ROZDZIAŁ 24

76 5 3
                                    


Jest nam miło poinformować, że jesteśmy teraz już w połowie tej części opowiadania ;) Zdradzimy jeszcze,że kolejne wydarzenia będą bardzo przełomowe dla wszystkich bohaterów :D Miłego czytania :*



-Jak leci ?

Następnego dnia rano, głowa Justina pojawiła się pierwsza w drzwiach pokoju Jessici, zanim do tej części ciała dołączył cały tułów. Jessica odłożyła na bok czytaną właśnie książkę i podciągnęła do siebie koc, dający jej przyjemne ciepło. Nie można było powiedzieć, że była dziś totalnie bez humoru, ale nadal przeżywała to co działo się wczoraj. Nie zadzwoniła nawet, aby dowiedzieć się, co u Luke'a, który wylądował na ostrym dyżurze, gdyż bała się tego, co może usłyszeć.

-Jest okej. - odpowiedziała, zaciskając wargi, co prawdopodobnie miało być jakąś imitacją uśmiechu.

Nieusfakcjonowany Justin, westchnął głośno i wszedł w głąb pokoju, przymykając za sobą drzwi. Pokonał niewielki kawałek dzielący jego i Jessi i usiadł na krańcu łóżka.

-Przepraszam. On też nie czuł się dobrze mimo iż wiedział, że Hemmings wyzdrowieje.

-To nie twoja wina, Juss. - Jessica położyła swoją rękę na jego, przez co od razu dostała rumieńców. Bieber uśmiechnął się do niej delikatnie.

– Nie powinnam była wtrącać się w wasze sprawy. Przez to mieliście jeszcze więcej kłopotów. Dopiero teraz dziewczyna zdała sobie sprawę, jak lekkomyślnie postępowała. Raz na zawsze zrezygnowała z udowadniania Justinowi, że wcale jej nie zranił, a ona czuje się wyśmienicie. Tak naprawdę cierpiała i musiała to robić, tłumiąc w sobie wszystkie emocje.

-Ja powinienem Cię pilnować, a nie ciągle prowokować.

-Nie jestem bez winy, Justin.

-Ale to ja jestem starszy.

-Wiek nie ma z tym nic wspólnego. Ważne, że już jest wszystko okej. - uśmiechnęła się pokrzepiająco, dzięki czemu Justinowi zrobiło się lżej. Nie ma słów, aby opisać to jak wczoraj się o nią martwił. Była najważniejsza w jego życiu. Była jego małą księżniczką.

-Czyli z Tobą też jest okej ? - zaśmiał się.

-Tak. - odparła, przegryzając wargę. Justin szybko przerwał tę słodką atmosferę, wiedząc, że za chwilę może się nie powstrzymać przed pocałowaniem jej.

-Muszę gdzieś pojechać.

-Do Seleny ?

-Nie, do detektywa. - mówiąc to wstał, poprawiając czarną bluzę z kapturem.

-Jechać z Tobą ? - zaproponowała, poruszona sytuacją. Dobrze wiedziała, że Justin może później potrzebować wsparcia.

-Nie trzeba. - zaprzeczył, schylając się, być szczelniej przykryć Jessicę, co było dla niej niewiarygodnie cudownym uczuciem. -Odpoczywaj, księżniczko. - wyszeptał, oddając jej szybkiego całusa w czoło. Jessica chciała poprosić jeszcze, by pozwolił jej jechać, lecz chłopak niczym burza wybiegł z pokoju. Bała się o niego i z całej siły próbowała przekonać swój mózg, by myślał w bardziej pozytywny sposób.

***

Smród w starej kamienicy jakby zwiększył swoją intensywność. Przechadzając się po schodach Justin natknął się na starą strzykawkę, którą bez wahania kopnął gdzieś w kąt. Zastanawiało go tylko dlaczego tak dobry detektyw musiał zrobić swoje biuro w tak obskurnym miejscu. No tak, nie rzucał się w oczy. Menele i narkomani pozostaną cicho, gdy tylko da im się kilka dolarów za milczenie. Zdejmując kaptur z głowy, przystanął przy drzwiach z numerkiem siedem. Zadzwonił dzwonkiem kilka razy, krzyżując nogi. Naprawdę tylko oszukiwał siebie, że wcale tak bardzo nie przejmuje się tym, co ma dla niego detektyw, bo przecież od dawna przygotowywał się na tą prawdę. Zamek skrzypnął trzy razy, zanim w futrynie ukazał się mężczyzna.

You are my poison, Justin.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz