niż milczącego i skupionego.
Justin dosyć rzadko pokazywał tę część swojej osobowości, szczególnie osobom, które zna tak krótko, jak Jess. Jednak oboje dobrze wspominali sytuację z samochodu, kiedy ich dłonie pierwszy raz się dotknęły i nie mięli z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.
***
Dwunasto centymetrowe szpilki Amelii rytmicznie stukały w chodnik, kiedy w pośpiechu szła do samochodu. Była umówiona z Caleb'em do kina i nie chciała się spóźnić, podążając za radą Seleny, że wszystkie muszą sobie kogoś znaleźć. Wiedziała, że wysoki chłopak z burzą loków na głowie w żadnym calu nie dorównuje Justinowi, ale nie miała szans na umawianie się nawet z którymś z jego przyjaciół. Byli oni, jak orzechy w twardej skorupce - ciężko było się do nich dostać. Widząc niedaleko swój samochód, z torebki wyciągnęła kluczyki. Przednie światła auta powitały ją błyskiem. Minęła jeszcze kilka osób, idących wprost na nią, i stanęła obok swojego cacka, które dostała na urodziny od ojca.
Papierowe pudełko ze znajdującą się w nim kawą, postawiła na dachu. Na tylnie siedzenia wrzuciła torby z nowymi zdobyczami i mocno trzasnęła drzwiami.
Zgrabnie wśliznęła się na swoje miejsce, wzięła łyk kawy i odstawiła ją w bezpiecznie miejsce. Przymierzała się do odpalenia samochodu, kiedy jej uwagę przykuł przystojny chłoapk za szybą lodziarni. Szybko rozpoznała w nim Justina, ale nie był sam. Nie widziała kim jest dziewczyna, nawet gdy wytężała wzrok. Oboje śmiali się.
Amelia bez wahania chwyciła telefon i napisała krótką wiadomość.
Do:Selena
Justin cię zdradza.
Potem odjechała.
---------------------------------------------------------------
Witam Was! Z tej strony Alex
Tak bardzo przepraszam, że zapomniałam dodać wczoraj rozdział ! Po prostu wyleciało mi to z głowy !
UWAGA ! W tekście mogą być błędy i brak akapitów, ponieważ dodaję go o 5 rano i rozdział nie jest sprawdzony.
Jeszcze raz najmocniej przepraszam :(
Do następnego !
xoxo.
CZYTASZ
You are my poison, Justin.
FanfictionOn ma kochającą rodzinę/Ona wychowuje się w domu dziecka On jest zakochany bez wzajemności/Ona nie wie co to miłość On nie chce ukazywać swoich emocji/Ona jest uczuciowa On jest rozrywkowy/Ona jest cicha On jest przerażający/Ona jest przyjacielska O...