ROZDZIAŁ 14

144 8 1
                                    

Promienie słoneczne zaczęły przebijać się przez rolety w sypialni Jessici. Słońce świeciło mocno, jak na tak wczesną porę dnia. W Stratford zapowiadał się upał. Jess kręciła się z boku na bok, nie mogąc zasnąć jeszcze chociaż na kilka minut ze względu na fakt, że Justin leżał obok niej. W łóżku było naprawdę gorąco, a spowodowała to nie tylko wysoka temperatura powietrza. Ciało chłopaka było niemal przyciśnięte do lewego ramienia nastolatki. Zmieniała pozycje bardzo delikatnie, aby nie obudzić brata. Było to trudne, ponieważ blondyn był dużym mężczyzną i zajmował znaczną część łóżka. Dochodziła dziewiąta, kiedy Jess była kompletnie poirytowana ciałem chłopaka obok niej. Czuła, że jest bliska roztopienia się, a o wyjściu z łóżka nie było mowy, gdyż zajmowała miejsce przy ścianie, a młody Bieber przycisnął ją swoją, umięśnioną i ciężką ręką. Postanowiła zakończyć swoją męczarnie. - Justin! - Krzyknęła szeptem. - Obudź się, miażdżysz moje organy! - Potrząsnęła nim lekko, mając nadzieję, że to go obudzi. - Justin! - Hm... - Mruknął, przecierając twarz dłonią. - Dlaczego mnie budzisz? Odejdź... - Justin śpisz w moim łóżku, przygniotłeś mnie..mógłbyś przenieść się do siebie? - Co? A co ja..co ja tu robię? - Podniósł się leniwie do pozycji siedzącej, a następnie przeczesał włosy palcami i rozszerzył oczy, aby mógł cokolwiek zobaczyć. - O mój Boże, już pamiętam. - Westchnął, wyglądając jeszcze trochę nieprzytomnie. - To nic, byłeś tylko trochę pijany. - Stwierdziła Jess, uśmiechając się lekko.- Rodzice nie mają pojęcia. - Oni mnie jakoś nie interesują. - Fuknął, następnie ziewając. - Powiedz mi, czy nie sprawiłem Ci problemów? Mówiłem głupoty? Dlaczego w ogóle tu spałem? - Nic nie zrobiłeś, spokojnie. - Powiedziała patrząc na chłopaka. - Po prostu byłeś zmęczony i zasnąłeś tutaj, zaraz po przyjściu. - Juss pokiwał głową i wstał z miękkiego materaca, prostując się i szukając koszulki, która jakimś cudem leżała obok drzwi. Ubrał się szybko i stanął wyprostowany na przeciw dziewczyny, skanując ją wzrokiem. - Wyglądasz uroczo. - Uśmiechnął się delikatnie, aby kontynuować,- dziękuję za trzymanie mnie tutaj całą noc i pomoc. To miłe Jessie. - Nie ma za co, - Zarumieniła się soczyście, co potwierdziło, jak mocno Justin na nią działał. - rodzeństwo powinno sobie pomagać. - Nie jesteśmy rodzeństwem. - Burknął po chwili przyglądania się jej pięknej, dziewczęcej twarzy.- A teraz pozwól, że pójdę coś zjeść w nadziei, że ojca i matki już nie ma. - Nie jesteśmy! - Potwierdziła ukrywając jakiekolwiek, większe emocje czekając, aż chłopak opuści jej pokój. Dopiero wtedy wypuściła powietrze i pozwoliła, by serce pojedynczo ją zakuło. Z jednej strony miała nadzieję, że ich relacje poprawią się przez to co razem przeszli, a z drugiej cieszyła się, że tak odbierał kwestię ich więzów rodzinnych, bo czuła do niego coś, czego zdecydowanie nie powinna czuć do brata. Justin beztrosko przebiegł po schodach, po chwili znajdując się w pustej kuchni. Wyczuł tam mocny aromat kawy połączony z drogą nutą rodzicielskich perfum. To oznaczało tylko, że już wyszli, za co był im wdzięczny. Z pewnością skomentowali, by jego wygląd, jak i zachowanie nawet jeśli jest już dorosłym mężczyzną, który odpowiada za siebie i własne czyny, a to zepsułoby mu humor. Brunet zmarszczył nos, kiedy dotarła do niego mocniejsza woń zapachów, a jego żołądek zacisnął się w supeł. Zdecydowanie miał kaca. Podszedł do jednej z wiszącej szafek i wyjął z nich szklankę. Wraz ze szklanym naczyniem, udał się do zlewu, odkręcając wodę, aby napełnić przeźroczyste naczynie. Całość wypił duszkiem, dzięki czemu poczuł się lepiej, a uciążliwe pieczenie w przełyku przestało być tak dokuczliwe. Pustą szklankę odłożył na blat, a następnie oparł się na nim, pochylając do przodu swoje ciało i spuszczając głowę. Obrazy wczorajszej nocy ponownie zawitały w jego głowie; zerwanie z Seleną, pieprzenie Hinduski i spanie u boku Jessici. Z pierwszego był dumny, gdyż nie mógłby być z osobą, która traktowała go jak przedmiot, a nie człowieka, w której on naprawdę się zakochał, do drugiego miał dość obojętny stosunek, a trzecia rzecz była najprzyjemniejszą, jaką przeżył mimo że był pijany. Nawet seks z Hinduską nie był tak dobry, jak zaśnięcie w łóżku Jess. Justin wypuścił z siebie urwany oddech i pokręcił głową, jakby sam nie dowierzał, że myśli w ten sposób. Choć dla niego to był tylko nic nieznaczący papierek, to w oczach świata zawsze będą rodzeństwem. Justin myśląc, że już nic gorszego nie zamąci mu dnia dzisiejszego, bardzo się pomylił, kiedy na drewnianym, podłużnym stole ujrzał białą kartkę. Z ciekawości ruszył w stronę mebla. W tym domu nie potrafił czuć się bezpiecznie przez kłamstwa, które tutaj bardzo dobrze ukrywano, aby nie wyszły na światło dzienne. Młody Bieber bladł z każdą chwilą, przyglądając się kolejnym linijkom. Jego klatka piersiowa unosiła się chaotycznie, a nozdrza rozszerzały nienaturalnie, kiedy brał szybkie, wściekłe oddechy. Użyl całej swojej siły, odkładając dokument, a przy okazji uderzając pięścią w stół. Dokument kolejny raz potwierdzał jego przypuszczenia, kolejny raz stawiał jego ojca w złym świetle, kolejny raz ranił go dogłębnie, kolejny raz powalał na ziemię, jak bolesny cios, kolejny raz był to wyciąg z kąta bankowego oznajmiający o przelewie na nieznane mu konto. Justin wplątał palce we włosy, ciągnąc za ich końcówki. Chodził w tę i wewtę próbując pozbyć się złości, lecz nic nie pomagało. Jessica, schodząc ze schodów, podskoczyła przestraszona, słysząc huk dochodzący z wnętrza kuchni. Powoli podeszła bliżej, dopóki nie zobaczyła Justina. Widząc go, zdała sobie sprawę, że nigdy jeszcze nie był tak ... Rozbity. -Justin ? - zaczepiła go cichym głosem. Chłopak niemalże od razu podniósł wzrok na dźwięk jej anielskiego głosu. Jess poczuła ciarki przechodzące przez kręgosłup, dostrzegając jego oczy. Były prawie czarne, głębokie, takie, że najnormalniej w świecie się ich bała i nie potrafiła zrobić kolejnego kroku ani wydobyć z siebie konkretnego zdania. Brunet, patrząc na zdezronientowaną Jessicą , nie myślał racjonalnie. Szybkim krokiem podszedł do niej i nim ona zrozumiała co się dzieje, była w jego ramionach. Tulił ją mocno, zaciągając się kwiatowym zapachem jej włosów. Skrył się w jej ramionach jakby była jedyną opoką, a on za chwilę miał zginąć. Tulił się do niej jak zapłakany pięciolatek do swojej mamy i czuł się naprawdę dobrze. Jess niemalże pisnęła z zaskoczenia, gdy Justin wpadł w jej ramiona. Jednak po chwili nieco się rozluźniła i położyła dłonie na jego plecach. Nie wiedziała o co chodzi, nie chciała nawet wiedzieć byleby trwali w tej pozycji wiecznie. Minęło kilka sekund, a oddech Justina powoli wracał do normalność tak, jak kolor jego tęczówek. Otworzył szeroko oczy, zdając sobie sprawę co zrobił i w jakiej pozycji się oboje znaleźli. Bez uprzedzenia odskoczył, niczym oparzony, od Jess i powrócił do stołu. -Co się stało ? - zapytała, ukrywając łamiący się głos. Widziała, że Justin jest zakłopotany, dlatego pierwsza postanowiła zabrać głos, aby oddalić niezręczność. -To, kurwa! - krzyknął ze złością, chwytając wyciąg bankowy, który z następnym zdaniem rzucił na podłogę. - Nienawidzę go. Tak bardzo, kurwa, go nienawidzę. Z bezsilności, którą czuł, ciągnął za końcówki swoich włosów. Jess popatrzyła na niego, a jej oczy zaszkliły się. Nie mogła słuchać tego, co mówił. Dla niej Jeremy był dobry, uratował ją od życia w bidulu, zapewnił wszystko co najlepsze. Nie wyobrażała sobie, że mógłby być inny i swoimi kłamstwami tak bardzo ranić Justina. Dziewczyna podeszła do miejsca, gdzie leżała kartka i przykucnęła, biorąc ją do ręki. Może nie znała się na sprawach bankowych, ale z pewnością mogła stwierdzić, że podobny kwitek Justin znalazł ostatnio w biurze ich ojca. Powoli podniosła głowę na Justina, którego wzrok utkwiony był w szybie, a jego dłonie zaciśnięte na jego krawędzi. Knykcie chłopaka pobielały z siły, której używał. -To znaczy, że ... -To znaczy, że jedziemy do detektywa. - wciął się, odchodząc od stołu i łapiąc dziewczynę za rękę. -Zbieraj się. Nie dał jej nawet czasu na przyswojenie wszystkiego, kiedy ciągnąc za sobą wyprowadził z domu. Jej włosy rozwiał wiatr, szalejący na zewnątrz, przez co nie widziała nic poza brązowymi kosmykami. Justin widząc jej nieporadność, która czasami naprawdę działała mu na nerwy, podniósł ją w tali i niczym małe dziecko posadził na siedzeniach, zapinając pasy. Podczas gdy dziewczyna poprawiała włosy, by móc znów normalnie widzieć, on obszedł samochód szybkim krokiem z zaciśniętymi w jedną, cienką linę wargami, co tylko było oznaką tego, jak wkurzony był. Droga do detektywa trwała około piętnastu minut. Oboje milczeli, a jedynym dźwiękiem rozbrzmiewającym pomiędzy nimi był warkot silnika i delikatna melodia sącząca się z radio. Justin nie jednokrotnie przekroczył prędkość, lecz nie zwracał na to większej uwagi. Dobrze znał drogę, po której się poruszał i wiedział dokąd zmierzał. Jess zamrugała kilka razy przyglądając się temu, jak bardzo chłopak był skupiony, zły, pełen emocji. Po wspomnianym kwadransie, rodzeństwo wysiadało z samochodu i skierowało się do szarego budynku. Nie był on obskurny, ale nie był on również piękny i bardzo zadbany. Jessica dokładnie przyjrzała się obszarowi obok bloku. Na ławkach siedzieli starcy a pomiędzy nimi kręciły się koty lub maleńkie psy. Po chwili, Justin pukał już do drzwi, na których widoczne było imię, nazwisko i specjalizację detektywa. Zamek zaskrzypiał, a oczom rodzeństwa ukazał się rosły mężczyzna z krótkimi włosami i czarnymi okularami na nosie. Jess szczelniej otuliła się kurtką, czując od mężczyzny zdecydowaną dominację nad jej wzrostem. -Byliście umówieni ? - spytał znudzonym tonem, przyglądając się obojgu nastolatkom. -Nie, ale zapłacę. - zareagował szybko Justin. Wysoki mężczyzna stuknął kilka razy palcem wskazującym w swój podbródek, rozważając tę propozycję, a Justin z każdą minutą tracił nadzieję na odkrycie prawdy. Ulżyło mu jednak, kiedy mężczyzna cofnął się, robiąc przejście. Justin złapał zimną dłoń Jessici i wciągnął do środka, gdzie było dość sterylnie i pachniało całkiem przyjemnie. -Usiądźcie. - polecił detektyw i sam usiadł na przeciwko rodzeństwa. - Nazywam się Bill Newman. Co Was sprowadza ? -Musi pan coś sprawdzić. - Justin nie owijał w bawełnę. Był zbyt zniecierpliwiony, by to robić. Z prędkością światła opowiedział mężczyźnie każde podejrzenie, każde dokładnie opisał, do samego końca zachowując maskę twardego, którą zakładał, by nie pokazywać swoich emocji. Tym bardziej, że koło niego siedziała kompletnie zmieszana dziewczyna, która była dla niego czymś więcej. -Dziękuję, Justin. Myślę, że uda mi się coś zrobić w twojej sprawie. - oznajmił, odkładając kartkę z ołówkiem na bok. Omiótł rodzeństwo znudzonym wzrokiem, dając do zrozumienia, że chce, aby już wyszli. -Tylko coś, kurwa ?! - Justin chaotycznie zerwał się z krzesła, wkurzony gestem człowieka siedzącego naprzeciwko. Człowieka, któremu zaufał i powierzył największą tajemnicę, kiedy obok siedziała Jess, która z szeroko otwartymi ustami słuchała słów Justina i nie mogła w to uwierzyć. -Będę Cię informował na bieżąco, Justin. Wzrok młodego Biebera strzelał piorunami w sylwetkę detektywa, dla którego była to kolejna, zwyczajna sprawa. Jessica, otrząsając się z doznanego szoku spodowanego wyznaniami brata, również wstała i położyła chudą dłoń na ramieniu zdenerwowanego bruneta. Oddychał szybko i nierówno, a detektyw zdawał się nawet tym nie przejmować. Justin rozluźnił się minimalnie dzięki dotykowi dziewczyny, ale to i tak było za mało. Wzruszył ramieniem, zrzucając jej rękę i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami, na co Jess wzdrygnęła się lekko. -On zawsze taki nerwowy ? - zapytał, wyłączając swój komputer. Jess odwróciła się w jego stronę. -Proszę mu pomóc. Jest naprawdę rozbity i jestem pewna, że nie chciałby pan być na jego miejscu. Może i robił złe rzeczy, ale jest naprawdę dobry. - mimowolnie pomyślała o poprzedniej nocy i zapachu damskich perfum, lecz szybko powróciła do poważnej postawy. Czuła wewnętrzną potrzebę wstawienia się za nim. -Niech pan o tym pamięta. Po tym od razu opuściła biuro, na zewnątrz oddychają głęboko. Zbyt dużo myśli kłębiło się w jej mózgu. Powoli pokonała schody i kiedy wyszła z klatki schodowej ujrzała Justina opartego o maskę samochodu. Jego głowa spuszczona była w dół, a w długich palcach trzymał papierosa. -Rozumiem. - oznajmiła współczująco, siadając na przedzie samochodu, obok bruneta. Jej nogi zwisały w powietrzu, a ona ruszała nimi w tył i przód, patrząc w horyzont. Młody Bieber dopiero po chwili podniósł wzrok i zaciągnął się jeszcze raz, zanim zapytał. -Co rozumiesz ? -Rozumiem to, co czujesz. -Nie sądzę. - rzucił krótko, rzucając papierosa na ziemię. Chciał zakończyć tą rozmowę, lecz Jessica nie potrafiła poddać się tak łatwo. -Justin, nie tylko Ciebie skrzywdzili rodzice. Nie ważne w jaki sposób. -Nic o mnie nie wiesz, Jess. -To pozwól mi siebie poznać ! - krzyknęła z zdesperowaniem. -Dlaczego odrzucasz ludzi ?! -Bo wszyscy, którym ufałem, mają mnie kurwa za nic ! Justin czuł, jak w szaleńczym tempie bije jego serce przez jedno zdanie, kilka wyrazów, które przypomniały mu o Selenie. Kochał ją i robił dla niej wszystko, a ona po prostu bawiła się nim mając za nic jego uczucia. Chłopak wiedział, że jest coraz bliższy pokazania swojej prawdziwej twarzy, dlatego odepchnął się od samochodu, rzucił papierosa i po przydeptaniu go butem bez słowa udał się do samochodu. Jessica, wiedzą, że jest na straconej pozycji, również zeszła z auta i zajęła swoje miejsce obok kierowcy. -Pojedziemy teraz do chłopaków, okej ? -Jasne. - przytaknęła cicho, zapinając pasy. Justin ruszył z piskiem opon, a następnie włączył się do ruchu. Cisza, która panowała w środku przez dobre kilka minut, zabijała Jess od środka. Zdała sobie bowiem sprawę, że nie powinna naskakiwać na Justina, chociaż miała dobre chęci. Chciała mu pomóc, chciała, by przestał cierpieć, ponieważ nie lubiła go w takim stanie. Oddałaby wszystko, żeby uśmiechał się częściej, a Selenie za to co mu zrobiła, najchętniej wyrwałaby te ciemne kudły. -Przepraszam, Justin. - odezwała się cicho, odwracając się w stronę chłopaka, który skupiony był na jeździe, lecz wcale jej to nie przeszkadzało. -Nie powinnam ... -Ufam Ci, Jess. Tylko tobie. - przerwał jej szczerym wyznaniem dodatkowo łapiąc jej chudą dłoń. Splótł jej palce ze swoimi, jak zazwyczaj robią to pary, i położył ich ręce na skrawku wolnego miejsca na swoim fotelu. Jessica chwilowo przestała oddychać na owy gest ze strony swojego brata, ale nie potrafiła zaprotestować.*** Justin zamierzał spotkać się z Nash'em i resztą przyjaciół, aby chociaż na chwilę zapomnieć o sytuacji w jego całkiem prywatnym życiu. Musiał również przeprosić Nash'a. Czuł się winny, cholernie winny. Podczas drogi do starej fabryki, gdzie miało odbyć się spotkanie całej paczki Jessica spoglądała ukradkiem na przybieranego brata. Miała na sobie zbyt dużą bluzę, w której czuła się komfortowo i bezpiecznie. To nie tak, że obawiała się Justina, ale nieśmiałość w jego towarzystwie brała nad nią górę. - Jesteśmy, chodź. - Bieber odezwał zaraz po zatrzymaniu auta. Szybko wyskoczył z samochodu, a następnie go okrążył, aby otworzyć drzwi dziewczynie. Zaskoczył ją, więc zmogła się jedynie na nieśmiały, krótki uśmiech. Justin z satysfakcją podniósł kąciki swoich ust. Lubił działać na nastolatkę w różne sposoby. Chwycił ją za ramię i prowadził schodami starej fabryki na samą górę. Już z daleka słychać było śmiechy i rozmowy, co oznaczało że cała ekipa była już na miejscu. - Siema. - Justin krzyknął, uśmiechnąwszy się szeroko. Jego oczy rozbłysły się kiedy dojrzał Luka, Jaia, Nasha i Jacka, którego nie widział już jakiś czas. Od razu przywitał się z nimi soczystym uściśnięciem dłoni.- Juss, to jest mój kuzyn Jake! - Gilinsky wskazał na niskiego blondyna,który stal obok niego. - Miło Cię poznać stary, co tam? -Nie przedstawisz nam swojej dziewczyny ? - wypalił szeroko uśmiechnięty Jake, wyciągając rękę w stronę Jessici. Zmieszanie wzięło górę nad Justinem i przez chwilę nie był w stanie nic z siebie wydusić. -Jesteśmy rodzeństwem. - oznajmiła Jess twardym głosem. Owinęła się ramionami i leciutko skryła za plecami Justina, widząc, jakim wzrokiem patrzy się na nią Jake. -Wow, Bieber! - do rozmowy wtrącił się zainteresowany Jack. - Co tu się działo, kiedy mnie nie było ? -Długa historia. - rzucił krótko, zaciskając usta na widok śliniącego się Jake' a do jego siostry. Właśnie, JEGO. -Może napijmy się, a potem wszystko opowiem, co ? -Czekam, Bieber ! - Jack uraczył wszystkich najszerszym uśmiechem świata, kiedy prowadził Justina do kanapy, trzymając swoje ramię na jego plecach. Brunet zdążył tylko posłać Jessice przepraszające spojrzenie, zanim wylądował na miękkich poduszkach, a Luke podał mu puszkę schłodzonego piwa. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko smutno i odwróciła, chcą podejść do fotela, gdzie mogłaby spokojnie usiąść i przysłuchiwać się rozmowom chłopaków. Chrząknięcie sprawiło, że zatrzymała się. -Nie przedstawisz się ? - spytał Jake. -Jessica. - brunetka odparła od niechcenia, nadal nie podając mu ręki. Nie podobał się jej sposób w jaki chłopak na nią patrzył ani to, jak zalotnie uśmiechał się. Po kilku minutach wszyscy wesoło rozmawiali ze sobą, nawet Jess nawiązała konwersacje z Nash'em i Jai'em. Byli dla niej naprawdę mili i przyjaźni. Lubiła ich i czuła się dobrze w całym towarzystwie, lecz przeszkadzał jej uciążliwy wzrok Jake'a. Czuła go na sobie, dlatego przesunęła się bliżej Nash'a, a on widząc jej ruch owinął ramię wokół niej. - Grier, podrywasz siostrę sławnego Biebera? Nie boisz się że duży brat skopie Ci dupe? - W pewnym momencie głos nowego w ich paczce rozbrzmiał się w pomieszczeniu. Jessica skrzywila się, nawet nie chcąc patrzeć na twarz kuzyna Gilinskyego. Nash zachichotał ledwo słyszalnie, spoglądając ukradkiem na Jai'a, który również posłał mu rozbawiony grymas. - Nie, jakoś nie mam obaw. - Mruknął niebieskooki, próbując zostać poważnym. Justin patrzył groźnie na blondyna wzrokiem, który gdyby było to możliwe, mógłby go zabić. Nie mógł znieść tego, jak Jake próbuje zbliżyć się do brunetki, ale bał się zareagować. Bał się tego, że pokaże, jak bardzo mu na niej zależy i sposób, w jaki nie powinien czegoś do niej czuć. -Więc lepiej uważaj. - ostrzegł go Nash, przyciągając Jess bardziej do swojego boku. Czuł, że powinien to zrobić, ponieważ dziewczyna ledwo zauważalnie drżała ze strachu. Justin dziękując niemo Nash'owi za pomoc nieco rozluźnił się. Jemu ufał, chociaż ten był na niego zły. -Jestem już dużym chłopcem, poradzę sobie. - zapewnił, śmiejąc się. Podobną reakcję wywołał u Jai'a, który zakrztusił się piwem. W myślach wyśmiewał naiwność Jake, któremu na pewno nie spodobałby się gniew Justina ani połamane kończyny. Chwilę potem wraz z przyjściem wiadomości tekstowej na telefon Justina, rozmowa grupy zeszła na tor motoryzacji oraz elektroniki. Brunet odstawił puszkę piwa na mały stolik kawowy i wyciągnął swojego IPhone'a z kieszeni spodni. Odblokował go i kliknął na SMS'a od nieznanego mu numeru. „Musimy to powtórzyć, Justin :*" Od razu zrozumiał od kogo dostał tę wiadomość i nie miał do tego żadnych wątpliwości. Pamiętając jeszcze reakcję Hinduski po ich stosunku, mógł się domyśleć, że dziewczyna tak łatwo nie odpuści, chociaż dokładnie dał jej do zrozumienia, że to tylko seks, bez uczuć. Najwidoczniej dziewczyna nie chciała zapomnieć o przystojnym brunetem z czekoladowymi oczami, a on z daleka wyczuwał, że będą z nią kłopoty. Zacisnął wargi w prostą linię i ze złością schował urządzenie do kieszeni. Nie chciał o tym myśleć, ani odpisywać. Wychodził z założenia, iż jeśli on kompletnie ją oleje, ona odpuści. Ponownie sięgnął po piwo i wziął dużego łyja. -Nash, możemy pogadać ? - spytał, próbując odciągnąć swoje myśli z dala od Hinduski. Nash przerwał rozmowę z Luke'iem i zdziwiony popatrzył na Bieber'a. Pomimo tego co Justin powiedział ostatnim razem, dla Nash'a nadal był jego najlepszym przyjacielem, dlatego kiwnął głową i powoli wstał z kanapy, cicho przepraszając Jessicę tak, aby tylko ona mogła to usłyszeć. Nash oraz Justin zeszli na parter fabryki, aby móc spokojnie zamienić ze sobą kilka słów. Grier wyglądał na zaszokowanego w pewnym sensie. Nie wiedział o czym będą rozmawiać. - Chodzi o tę akcję z Jessicą? Stary, tylko żartowałem. Wiesz, że dziewczyny mnie nie interesują. - Nash zaśmiał się nerwowo. Kilka sytuacji sprawiło, że obawiał się Biebera. Kochał go jak brata, ale jakaś cząstka jego umysłu podpowiadała mu, aby nie igrał z blondynem. - Wiem, Nash. Spokojnie. - Juss potarł swój kark. - Wiem, że broniłeś ją przed tym frajerem. - Dodał, opierając się o budynek. - Tak. - Kiwnął głową. - Wiec, dlaczego tu jesteśmy? - Chciałem Cię przeprosić Nash. Zachowałem się jak idiota, rozumiesz? Jak ostatni drań...którym, mam nadzieję, nie jestem. Przepraszam za to, co kiedyś powiedziałem. Przepraszam, że zawiodłem. - Ostatnie słowa wyszeptał podchodząc bliżej niebieskookiego. - Zawodzę ludzi, taki jestem, ale kocham Cię, słyszysz? Jestem tu dla Ciebie, bracie. - Owinął ramiona wokół mniejszego chłopaka. - Przechodzę przez masę problemów teraz i mam wrażenie, że nie radzę sobie z samym sobą. - Chodzi o Jessicę. - Grier stwierdził pocierając plecy Biebera. - Nie martw się o to, Juss. Przejdziecie przez to. Uciekniecie. Będzie dobrze. - Nash...jak? Skądmożesz wiedzieć, o co chodzi? - Blondyn prychnął odsuwając się nieco odchłopaka. - To tylko siostra, nie rozumiem o co Ci chodzi. Mam problemy zrodzicami, nie z nią.
- Przestań kłamać, Biebs. - Nash zaśmiał się bez krzty humoru. -To jest właśnie Twój pieprzony problem. Nie pozwalasz, aby prawda wyszła na jaw. Kłamstwa kiedyś wypalą dziury w Twoich organach, a Ty i tak będziesz udawał, że jest okay. Przestań. - Nic nie rozumieszNash. - Justin warknął przyglądając się beznamiętnej twarzy Griera. - Mojojciec mnie oszukuje, Jessica mąci mi w głowie i na dodatek tkwię w pieprzonymbagnie, przez te wszystkie włamania. To wszystko jest skomplikowane.
- Doskonale to rozumiem, ale Ty wciąż traktujesz mnie jak dziecko. - Nash westchnął, próbując ukryć poirytowanie. - Przestań ranić ją, mnie i kobietę, która mimo wszystko Cię wychowała. - Warknął, po czym wbiegł schodami na górę, do reszty paczki. Bieber postanowił wracać do domu, dlatego po piętnastu minutach tkwił w samochodzie razem z Jessicą, która mimo wszystko chętnie opuściła fabrykę. Była zmęczona a na dodatek miała zadaną pracę domową. Przez drogę zastanawiał się, czy powiedzieć Jess o podejrzeniach, które kierował w ich stronę Nash, lecz zrezygnował, wiedząc, że doda dziewczynie tylko kolejnych zmartwień.*** -Justin ?! Jessica ?! To wy ? - rodzeństwo przywitał donośny głos Any, kiedy tylko przeszli przez próg. Brunet westchnął głośno, nawet nie próbując ukrywać swojej frustracji i kiwną głową na schody, pokazując tym gestem, aby brunetka poszła się uczyć. Jessica szybko zdjęła trampki z nóg i pobiegła na górę, zamykając drzwi swojego pokoju. Justin zaś udał się do salonu, gdzie jego matka siedziała po turecku na dywanie, a obok niej kilka kartonów i długa instrukcja. -Coś się stało ? -Nie, ale mógłbyś mi z tym pomóc ? - zapytała, marszcząc czoło, kiedy drapała się po karku.-Ojca nie ma ? - Justin kombinował na każdy sposób, aby tylko nie siedziećtutaj z Aną. -Proszę Cię, Justin. Nie dzisiaj. - ostrzegła, domyślając się poczynań syna. -Okej. - uniósł dłonie w górę w geście rezygnacji i podszedł do kartonów. Zdążył zauważyć, że była to dość nieduża szafka, którą Ana planowała zakupić już od dawna. Justin od razu zabrał się do pracy, postępując zgodnie z instrukcją, a kilka minut potem mebel stał już na swoim miejscu przy południowej ścianie tego domu obok niewielkiego kominka. -Bardzo Ci dziękuję, synu. - zaćwierkotała Ana, a Justin skrzywił się odrobinę, ale niezauważalnie, aby nie urazić kobiety, stojącej przed nim. Kiwną głową i udał się do swojego pokoju. Zdjął z siebie bawełnianą koszulkę, rzucając ją niedbale na krzesło, a w kieszeni odszukał swój telefon. Był nieco zaskoczony nieodczytaną wiadomością, widniejącą na ekranie, jako biała koperta z czerwonym wykrzyknikiem. „Nie ignoruj mnie, kochanie :* Niedługo się spotkamy i będziemy się pieprzyć do samego świtu" Justinowi zrobiło się niedobrze, docierając do końca wiadomości tekstowej. Ze złością rzucił telefon na łóżko i wyszedł na balkon, zabierając ze sobą paczkę papierosów. Na dworze było chłodno, ale wewnętrzne rozdrażnienie ogrzewało Justina, kiedy raz po raz zaciągał się trującym dymem. Laska z klubu naprawdę zaczynała go wkurzać, ale jeszcze bardziej zaczął się jej obawiać. Dziewczyna wkręciła się w niego na maksa i był pewien, że zrobiłaby wszystko, żeby mieć go kolejny i kolejny raz.Kończąc palenie, brunet wyrzucił końcówkę poza barierkę i wszedł do środka.Wzdychając ciężko, położył się na łóżku, zaplatając ręce pod głową, aby było muwygodnie. Było zbyt wcześnie by iść spać, ale Justin przeczuwał, że sen nieprzyjdzie dziś do niego zbyt szybko, dlatego leżał i myślał o niczym i musiałprzyznać, że to były naprawdę relaksujące czynności zaraz po spaniu przy bokuJessicii.*** Około północy oczy Jess zaczęły się same zamykać ze zmęczenia, kiedy siedziała na krześle obrotowym, a naprzeciwko niej leżała książka od fizyki, z której uczyła się na jutrzejsze pytanie nauczycielki. Dziewczyna westchnęła i zrezygnowała z dalszego uczenia się, kiedy po ponownym przeczytaniu 3 zdań, nie zrozumiała nic. Zamknęła książkę i odłożyła ją do plecaka. Była zbyt wykończona, żeby pójść pod prysznic, dlatego rzuciła się na łóżko w ubraniach dzisiejszego dnia. Wtuliła głowę w poduszkę i przymknęła powieki. Kilka chwil później usłyszała stukanie w ścian. Jęknęła przeciągle, nieco sfrustrowana, tłumiąc wyraz swojego niezadowolenia przez zakrycie ust dłonią. Szybko zdała sobie sprawę, że dźwięk ten pochodzi z sypialni rodziców, a zaraz po nim nadszedł cichy jęk. Jess poczuła się, jakby zjedzone śniadanie podchodziło jej właśnie do gardła. Teraz już nie miała wątpliwości o to, co się tam dzieje. Założyła na stopy puchate kapcie i poczłapała cichutko w stronę drzwi. Sama nie wiedziała co robić, lecz wiedziała jedno : sama nie zaśnie. Nogi same zaprowadziły ją do pokoju Justina. Zatrzymała się przed drzwiami i cichutko zapukała, nie będąc pewna, czy powinna to zrobić. Kiedy jednak do jej uszu dotarł ponowny dźwięk stuknięcia w ścianę, nie wytrzymała i weszła do pokoju, trzaskając drzwiami. Zaskoczony brunet zerwał się, siadając po turecku. Poczuł wyrzuty sumienia, że nie odezwał się wcześniej, lecz myślał, że to może być któreś z jego rodziców. - Co tutaj robisz? Idź spać. - Mruknął, zaspanym głosem, mimo że wcale nie spał. Myślał o tym, co powiedział mu Nash. Wszystko okazywało się dla niego cięższe z każdym dniem; godziną. - Nie mogę spać. - Westchnęła, przeczesując włosy nerwowym ruchem. - Więc...ugh, przyszłam do Ciebie i...um.. - Zaczęła rozglądać się po pokoju, nie zawieszając wzroku na żadnym konkretnym obiekcie. - Dlaczego niby nie możesz spać? - Zapytał szorstko, ponieważ przez cały czas próbował zgasić w sobie uczucia do dziewczyny, która stała na przeciwko niego. -B-bo rodzice ... -Jess nie do końca wiedziała, jak wyjaśnić to doświadczonemu w tych sprawach Justinowi, kiedy dla niej okazała się to zbyt krępujące, by o tym mówić. Czuła ciepło na policzkach i już wtedy wiedziała, że prawdopodobnie wygląda, jak burak. Justin kompletnie nie rozumiał zachowania dziewczyny, dlatego popatrzył na nią naglącym wzrokiem przez co dziewczyna wypuściła z siebie urwany oddech. -Oni uprawiają miłość. - oznajmiła spuszczając wzrok na swoje kapcie. Jess była nieśmiałą nastolatką, jeśli chodziło o chłopców, a to równoznaczne było z tym, że nigdy nie miała chłopaka. BA! Nigdy się nawet nie całowała, ale nie widziała w tym problemu. Wprost nie rozumiała jej rówieśniczek, które potrafiły sypiać codziennie z innym chłopakiem. Justin uśmiechnął się na dobór słów brunetki i jej zakłopotanie, oznaczające się na policzkach. W tamtym momencie była zbyt słodka, żeby po prostu ją wyśmiać i powiedzieć, że niektóre rzeczy należy nazywać po imieniu. Ale może to było tylko zdanie Justina, bo jego rodzice naprawdę się kochali. - Nie wierzę, że nazwałaś to w ten sposób. - Justin parsknął, spoglądając na dziewczynę roześmianymi oczami, które niemalże błyszczały. - Co w tym dziwnego? - Spytała niepewnie, wciąż unikając wzroku Jussa. -Co dziwnego jest w kochaniu drugiej osoby i wymianie z nią uczuć w taki sposób ? -To pieprzenie. Pamiętaj, ptaszyno. Nie kochanie się, czy uprawianie miłości. - odpowiedział, opuszczając się w dół, by jego plecy dotknęły miękkiej pościeli. Dopiero po tym pytaniu Od Jessici uświadomił sobie, że tak naprawdę nigdy nie kochał się z Seleną, na której zależało mu najbardziej na świecie. Za każdym razem podniecała go tak, że zachowywał się, jak wygłodniałe zwierze, które znalazło swoją ofiarę i to odklejało plastry którymi powoli, z dnia na dzień, łatał swoje złamane serce. - Mam swoje własne zdanie na ten temat. - Mruknęła, czując irytację, która powoli mieszała się z jej krwią. - Mogę usiąść na Twoim fotelu i posłuchać muzyki? - Spytała, podnosząc do góry telefon i słuchawki, które przyniosła razem ze sobą. -Myślę, że rozsądniejszym pomysłem będzie położenie się ze mną. Jess chciała zaprzeczyć, wiedząc, że pomimo wszystko i jej mieszanych uczuć, których nie mogła zinterpretowań, nie powinna tego robić. -Przestań, Jess. - przerwał jej Justin, wywracając oczami. Zdawał sobie sprawę, że będzie żałował tego, że wpuści ją do swojego łóżka, ale z drugiej strony naprawdę tego chciał. Ona była jego ostoją i tylko dzięki niej tej nocy być może zaśnie. - Cóż, może zaryzykuję. - Westchnęła ostrożnie skanując twarz brata. - Ale Ty śpisz od strony ściany. - Zaznaczyła z delikatnym uśmiechem na ustach. Chwilkę później okrywała się już kołdrą, która pachniała zupełnie jak Justin. Spodziewała się czegoś zupełnie gorszego, bo w końcu Bieber był młodym mężczyzną, a wiadomo, że ci nie dbają zbytnio o czystość swojego środowiska. Justin był inny. Jego pościel pachniała świeżością tak, jak on sam. - Mam do Ciebie pytanie. - Zagaił, przerywając spokojną ciszę pomiędzy nimi, podczas której zmęczona Jess zdążyła wygodnie ułożyć się na poduszce, a jej łzawiące oczy od późnej pory, zamknęły. Była już w półśnie, ponieważ czuła się bardzo dobrze w łóżku brata, które było niewiarygodnie wygodne. Justin przegryzł swoją dolną wargę, wsłuchując się w łagodny oddech brunetki oraz czując jej oszałamiający zapach. -Jesteś dziewicą, Jess ? Każda mijająca sekunda była ciszą, kiedy Justin czekał na odpowiedz. W końcu zniecierpliwiony odwrócił się w jej stronę, spodziewając się, że dziewczyna leży obok niego zaskoczona z zaróżowionymi policzkami. Jednakże ujrzał ją już śpiącą, na co mimowolnie uśmiechnął się, bo to była najwspanialsza rzeczy, którą mógł zobaczyć. I spała obok niego. -------------------------------------------- Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz. Dziękujemy.

You are my poison, Justin.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz