ROZDZIAŁ 23

108 9 3
                                    

Włożyłyśmy w ten rozdział wiele pracy, dlatego prosimy : CZYTASZ ? = SKOMENTUJ

Noc minęła szybko. Pomimo zdarzeń ubiegłego dnia Jessica miała dobry sen i nawet się wyspała. Kiedy zeszła na dół, rodziców już nie było. Oczywiście - opuścili dom wczesnym rankiem, aby jechać do pracy. Nie było to już nawet dla niej dziwne, ponieważ Ana razem z Jeremim byli swojego rodzaju pracoholikami. Dziewczyna przestała się tym przejmować. Miała inne problemy, które potrzebowały jej uwagi.

Zwinnymruchem nałożyła na swoje stopy trampki i ruszyła do drzwi, chcąc jechać domagazynu. Miała przy sobie pistolet, który wczoraj ponownie wręczył jej Jack,aby miała coś do samoobrony. Schowała przedmiot za paskiem spodni. Byłdobrze ukryty pod dużą, zbyt szeroką bluzą, którą przyodziała dziewczyna. Jackpokazał jej, jak obsługiwać ten sprzęt, a mianowicie jak odbezpieczyć pistoletw razie potrzeby.
Kiedynacisnęła na klamkę i odchyliła drewnianą powłokę w celu opuszczenia budynku,jej oczom ukazała się znajoma sylwetka stojąca między dwiema framugami.

-Luke? Co tutaj robisz? - Zapytała zaskoczona dziewczyna, wpatrując się wblondwłosego chłopaka.

-Twój brat kazał mi dotrzymać Ci towarzystwa. - Wyjaśnił, wchodząc do środka.Pokierował się prosto do kuchni, oczekując, że dziewczyna podrepcze za nim. -Mogłabyś zrobić mi coś do jedzenia? Nie jadłem od dwóch dni. - Poskarżył się, kładącdłoń na swoim brzuchu. Jessica zauważyła, że chłopak jest bardzo chudy, mimo iżposiadał widoczne mięśnie w ramionach. Zaczęła zastanawiać się, czy częstorobił sobie takie przerwy w jedzeniu.

- Nie możesz po prostu nie jeść. - Westchnęła, nastawiając wodę na herbatę. - Chcesz być chory? Gdybyś powiedział Justinowi, że potrzebujesz pieniędzy na jedzenie, na pewno byś je dostał. - Posłała chłopakowi karcące spojrzenie.

- Nie jestem żebrakiem. - Mruknął, siadając na wygodnym krześle. Przez jego głowę przeleciało wiele myśli. Zastanawiał się, jak to jest mieszkać w takim pięknym domu, posiadać ciągle pełną lodówkę i po prostu być normalnym.

- Masz siedemnaście lat i nie pracujesz z tego co wiem, - zaczęła Jess, szykując kopiec kanapek dla blondyna. - skąd więc bierzesz jakiekolwiek pieniądze na jedzenie i ubrania? Nigdy nie słyszałam o Twoich rodzicach.


-Dostaję jedzenie i pieniądze od Michaela, ponieważ razem robimy różnie akcje. -Powiedział. - Nie mieszkam z rodziną od dawna. Jestem włóczykijem razem zCliffordem.

- Rozumiem. - Pokiwała głową, czując się źle, ponieważ Luke powinien być wspierany przez rodziców. Był jeszcze bardzo młody i potrzebował domu. Tak samo jak Michael, który stale próbował zastąpić Lukowi dom i rodzinę. - Jak zjesz, pójdziemy do magazynu, dobra?

-Taki był zamiar. - Uśmiechnął się szeroko, atakując talerz z jedzeniem.



***

-Luke! - Krzyczała dziewczyna, kiedy jakieś obce, silne ręce ciągnęły ją doczarnej furgonetki. Szybko jednak zauważyła, że blondyn nie był w stanie jejodpowiedzieć, ponieważ został uderzony czymś mocno w głowę. - Puszczaj! -Wierzgała nogami, lecz na marne. Po chwili znalazła się na tyłach dużegosamochodu. Mężczyzna w kominiarce posłał jej ostrzegające spojrzenie,lecz nie odezwał się ani słowem. Jess mimo panicznego strachu próbowała walczyći krzyczeć, lecz drugi z oprawców szybko sobie z nią poradził, zaklejając jejusta i związując jej dłonie.

-Siedź spokojnie dziwko, jeśli chcesz przeżyć! - Wrzasnął, popychając ją wstronę nieprzytomnego Hemmingsa. Jessica nie miała pojęcia co działo sięwokół niej. Wszystko stało się tak szybko. W jednym momencie szła z Lukiem wstronę magazynu, a w drugim leżała zakneblowana w farnej furgonetce. Łzy zaczęłyniekontrolowanie lecieć z jej oczu, gdy spojrzała na spore rozcięcie na czolechłopaka. Przyłożyła szybko usta do jego nadgarstków, sprawdzając puls. Żył.
***


You are my poison, Justin.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz